Jennifer bardzo lubiła torty o smaku czarnej porzeczki, jednak gdy dowiedziała się, że ciasto urodzinowe Jasona jest tak na prawdę wykonane z czarnej papki z jeżyn z dodatkiem starej bitej śmietany, zrobiło jej się słabo. Przewróciła oczami i spojrzała na matkę, która radośnie krzątała się po kuchni i nuciła pod nosem - była szczęśliwa z powodu urodzin swojego synka.
- Więc kupiłaś coś bratu, Jenn? - zapytała z uśmiechem na twarzy.
Jennifer zawahała się, przypomniała sobie jednak o podarunku Xaviera. Wciąż nie wiedziała co było w tajemniczym pudełku, jednak kiwnęła twierdząco głową.
- Tak, mamo, kupiłam.
- Jestem z ciebie dumna! - ucałowała córkę w czoło - Mam nadzieję, że mu się spodoba!
- Tak, ja tez mam taką nadzieję. - W myślach liczyła na to, że w prezencie będzie bomba, lub coś podobnego.
- Właśnie! - przypomniała sobie matka - Dzisiaj przyjeżdża też babcia Gienia. Twój ojciec nalegał, by ją zaprosić. Mało temu staremu babsztylowi już zostało...
- No nie! - krzyknęła z protestem w myślach Jenn. Już wujka Kazika by zrozumiała ale babkę Gienkę?!
Matka westchnęła. Była tego samego zdania. Wtedy przez drzwi do kuchni zajrzał ojciec.
- Witaj, rodzinko! - zawołał z entuzjazmem - Gdzie jest nasz jubilat? Trzeba zaśpiewać sto lat!
- Jeszcze nie wrócił - powiedziała Jenn i wywróciła oczami.- Pewnie dokańcza swojego kota na lunch z "kumplami"
- Jenn! Jak tak możesz mówić o własnym bracie? - zapytał z wyrzutem tata.
Prychnęła i tupnęła o ziemię, po czym wybiegła do swojego pokoju.
Jak oni mogli nie zauważyć, że ona go nie znosi? Rzuciła się na łóżko i zaczęła walić pięściami o poduszkę, kiedy jej uwagę przykuło pudełko od Xaviera leżące na biurku.
- Co w nim jest? - To pytanie nurtowało ją najbardziej. Miała wrażenie, że pudełko wydaje jakiś dziwny stłumiony dźwięk skrobania drzwi czy coś w ten deseń.
Po plecach przebiegł ją dreszcz. A co jeśli to JEST BOMBA?
Jeśli miałoby to rozczłonkować facjatę Jasona, nie miała nic przeciwko.
Spakowała je do ozdobnej torebki i stwierdziła ze jakoś musi przetrwać te urodziny.
* * *
Rozległ się dźwięk dzwonka po całym domu.
- Babcia Gienia! - krzyknął uradowany tato.
Otworzył drzwi staruszce, która jak zwykle była ubrana w fioletowy sweter, fioletowy beret, fioletowe klapki i spódnicę koloru... ciemno fioletowego.
Za grosz gustu, pomyślała Jenn.
Babcia wbiła do domu i szybko się rozgościła, rzuciła klapki pod drzwi, podała berecik Jennifer, by go zawiesiła, po czym rzuciła się na wygodną kanapę, włączając telewizor.
- To co tam u was, robaczki?
- Świetnie babciu, jak zwykle zresztą - powiedziała mama, z trudem ukrywając irytację. Jednak babka miała się nieźle i trzymała się dobrze. Była jak karaluch - niczym nie można jej było wytępić.
Jennifer szybko pobiegła do babci, licząc, że ma dla niej jakiś prezent.
- Babciu... - zaczęła słodkim tonem.
- Ale ty urosłaś, pscółko! - uścisnęła ją w policzek - Zaczynasz być już dorosła! Nawet chyba wyrosłaś już z miseczek A!
Twarz Jenn pokryła się takim ciemnym rumieńcem, że nawet gruba warstwa podkładu nie zakryłaby go.
- To gdzie ten czarnuszek? - zapytała babcia.
- Jeszcze nie wrócił, ale dzwonił, że już wraca - powiedziała mama. Wtedy ktoś wbił do domu. Bo głośnym tupaniu Jenn rozpoznała brata - O wilku mowa!
- Wróciłem! - krzyknął z przedpokoju. - Zaraz do was przyjdę, tylko rozsznuruję buty!
Był bardzo spokojny - jak zawsze zresztą. Miał delikatny głosik i piękne, delikatne rysy twarzy. Tylko jego wygląd satanisty robił z niego oblecha. Mimo osiemnastu lat, wciąż jeszcze nie przeszedł do końca mutacji - Jenn niesamowicie śmieszyło to, jak raz na jakiś czas łamal mu się głos. Zazdrościła mu jednak długich rzęs, które odziedziczył po matce - ona miała tylko króciutkie włoski, przez co musiała używać sztucznych rzęs.
- No to zaczynamy te bibę! - zawołał tata. Zawsze starał się być rozrywkowy, jednak nigdy mu to nie wychodziło.
Jason uśmiechnął sie do Jenn - nie lubił się z nią kłócić, miał naturę pacyfisty, ustępował jej nawet miejsca w drzwiach, czy przepuszczał rano w kolejce do łazienki. Ale jej z jakiegoś powodu coś w nim nie pasowało. Prychnęła na niego.
Rodzinka usiadła przy stole, a gdy Jason zdmuchnął świeczki, wszyscy (oprócz Jenn) zaczęli śpiewać "sto lat"
Gdy doszło do rozpakowywania prezentów, Jenn poczuła ukłucie zazdrości - czemu ona nic nie dostała? Nie obchodziło ją, to że to nie były jej urodziny, jej tez coś się należało, chociażby za tę przygodę z Xavierem.
Po rozpakowaniu prezentów od rodziców babci (od których dostał kartę podarunkową w sephorze i komplet piżam z trupią czaszką)
przyszedł czas na prezent od Jennifer.
W czarnym pudełeczku była figurka! Wygladało to jak gargulec, albo nauczycielka matmy Jenn, ale niewątpliwie spodobało sie Jasonowi.
- O ja... Dziękuję siostro! - zawołał z entuzjazmem - Postawię to sobie na biurku!
Urodziny trwały dalej. Jennifer jak i reszta nie wiedzieli jeszcze jak działa ta figurka i jak zmieni ich życie. Wszystko zaczęło się ujawniać jeszcze tego samego dnia...
CZYTASZ
Z pamiętnika typowej Jennifer
VampireHistoria o Jennifer, która spotyka tajemniczego chłopaka...