Rozdział 11

370 18 7
                                    

*Oczami Letty*
Nie chciałam w to wszystko wciągać Mayi. Ale była ona moją jedyną deską ratunku. Bez niej mogłabym się pożegnać choćby z próbą ratowania Dominic'a. Bo o ściąganiu całej rodzinki do Nowego Jorku, nie było nawet mowy. Prędzej zamknęli by mnie w psychiatryku, niż byś zdążyli cokolwiek ustalić. I to bez dwóch zdań. A z Maya miałam chociaż tą pewność, że nie siądzie mi na głowę. I nie będę musiała się martwić, że mnie nie posłucha czy zrobi coś głupiekogo. Byłam pewna, że jak każę jej uciekać, to ona to zrobi. Bez zadawania zbędnych pytań. Bądź zgrywania bohaterki. To nie ten typ. A żeby uratować Dom'a musimy działać zgodnie z planem. I nie ma miejsca na choćby najmniejszy błąd. Bo wszystko weźmie w łeb. A tego chciałam uniknąć. I to za wszelką cenę. Pozostaje tylko pytanie czy nie wejdzie nam w drogę ktoś z jej bliskich. Albo któryś z tych pajacy, o których już tyle słyszałam. Najbardziej obawiałam się Joshuy Mathews'a. Był przecież agentem FBI. A po tych nie wiadomo czego się można spodziewać. Niestety Hobbs nie może go unieszkodliwić. A takie rozwiązanie bardzo by pomogło. Niestety agencik nie był jego podwładnym. Wielka szkoda. Byłby chociaż jeden kłopot z głowy. A tak? Muszę się martwić czy nie wpadnie n w środku imprezy. To jest przerażające. W Los Angeles muszę się zamartwiać czy Rome nie odwali jakiejś głupoty. A tutaj o pieprzonego agencika. Jak już uratuje Dominic'a to go zabiję. Bo to wszystko jego wina. On go wciągnął do naszej rodziny. I to przez to musiał ratować mu skórę. Oczywiście jak zwykle wszystko sprowadza siębdo Toretto. To już chyba jakaś tradycja. Dupek ma szczęście, że go kocham. Bo było by z nim ciężko. Ani Mia, ani Brian by go nie uratowali. Ba! Nawet Hobbs nie byłby w stanie mnie powstrzymać. Co do tego nie miałam wątpliwości. Zaparkowałam pod kamienicą, w której mieszkała Maya. Miała tu na mnie czekać. Ale jej nie było. Jakby zrezygnowała, dałaby mi znać. Ale telefon milczał. Coś się stało? Mam nadzieję, że nie. Wysiadłam z Challenger'a. Rozejrzałam się. Nie ciekawa okolica. Taka w jakiej sama się wychowałam. Pewnie dlatego nie wzbudzała we mnie lęku. Innego wyjaśnienia nie widziałam. Drzwi na klatkę były zamknięte. Chwała schodom pożarowym i notorycznie nie zamykanym przez Mayę oknom. Wdrapałam się na odpowiednie piętro i... Wybuchłam niepohamowanym śmiechem. Maya całowała się z jakimś blondaskiem. I jeżeli się nie myliłam był to znienawidzony przez nią Lucas Friar. Słodko. Odskoczyli od siebie jak popażeni. To jest przekomiczne. Weszłam do pokoju.
-Letty.- Hart była bardzo zmieszana.- To już?
-Owszem.- bawiło mnie to wszystko.- Mogłaś dać znać, że masz gościa. Wpadłabym trochę później. Nasze plany nie uciekną. A chłopak owszem
-Nie zaczynaj.- ofuknęła mnie.- swoją drogą poznaj Lucas'a.
-Hej, Kowboju.- uścisnęłam blondasowi dłoń.- Sporo o tobie słyszałam. I to w niezbyt miłych latywach. Jestem Letty.
-Miło mi.- był speszony.- Na mnie już pora. Miłej zabawy.
Wyszedł, a ja ponownie wybuchłam śmiechem. Oni są poprostu uroczy. Zachowują się jak zakochana gówniarzeria. Sama słodycz. Aż się żygać chce. A Maycia z pewnością noe wie czego chce.
-No i z czego tak się cieszysz.- skrzyżowała ręce na piersi.
-Nie gniewaj się.- stopniowo się uspokajałam.- Kocham cię, ale zachowujesz się jak zakochana gówniara. Nie masz pojęcia czego chcesz. I ty jesteś tego świadoma. Mogę się załorzyć, że cały wieczór będziesz sobie o ten pocałunek, pluła w brodę. Tylko błagam. Nie zwal wyścigu. To moja jedyna prośba.
-O to nie musisz się martwić.- wierzyłam jaj.- Za kółkiem jestem całkiem inną osobą. I chyba ty wiesz o tym najlepiej.
-To fakt.- spoważniałam.- Musimy jechać. Nie może nas nic ominąć. A musimy skoczyć jeszcze po Chevroleta.
-No to lecim.- skierowała się do wyjścia.
-Czekaj.- postrzymałam ją i wręczyłam spluwę.- Weź to. Może się przydać. I to bardzo.
-To już ustaliłyśmy.- przyznała. Byłam zadowolona, że to właśnie Hart mnie wspiera. Nikt jak ona nie rpzumiał co znaczy dla mnie rodzina. Bądź miłość. Byłyśmy ulepione z jednej gliny. Może nie znałam jej tak długo jak Mii. Ale była dla mnie siostrą...
~~~
No i jest.
Mam nadzieję, że jako tako wyszedł
Pierwszy rozdział z punktu widzenia kogoś innego
Ale to jest potrzebne
Inaczej dalsze rozdziały byłyby bez sensu
Nie wiem czy napiszę jeszcze z czyjejś innej perspektywy
Jak macie jakieś sugestie to dawajci
Buźka
*Sky Hart

Hope Is For Suckers (Zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz