Krew... krew... nawet zdjęcie się przed nią nie uchroniło...

119 11 17
                                    

Tia... rozdział trochę dziwny jak każdy inny ^^

~Łazienka w ośrodku, godzina 00:23, niecałe siedem godzin do świtu~

Sam osunęła się po ścianie. Co to miało być do cholery?! Dlaczego to widziała?! I dlaczego ta melodia wciąż dzwoni w jej uszach?! Tyle pytań - brak odpowiedzi. Wendigo? Dobre sobie! Chore żarty, zwykłe głupie wymysły.

Blondynka nie wiedziała co o tym myśleć. Przysunęła nogi do siebie i oparła się na kolanach. Wciąż miała na sobie tylko ręcznik. Przypomniała jej się sytuacja ze swojego domu. Jej ojciec był alkoholikiem i nieraz ją molestował, bił i poniżał. Ten gościu z "wizji" był całkowicie inny. Widać było, że bardzo kochał swoją córkę, skoro nie chciał spełnić jej prośby. Ale... to wciąż chore. To dziecko wyglądało jakby nie jadło od miesięcy. Wychudzone, brudne - takie było. Ale ono po prostu było w trakcie przemiany. To i tak dobrze, że jej tata nie pozwilił się jej zmienić w owe monstrum, które zwą wendigo.

Samanta niestety nigdy nie doznała miłości ze strony ojca. Jedynie krzywdę, płacz, ból i cierpienie. A co z matką, zapytasz? Już Ci wyjaśnię.

Matka Sam, Loraine Hiller, była zbyt przerażona, bała się własnego męża. Pozwlała mu na wszystko. Łącznie ze znęcaniem się nad ich córką. Dlaczego nie zgłosiła tego na policję? Strach. Strach o własne życie i bezpieczeństwo. Czy można zatem nazwać ją dobrą matką? Zdecydowanie nie.

Jednak nastolatka całkiem dobrze to znosiła. Wolała nie okazywać przed swoją "rodziną", iż w jej domu coś się dzieje. Zawsze na tego typu pytania odpowiadała w dość tajemniczy i pozostawiający wiele do myślenia sposób: Moje życie - mój koszmar.

Sam postanowiła wziąść się w garść. Zabrała wieszak i stanęła naprzeciw drzwi od łazienki. Wciąż była wstrząśnięta przez tą "wizję", ale musiała sobie poradzić. Chociaż i tak nie widziała jej całej. Wzięła rozmach i uderzyła w zamek. A potem kolejny raz i kolejny. Dopiero za około szóstym klamka wypadła i bez problemu wyszła na korytarz. Znów było zbyt cicho. Niepewnie przeszła obok zegara, który przerwał tę martwą głuchotę, wydając z siebie jedno uderzenie. Czyli była albo połowa godziny, albo pierwsza w nocy. Samanta tak szczerze straciła rachubę czasu. Nie wiedziała ile spędziła w łazience, ile w ramach oglądania wizji i ile na bezsensowne myśli.

Za to jej znajomi zdaje się, że w ogóle się nią nie przejeli. Mogliby chociaż dać jej znać, że gdzieś wychodzą. Bo na pewno nie było ich w domu. Przeszła do salonu i stanęła jak wryta. Okno rozbite, krew na podłodze i... Coś. Coś jeszcze. Ale... co takiego?

~Nieznane miejsce, czas niepodany~

- H-halo? - zawołał Josh podnosząc się z mokrej ziemi.

Pomieszczenie, w którym młodzieniec się znajdował było dość obszerne. Dominował kolor brązu, a w niektórych fragmentach czerwieni. Zdziwił go fakt, iż pokój wydawał mu się znajomy. Iskry sypały się z popsutego akumulatora, a żarówka słabo oświetlała lokum. Jednak szybko się wypaliła. Wziął latarkę i zaczął się rozglądać. Wokół otaczała go jedynie ciemność, w której raz po raz rozbłyskiwało światło latarki. Przeszedł do drugiego pomieszczenia, a jego serce prawie wyskoczyło mu do gardła.

Na środku pokoju stało krzesło. Nie byle jakie. Pamiętasz za pewne z filmów grozy lub horror, iż istnieje takie coś jak krzesło elektryczne. Tu było dokładnie takie samo. Tyle, że ktoś na nim siedział. Joshua jednak nie widział twarzy tej osoby. Po butach jedynie stwierdził, że to kobieta. Bał się podejść do tego dziwnego zjawiska.

- Jooosh... - Chłodny dreszcz przeszedł wzdłuż karku bruneta. - Josh? Nie zachowuj się jak kretyn. Odwróć się w moją stronę.

Mroźny wiatr musnął policzki zesztywniałego Joshuy. Niesforna grzywka opadła mu na oczy. Odgarnął włosy na bok. Omal się nie wywrócił gdy przed sobą zobaczył zarys ludzkiej sylwetki. Tyle, że owa postać miała dodatkowo długie ręce, macki na plecach i garb. Jej twarz była przerażająca. Można uznać, iż monstrum było podczas rozkładu. Smród, który unosił się wokół potwora, sprawił że Josh nie wytrzymał i zwymiotował. Ale w jego wymiocinach nie były tylko smakołyki ze śniadania - była też krew, która zmieniła się w karaluchy. Szkodniki przebiegły na ścianę i złożyły się w napis "Turn around". Chłopak przełknął ślinę. Jeszcze chwila... jeszcze niech trochę zaczeka... niech da sercu odpocząć. Za późno.

Uciec Przed Przeznaczeniem/UD - inneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz