- Słoneczko - wyszeptałem. Grace skuliła się jeszcze bardziej. Niepewnym krokiem podszedłem do jej łóżka i ostrożnie usiadłem. Położyłem dłoń na jej plecach i zacząłem je gładzić. Poczułem jak się uspokaja.
- Tato - usłyszałem - dlaczego akurat ona?
Wiedziałem, że chodzi o Emmę. Nie potrafiłem jej odpowiedzieć. Ogarnął mnie smutek. Tak ogromny smutek i bezradność. Byłem zły na Monicę, na siebie.
- Nie wiem. Mama jest i będzie z nami. Nikt i nic jej nie zastąpi, to pewne.
- Mylisz się. Ona chce ją zastąpić! Ona...
Przerwałem ten pełen gniewu wywód mojej córki i doskonale to rozumiałem. Objąłem jej ciało ramionami i przytuliłem najmocniej jak potrafiłem. Nie mogę tak dłużej. Postanowiłem zadzwonić do mojego szefa i zgodzić się na propozycję delegacji. Nie jest to dobry pomysł, zwłaszcza w tym momencie, ale nie daję rady się użerać z tymi kobietami.
- Wszystko się ułoży - odrzekłem i opuściłem pokój Grace.
* Grace *
Ułoży? Ułoży?! Nie chce mi się wierzyć jakoś. No może oprócz tego, że dostałam się do BDC. Będę mogła wyjechać i odciąć się od ojca i tej jego rudej suki. Tata też niezły zawodnik. Nie reaguje kompletnie na to co dzieje się między nami. Pff już raczej mi nie pomoże, tylko ewentualnie ucieknie.
Ta koperta mnie woła. Co jakiś czas mój wzrok zatrzymuje się na niej. Postanowiłam do niej zajrzeć i tym razem dokładniej przeczytać jej zawartość.
Osłupiałam. W jednej chwili stałam się jak głaz. Jebany głaz. Na dole widniała informacja " osoby, które dostały się do naszej akademii, powinni mieć następujące cechy...".
Dalej tylko informacje o wymiarach jakie tancerka powinna mieć. Tańczę balet od zawsze. Jestem szczupła, wysportowana, ale moje wymiary przekraczają kryteria conajmniej dwa razy. Mam dwa miesiące aby osiągnąć rozmiar 34. Marzenie większości dziewczyn. To chore. Ale...od zawsze chciałam tańczyć pod okiem największych tancerzy i choreografów na świecie. Nie mogę zmarnować takiej szansy.Hmm ale w jaki sposób mam zrzucić 10 kilogramów w dwa miesiące? To tylko może wiedzieć... kurwa....Monica.
* James *
Wyszedłem na werandę. Rozsiadłem się wygodnie w fotelu. Przerzucałem telefon z ręki do ręki. W końcu wybrałem numer do mojego szefa.
- Słucham?
- Witam Panie Johns.
- Ooo pan Miller. Namyślił się pan?
- Yyyy tak. Chciałem...powiedzieć chciałem...
- Jutro godzina 8 rano, pod budynkiem biura. Wyjazd około godziny 9. Kierunek, California. Miłego dnia Panie Miller.
Nie ma odwrotu. Jadę na szkolenia. Dlaczego uciekam od tego wszystkiego? Dlaczego jestem taką pizdą, że nie potrafię stawić czoła problemom? Jestem wściekły na siebie. Za wszystko. Za to, że Emma odeszła, za to, że Monica i Grace się nienawidzą. Za wszystkie problemy obwiniam siebie. Może i słusznie. Skutek bycia życiową pizdą.
Uderzyłem z całych sił pięścią w ścianę domu. Musiałem się wyładować. Dłoń lekko się zaczerwieniła, a z kostek zeszła skóra. To i tak nie uśmierzyło bólu, który siedział gdzieś głęboko we mnie. I raczej nic już nie uśmierzy... Wchodząc do domu zobaczyłem coś niezwykłego. Obrazek jakiego nigdy bym się nie spodziewał. Monica rozmawiała z Grace. ROZMAWIAŁA. Szok, że w ogóle przedywały obok siebie dłużej niż 30 sekund.
* Ann *
- Monica.. - rzekłam chłodno.
- Grace..- odparła - Czyżbyś chciała coś od mojej osoby, której tak niecierpisz?
- Za dwa miesiące idę na studia do akademii...a w sumie cię to nie powinno obchodzić. Każą schudnąć 10 kg. A ty mi w tym pomożesz skoro i tak masz już pojebane w głowie na temat tych wszystkich fit spraw.
- Hah - zaśmiała się - w końcu ktoś jest mojego zdania, że jest Cię za dużo. I ty, Grace Miller prosisz mnie, Monicę Miller...
- Ekhm - chrząknęłam - Mitchel.
- Prosisz mnie o pomoc? Niewiarygodne - odrzekła nakrywając się kocem. - Cieszę się, że przejrzałaś na oczy. Pomogę Ci.
- Mam tylko dostać się na akademię. To jest mój cel. Tylko dlatego powstrzymuję się od zwymiotowania w trakcie naszej "rozmowy".
Obróciłam się na pięcie i poszłam do kuchni. Byłam mega głodna. Czułam jakby żołądek przysechł mi do kręgosłupa. Z kanapy zerwała się Monica i z szybkością światła znalazła się tuż obok mnie krzyżując ręce na piersiach.
- Chcesz schudnąć? To nie żryj tostów! - wykrzyknęła zabierając mi talerz z kanapkami. - Sałata, marchew, jarmuż... - wyjmowała warzywa dając mi je do ręki.
- No i co to ma być?
- Sałatka. Zaufaj mi. Posmakuje Ci. A potem idziemy ćwiczyć.
- Ćwiczyć?
- Nie schudniesz siedząc na dupie i wpieprzając czekoladę! Zrobie Ci sałatkę, a ty idź się przebrać.
Machnęłam rękami i z ogromną niechęcią poszłam na górę. Kurwa... a może Monica serio miała racje, że jestem za gruba? Powoli sobie to uświadamiam. Gdybym posłuchała jej wcześniej to... teraz byłabym jak supermodelka w rozmiarze 34. Dlaczego tak długo się zapierałam? To tylko zmiana na dobre.
Znalazłam jakieś buty do biegania, legginsy i bluzkę na ramiączkach. Włosy związałam w kitkę i zmotywowałam się do działania. Ale nadal dziwiło mnie trochę zachowanie Monici. Tak chętnie zabrała się za zmienianie mojej osoby. Hmmm. Coś tu musi być nie tak. Ale teraz przejmuje się tylko tym, że nie uda mi się schudnąć i nie dostanę się na wymarzone studia. A to byłby pierwszy gwóźdź przybity do mojej trumny.
- Grace - usłyszałam głos Monici wyrywający mnie z zamyślenia. Aha, sałatka gotowa. Zdrowy trybie życia witaj, Nowy Yorku nadciągam.
***
Witajcie. Przepraszam, że rozdział pojawia się dopiero teraz, po tak długiej przerwie, ale sprawy zdrowotne nie pozwoliły mi na dalszą pracę. Mam nadzieję, że mi wybaczycie ludziki, a wynagrodzę wam to falą nowych rozdziałów. Kolejny już jutro.
Pokażcie mi, że jesteście moje ludziki. :)
CZYTASZ
Ideał?
Teen FictionGrace to typowa, normalna nastolatka. Wszystko układało się wspaniale, ale do czasu. Los zrzucił na nią duży bagaż, którego nie potrafiła unieść. Sama nie wydostanie się z sideł szarej rzeczywistości. Pytanie, czy w ogóle się wydostanie...?