Rozdział Ósmy

3.3K 217 35
                                    

Wyrzuty sumienia, mimo słów nauczyciela, gryzły mnie niesamowicie. Tak bardzo, że nawet muzyka nie była w stanie zagłuszyć myśli, które uparcie powracały i przypominały mi o tym kompromitującym wydarzeniu.

Jasne, chciałam, żeby mnie zauważył, ale mimo złości, jaka mnie ogarniała, było mi teraz przykro. Mogłam mu zrobić krzywdę... A tego bym sobie nie wybaczyła. Nie wybaczyłabym sobie, gdybym zrobiła komukolwiek krzywdę, ale jeśli chodzi o niego, moje wyrzuty sumienia byłyby kilkakrotnie większe.

Przez resztę dnia, trzymałam wizytówkę w dłoniach i traktowałam ją jak największy skarb. To było coś między mną a nim. Coś naszego. Miętoliłam ją w palcach, aż twarda tekturka zmieniła się w pomieciony kawałek papieru. Nie chciałam jej wypuszczać z rąk nawet na chwilę, nie mogłam pozwolić, abym ją zgubiła czy zniszczyła do reszty.

Jednakże na wszystkie pierogi tego świata, on jest moim nauczycielem! Dlatego nie powinnam traktować tej głupiej wizytówki jak relikt.

Gdy przypominałam sobie ten smutny fakt, co więcej – kiedy powtarzałam w myślach, że ma narzeczoną – od razu pochmurniałam i wkładałam wizytówkę do kieszeni. Po chwili, jednak mój humor powracał i wszystko zaczynało się od nowa.

Eli, oczywiście, po lekcji wfu od razu do mnie przybiegła. Zanosiła się śmiechem. Rechotała tak głośno, aż po jej policzku popłynęło kilka łez.

- Nie wierzę – podśmiewała się. – Mam nadzieję jednak, że da mu to do myślenia i nie będziemy grać więcej w rugby – powtarzała.

Nie byłam tego taka pewna, ale wolałam nie niszczyć złudzeń Elisabeth. Na ostatniej lekcji tego dnia, siedziałam na matematyce i zastanawiałam się, czy ktoś jeszcze pamięta o incydencie z rana. Doszłam do wniosku, że takie rzeczy się zdarzają i nikt nie analizował tego więcej. Jednak ja ciągle biłam się z wyrzutami sumienia. Naprawdę, w tamtym momencie żałowałam, że nie istnieje włącznik i wyłącznik uczuć. Oh, jak wiele by mi oszczędziło to problemów.

Wróciłam do domu, ale wciąż byłam bardzo zdołowana. Zignorowałam pytania rodziców o mój zły humor i powlekłam się nieszczęśliwa i z uczuciem upokorzenia, do swojego pokoju. Przysiadłam przy komputerze i od razu zauważyłam, że Damian jest aktywny. Może on mi doradzi, co powinnam w tej sytuacji zrobić – czy dać sobie z nauczycielem spokój, czy...

- Cześć, Dam – wpisałam sprawnie. Wyświetlone. – Potrzebuję ci się zwierzyć.

Wyświetlone.

Zaniepokoiło mnie to, bo zawsze odpisywał. Po piętnastu minutach poważnie zaczęłam się o niego martwić.

- Jesteś tam?

- Kim jesteś? – ujrzałam wiadomość. Wbiło mnie w siedzenie.

- To ja... Alicja. Żartujesz sobie?

- Nie. Jestem dziewczyną Damiana. Dlaczego do niego piszesz?

Co takiego? Co do cholery? Damian ma dziewczynę? W dodatku chyba już jej nie lubię.

- Jestem jego przyjaciółką – odpisałam wolno, wciąż wpatrując się w poprzednią wiadomość.

Wyświetlono.

Poczułam, jak zaczyna we mnie rosnąć wściekłość. Chciałam chwycić telefon i zadzwonić do przyjaciela, ale jak na złość, ostatnie pieniądze wykorzystałam rozmawiając z babcią kilka dni wcześniej.

- Może i jesteś dziewczyną Damiana, ale czy mogłabym z nim pogadać? To pilne – napisałam.

Wyświetlono.

- Nie – ukazały mi się po chwili czarne literki. – Nie pisz do niego. Nie chciałabym, aby w jego życiu była jakaś inna dziewczyna oprócz mnie.

- Jestem jego przyjaciółką! – zaprotestowałam.

- Już nie – odpisała prędko osoba po drugiej stronie, a konto Damiana stało się offline.

JASNA CHOLERA!

Wstałam ze wściekłością od laptopa, zatrzaskując go z hukiem. Rzuciłam się na łóżko i wtuliłam głowę w poduszki. Nie wiem, kim jest ta pinda, ale na pewno nie odbierze mi Damiana.

Leżałam tak, gdy telefon w mojej kieszeni zaczął wibrować. Wyciągnęłam go, ale kompletnie zignorowałam wiadomość, kiedy przypadkowo wysunęłam również wizytówkę.

Była wymiętolona, pognieciona i nie wyglądała zbyt dobrze.

Usiadłam na łóżku, trzymając ją mocno. Zerknęłam na zegarek.Dochodziło pół do szóstej.

No nic, co mi szkodzi. Zadzwonię. Umówię się. Może nie będzie tak źle. A gdy będzie mi dobrze szło, może nawet będę mogła pokazać się Burtonowi z lepszej strony.

Wybrałam numer. Odczekałam kilka sygnałów i gdy zrezygnowana, miałam odłożyć telefon, po drugiej stronie odezwał się jakiś facet.

- Halo?

- Yy – zaczęłam niezbyt dobrze. Wzięłam głęboki oddech. – Dzień dobry, nazywam się Alicja Giers i... chciałabym dowiedzieć się, czy jest możliwość zapisać się na jazdy...

- Ty jesteś dziewczyną od Remiego, tak? – zapytał życzliwie mój rozmówca. Głos miał bardzo przyjemny, delikatny, ale nie dziecinny. Miło było go słuchać. – Wspominał mi, że chciałabyś trochę pojeździć...

- Właściwie, to tak – powiedziałam, uśmiechając się sama do siebie. Zaczęłam skubać róg wizytówki.

- W porządku. Więc kiedy chciałabyś mnie odwiedzić?

- Może w przyszłym tygodniu, w piątek? – zapytałam niepewnie.

- Pewnie. W stadninie jestem od dziesiątej, także, zapraszam.

- Dziękuję, na pewno się pojawię.

- Znasz adres? – dopytywał nieznajomy. Mówił spokojnie i naprawdę, naprawdę urzekająco.

- Tak, jest na wizytówce – odparłam szybko, gdy zorientowałam się, że przez moje zamyślenie, facet po drugiej stronie czeka na moją odpowiedź.

- Świetnie. Więc do zobaczenia.

- Do widzenia – powiedziałam i szybko się rozłączyłam.

Ojej, to było dziwne. I może głupie, ale już bardzo polubiłam faceta, z którym rozmawiałam. Na wizytówce wpisane było „Scott Marcus" Brzmiało nietypowo, ale naprawdę intrygująco. No cóż. Więc byle przetrwać do następnego tygodnia.

UlubienicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz