Rozdział Siódmy

3.8K 249 34
                                    

Nie wiązałam z lekcją wychowania fizycznych większych nadziei. Gdzieś, w środku mnie, tliła się nadzieja, że nauczyciel mnie zaczepi. Porozmawia. Zrobi, cokolwiek.

Ale jak wiadomo nie od dziś, nadzieja matką głupich i gdy przebrana w strój sportowy, wraz z resztą dziewcząt, czekałam na nauczycieli pod halą, poczułam, jak zaczynam się denerwować i pocić. No bo, koniec końców wyszłam na nieodpowiedzialną smarkulę, która nie potrafi nawet zadbać o swoje bezpieczeństwo. Skompromitowałam się, w dodatku na jego oczach. Koszmar.

Nauczycielka podeszła do nas i otworzyła drzwi na boisko zewnętrzne. Szybko poinstruowała nas jak mamy zacząć się rozgrzewać, a ona pójdzie po piłki. Piłki do rugby.

- O, nie – jęknęła El, wzdychając ciężko. – Nienawidzę rugby. Wiesz, na czym to polega?

- Tak... - przytaknęłam, jednak nie byłam tego do końca pewna. Uwielbiałam Wielką Brytanię, ale nigdy nie byłam szczególnie zainteresowana sportami. – Coś kojarzę.

- Nie chce mieć znowu siniaków... - spochmurniała i skrzyżowała ręce. – Ostatnio, gdy, jeszcze w poprzedniej szkole, graliśmy w rugby, mało co nie straciłam zęba.

- Niedobrze – tym razem to ja burknęłam.

Oh, cudownie. Zapowiada się naprawdę ekstremalna lekcja. Przecież zwyczajny wf jest katastrofą w moim wykonaniu. Potykam się o własne nogi, nie mówiąc o wiecznym wpadaniu na kogoś. Szkoła powinna być bezpiecznym miejscem, prawda? Nauczyciele nie będą ryzykować naszym zdrowiem i życiem?

- Na pewno nie będzie tak źle – dodałam po chwili.

- Nie wiesz, co mówisz...

- Ekhm – usłyszałyśmy za sobą chrząknięcie.

El i ja natychmiast odwróciłyśmy się w stronę nauczyciela.

- Dzień dobry, profesorze – powiedziałyśmy równocześnie, ale ja, w porównaniu do koleżanki, spiekłam pięknego, soczystego buraka. No cudowny wstęp do zajęć.

- Dziewczyny, czemu się nie rozgrzewacie? – zapytał z lekkim wyrzutem nauczycielem, nie zaszczycając mojej osoby nawet spojrzeniem.

- Wie pan – zaczęła El, patrząc na niego wzrokiem małego kociaka. – A może dałoby się wymienić ten straszny i naprawdę nieelegancki sport na coś innego? Myślę, że nawet badminton byłby lepszym rozwiązaniem.

- Przykro mi – odpowiedział. – To nie zależy ode mnie.

- No, ale...

- Żadnego, ale – powiedział ostrzej, na co oboje wbiłyśmy w niego zdziwione spojrzenie. Uśmiechał się, patrząc na Eli, całkowicie ignorując moją obecność. – Dołączcie do grupy. Zaraz zaczynamy ćwiczenia z piłką.

- Ale buc – mruknęła El, gdy oddaliłyśmy się od nauczyciela na bezpieczną odległość. Truchtałyśmy obok siebie spokojnie, ignorując całkowicie to, że biegłyśmy na szarym końcu. – Co by mu szkodziło pominąć tę głupią grę? Może lubi się tarzać w piachu albo obrywać łokciem w oko, ja jednak jestem kobietą i nie powinnam być zmuszana do biegania za jakimś jajkiem, którym w dodatku, tak niewygodnie się rzuca... - narzekała.

I może było to z mojej strony niezbyt miłe, ale nie słuchałam jej. Nie potrafiłam skupić się na tym, o czym opowiadała mi koleżanka. Moje myśli zajęte były nauczycielem, który stał przy siatce z piłkami i cicho pogwizdywał sobie, patrząc w niebo.

Może to zbyt wiele powiedziane, ale czułam wściekłość. Dlaczego mnie olewał? Czy może faktycznie ma mnie za zwykłą smarkulę? Przecież to nie była moja wina! A poza tym nie zmuszałam go do tego, żeby mi pomógł. Faktycznie, z początku sytuacja wymknęła mi się spod kontroli, ale na pewno dałabym sobie radę. I może powinnam była być wdzięczna temu facetowi, ale w tamtym momencie, nie potrafiłam tego.

UlubienicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz