Rozdział Jedenasty

1K 57 19
                                    

Cześć wszystkim! Chyba wracam :) Jestem już po maturze, trochę odetchnęłam i czuję, że jestem w  stanie dalej mierzyć się z moim pisarskim wyzwaniem:) Mam nadzieję, że ktoś jeszcze tutaj zagląda. Jeśli tak, życzę miłego czytania i będzie mi niezwykle miło, jeśli zostawicie po sobie jakiś ślad w komentarzach ♥

Wybaczcie mi jakieś drobne (lub większe...) niedociągnięcia i za baaardzo krótki rozdział. Potrzebuję trochę czasu, aby wbić się w "rytm" pisania czegoś innego, niż rozprawki maturalne;)

Zapraszam także na moją drugą powieść "Miłosna Farsa" Być może komuś się spodoba;)

♥♥♥

Początkowy strach zamienił się w ekscytację, kiedy z niewielką pomocą nowego kolegi udało mi się zasiąść w siodle. W pierwszej chwili było mi trochę niewygodnie, ale emocje, które mną targały, skutecznie odciągały od tego moją uwagę. Niezwykle cieszyłam się, że Ambrozja była spokojnym i posłusznym koniem z ogromną cierpliwością. Nie ruszyła się nawet o milimetr, kiedy niechcący zdzieliłam ją nogą w bok przy niezdarnym układaniu się na jej grzbiecie.

W momencie gdy usadowiłam się w siodle, poczułam, jak oblewa mnie zimny pot. Kompletnie zapomniałam, jak powinnam się zachowywać, a kiedy zobaczyłam jaka odległość dzieli mnie od ziemi, zakręciło mi się w głowie. Na szczęście stojący obok mnie Scott zapewnił, że nie mam czym się martwić, a ja mu zaufałam. Jego obecność wpływała na mnie bardzo uspokajająco. Było to dla mnie absurdalne, zwłaszcza że chłopaka poznałam zaledwie godzinę wcześniej, ale miał w swoim uśmiechu coś, co sprawiało, że chciało mu się ufać.

Scott polecił mi parę ćwiczeń, które musiałam wykonać i kiedy po godzinie nabrałam pewności, postanowił sam wziąć któregoś z wierzchowców na wspólną przejażdżkę. Gdy tylko to usłyszałam, zareagowałam paniką.

- Dobrze ci idzie – powiedział i poklepał Ambrozję po pysku. Koń nie zareagował na to, nie zaszczycił chłopaka nawet spojrzeniem, zamiast tego wbijał wzrok w trawę przed nim. - Nie powinnaś się martwić, będziemy jechać ostrożnie i powoli, żebyś oswoiła się z jazdą po dzikim terenie.

- Myślałam, że początki będą mi szły dużo gorzej – przyznałam szczerze i posłałam mu jeden z najszczęśliwszych uśmiechów, na jakie było mnie stać. – Ale mimo wszystko nie wiem, czy jestem gotowa wyjechać w teren. Zwłaszcza że nie znam tego miejsca — dodałam niepewnie.

- Moim zdaniem, jesteś gotowa i poradzisz sobie. Masz do tego dryg. Po latach spędzonych w stajni łatwo mi ocenić czy mogę kogoś wypuścić w teren, czy nie – powiedział, a jego twarz również wykrzywiła się w szerokim uśmiechu. – Poczekaj więc chwile, dosiądę swojego wiernego przyjaciela i zaraz wracam – rzucił jeszcze, odwracając się na pięcie i idąc w stronę stajni. Na słowa Scotta zareagowałam śmiechem, bo chociaż zestresowana, byłam w niezwykle dobrym humorze.

Niedługą chwilę później wrócił wraz z dużym, ciemnobrązowym koniem, spokojnie łupiącym swoimi wielkimi, brązowymi oczami na otaczający go świat.

- To Dukat – przedstawił konia, szybkim, sprawnym ruchem usadzając się na grzbiecie wierzchowca. Koń wydał z siebie rżenie o, w moim odczuciu, dość aroganckim dźwięku. – Koń angielski. Szybki, sprawny. Z okrutnie ciężkim charakterem. Mój najlepszy przyjaciel. Jesteśmy całkiem różni, ale nasze przeciwieństwa zdecydowanie się przyciągają — dodał i poklepał konia po grzbiecie, na co ten prychnął.

- Wygląda groźnie – zachichotałam cicho jak mała dziewczynka i mocniej chwyciłam w dłonie lejce. Ambrozja stała nieruchomo, czekając na mój znak, natomiast Dukat kręcił się, jak gdyby chcąc ukazać swoją wyższość. W moim odczuciu doskonale mu się to udawało. Ambrozja wydawała się czuć respekt wobec ciemnego wierzchowca. To po prostu się czuło w powietrzu i atmosferze między nimi.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jun 13, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

UlubienicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz