Rozdział 7

473 30 6
                                    

Tego się nie spodziewałam. Co on tu do cholery robił?! Dlaczego to był akurat on?! I z kąd do cholery zna gościa, który grozi mi nożem?! Tego było dla mnie za wiele. Z nadmieru sprzecznych emocji zaczęło kręcić mi się w głowie. Nie mogłam zebrać myśli. Poprostu jazda bez trzymanki. Czułam, że długo tego nie wytrzymam. I oczywiście miałam rację. Otoczyła mnie ciemność...
~***~
Bolała mnie głowa. I mnie mdliło. Byłam zwyczajnie na ostrym kacu. Musiałam zdrowo przesadzić z Koroną. Nie potrafiłam się zmusić do otwarcia oczu. Miałam legendarnego kaca. I co ja mam zrobić? Nie mam siły otworzyć oczu. To co tu dopiero mówić o podniesieniu się i poszukaniu pieprzonej aspiryny. Pprażka na całej lini. Usłyszałam jak ktoś wchodzi do pokoju. Czyżbym po pijaku zadzwoniła po Riley? W sumie to prawdopodobne. Nie pamiętam jak dostałam się do domu. Wymruczałam pod nosem coś, czego sama nie byłam w stanie zrozumieć. Ale to nie istotne. Chciałam tylko, żeby przyjaciółka wiedziała, że już nie śpię. Poczułam jak siada obok mnie. Poczułam jak ktoś głaszcze mnie po własach. I to w cale nie była Rils.
-I jak się czujesz?- to był Josh. W pierwszej chwili miałam ochotę krzyczeć. Jednak bezwład całego ciała skutecznie mi to uniemożliwił. Przypomniałam sobie wydarzenia z nocy.
-O nie.- jęknęłam tylko. Oczywiście. Musiałam zemdleć. A Matthews'owie to przecież rodzina bohaterów. Musiał mnie zabrać z tego pieprzonego parku. Zmusiłam się do otwarcia oczu. Ujrzałam jego zmartwiona oblicze. Miał przecięty łuk brwiowy. Usiadłam gwałtownie. Zakręciło mi się w głowie. Zignorowałam to.
-Co ci się stało?- moja pieprzona empatia.
-To nic takiego.- miałam ochotę za to kiepskie kłamstwo strzelić mu lepa.
-Jasne.- wstałam. Kolejna fala zawrotów głowy. Ale utrzymałam się na nogach. Dopiero teraz zorientowałam się, że nie jestem w moim domu. Spojrzałam na niego pytająco. Domyślił się, że szukam toalety. Wskazał mi odpowiednie drzwi. Weszłam do pomieszczenia. Bez problemu znalazłam apteczkę. I wróciłam do sypialni, gdzie nadal siedział Josh. Bez słowa usiadłam przed nim i przyjrzałam się ranie.
-Mogłeś chociaż wodą przemyć.- westchnęłam. Przemyłam mu ranę wodą utlenioną. Na szczęście nie była zbyt głęboka. Obeszło się bez szycia. Założyłam mu nie duży opatrunek. Nawet z nim wyglądał bosko. Przejechałam palcami od jego czoła do policzka. Spojrzeliśmy sobie w oczy. To wina kaca? Czy moje serce wariuje? Nie potrafię zrozumieć samej siebie. Ale miałam nie pohamowaną ochotę, pocałować go. Poprostu nie mogłam się oprzeć. I zrobiłam to. Pocałowałam go. Z całą tęsknotą i potrzebą bliskości drugiej osoby, które tkwiły w moim sercu. Pozwoliłam wziąć im górę. A Josh'owi ewidentnie się to spodobało. Mi szczerze mówiąc również. Tak nie powinno być. Ale nie potrafiłam nic z tym zrobić. Nie chciałam nic z tym zrobić. Zbyt długo byłam sama. To robi swoje. A później kończy się jak kończy. Czyli jak w tym przypadku, siedzę na kolanach dupka, który złamał mi serce i pozwalam mu się całować i badać dłońmi moje ciało. To napewno dlatego, żebjestem na kacu. Jeszcze alkohol do końca nie wyparował. To tylko i wyłącznie dlatego. Nic po za tym. Na pewno. To nie może być nic więcej...
~***~
Nie mogłam uwierzyć w to do czego doszło pomiędzy mną a Josh'em. To było mega przyjemne. Ale... Poczułam jak Matthews całuje mnie w ramie nie przykryte kołdrą. Wiedziałam, że nic z tego nie będzie. A jednak nie potrafiłam tego przerwać...
***
No i jest
Co tu dużo mówić
Komplikujemy o tyle

Hope Is For Suckers (Zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz