Rozdział 1

1K 50 3
                                    

Czas płynął wybitnie szybko. Już minął miesiąc od mojego przyjazdu do Nowego Jorku. Byłam przez ten czas strasznie zabiegana. Pomoc Riley w przygotowaniach oraz pomoc mamie i Shawn'owi. Mówiąc szczerze, byłam załamana. Tydzień po przyjeździe dowiedziałam się, że mój ojczym jest chory na raka. Ta informacja mnie zdruzgotała. Hunter był dla mnie bardzo ważny. Byłam zadowolona, że sam mi o tym powiedział. Ale mimo to nie potrafiłam się z tym pogodzić. Nie chciałam. Potrzebowałam go. Nie wyobrażałam sobie życia, w którym go już nie ma. Był moim doradcą, mentorem, tatą... Miałam nadzieję, że to on kiedyś w przyszłości poprowadzi mnie do ołtarza. A wyglądało na to, że do tego nigdy nie dojdzie... Siedziałam w sypialni mamy i Shawn'a szykując się na uroczystość. Tak. Dziś miał się odbyć drugi ślub Minkusów. Cieszyłam się ich szczęściem. Ale nadal nie wiedziałam kto ma być świadkiem. Riley stwierdziła, że to ma być niespodzianka. Ja nie miałam zbyt wiele do gadania.
-Maya...- so pomieszczenia weszła mama.- Wow. Córeczko, wyglądasz zniewalająco.
-Dziękuję.- wstałam od toaletki.- Rils wybrała mi sukienkę.
-I to był dobry wybór.- stwierdziła moja rodzicielka.- Do twarzy ci w bieli. A wybrałaś już piosenkę, którą zaśpiewasz?
-Owszem.- stwierdziłam.- zaśpiewam im 'Eyes wide open'. Riley pomagała mi przy pisaniu tej piosenki i myślę, że będzie idealna.
-Taka sentymentalna.- Katy obdarzyła mnie uśmiechem.- Ale pora już się zbierać, bo się spóźnimy.
-Jeszcze tylko torebka.- chwyciłam przedmiot i zeszłyśmy na dół. W salonie wysłuchałam komplementów od Shawn'a i dopiero wyszliśmy. Do kościoła dojechaliśmy w samą porę. Przywitałam się z Matthews'ami. Ale brakowało mi jednej osoby. Gdzie jest Auggie?
-No nie wierzę...- usłyszałam za swoimi plecami i się odwróciłam.- Maya Hart. To naprawdę ty?
-Auggie!- rzuciłam się 22 latkowi na szyję. Z tej radości, aż mnie podniusł i obrócił się w miejscu.
-Pięknie wyglądasz.- stwierdził odstawiają mnie na ziemię.
-A ty wyprzystojniałeś.- stwierdziłam z szerokim uśmiechem.- I szczerze? Mam nadzieję, że to ty jesteś świadkiem.
-Nie, nie ja.- zaśmiał się.- Ale ktoś kogo doskonale znasz.
-Mam się bać?- dlaczego nikt nie chce mi powiedzieć w prost?
-Myśle, że nie masz czego?- puścił do mnie perskie oko. Co tu się do cholerci dzieje? Czuję się jak bym grała w jakiejś telenoweli. A to nie wróży nic dobreg.
-Chodźcie, bo zaraz się wszystko zacznie.- podeszła do nas Topanga.- Maya, a ty jeszcze nie z Riley? Przecież ty i świadek idziecie pierwsi.
-Halo, ja nawet nie wiem kto jest świadkiem.- zauwarzyłam.
-Zaraz wszystkiego sie dowiesz.- Cory połorzył mi rękę na ramieniu i weszliśmy do kościoła. W przedsionku byli już Minkusowie i ktoś kto stał do mnie plecami. Rodzice Rils i moi przeszli do środka. A nasza czwórka zpstał w przedsionku.
-Maya, w końcu jesteś.- ucieszyła się na mój widok przyjaciółka.
-Ja owzem.- wzruszyłam ramionami.- A świadek?
-O to i on.- obwieścił Farkle ustawiając się za moimi plecami. Mężczyzna, który stał do mnie tyłem, odwrócił się twarzą. A pode mną ugięły się kolana. To był on. Jeden z powodów mojej ucieczki z Nowego Jorku. Lucas Friar. To chyba jakiś żart. Kpina. Kiepski dowcip. Dobrze, że Minkus stał za moimi plecami. Chociaż mnie przytrzymał.
-Cześć Maya.- Kowboj obdarzył mnie uśmiechem.- Miło cię znowu zobaczyć. Wyglądasz pięknie.
-Rils powiedz, że mogę się jeszcze wycofać.- spojrzałam na przyjaciółkę błagalnie.
-Przykto mi Maya, ale już za późno.- szatynka była zadowolona, że jej plan się pwiódł.- I na weselu siedzicie obok siebie.
-Już czas.- ktoś do nas zajrzał. Nawet nie wiedziałam kto. Stanęłam o własnych siłach. Ustawiłam się z Lucas'em przed Riley i Fakle'm. Nawet nie spojrzałam na Huckleberry'ego. Bałam się na niego spojrzeć. Wystarczy, że muszę znosić jego towarzystwo. Chociaż naprawdę tego nie chcę. Nie bez powodu, gdy wpadałam w odwiedziny, zawsze go unikałam jak ognia. Do moich uszu dobiegł dźwięk marszu weselnego. Drzwi przed nami stanęły otworem. Niechętnie chwyciłam Fria'a pod ramię i ruszyliśmy. Czułam na sobie spojrzenia wszystkich. Starałam się uśmiechać i nie okazywać jak bardzo mi ta sytuacja nie odpowiada. Byłam zadowalons, gdy dotarliśmy do ołtarza i mogłam stanąć po przeciwnej stronie niż Ranger Rick. Mimo, że na niego nie patrzałam, wiedziałam, że on nie odrywa ode mnie wzroku. Czułam to. A zwłaszcza w twdy, gdy Riley wręczała mi swój bukiet. Dlaczego on tak się gapił? Przecież doskonale wiedział,mże tego wręcz nienawidzę. Mimo to, to robił. I to przez cała ceremonię...

Hope Is For Suckers (Zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz