Jasny błysk oślepił na moment pacjenta, który nieprzerwanie majstrował przy zamku od klucza. Drzwi zostały zatrzaśnięte na amen. Spore wgniecenie sprawiło, iż klamka wbiła się w ścianę. Podopieczny Hilla wziął głęboki wdech. Wypuścił powietrze z ust i zamknął oczy. „Nie jestem ten zły... Jestem ciut... wybuchowy" – przywołał w pamięci obraz osoby, na której najbardziej mu zależało. Jego umysł począł płatać mu nieznośne figle. Jego znajomy zdawał się drwić z niego. Zmarszczył brwi, a następnie odwrócił się do drzwi tyłem. Oparł się o nie plecami, po czym zasłonił twarz dłońmi. „Co ja właściwie robię?!". Nie chciał zawieść tych, którzy na niego liczyli. Właśnie – liczyli. Ale czy nadal to robią?
Pacjent machnął nożem przed swoim okiem. W ostrzu odbijało się odbicie jego ślepia. Złoty blask i nienaturalnie „spłaszczona" źrenica wyglądały trochę jak u kota. Nic dziwnego, że większość ludzi nazywała go „koteczkiem", albo chociażby „kicią", co tylko wzmacniało u niego chęć mordu i odwetu za wszystkie krzywdy. Podniósł się z miejsca jak oparzony i wyprostował się. Najmocniej jak potrafił kopnął w zamek. Powtórzył czynność jeszcze trzy razy, aż klamka odpadła. Spóźnił się! Ktoś zabił JEGO ofiarę przed nim. Truchło zwisało powieszone na poddaszu. Przez dziurę w suficie kapała woda, która zmieszała się z krwią. Podopieczny Alana sprawnym ciosem odciął zwłoki od pętli. Aż zadziwił go fakt, iż niedoszła ofiara miała podciętą szyję. Może sama wysłała się na tamten świat? Najwyraźniej. Pacjent rozpruł jej, bo była to kobieta, klatkę piersiową i wbił sztylet w mostek panny. Kości pękły, a z ich wnętrza wypłynęła czarna ciecz. Dłoń kobiety podniosła się i chwyciła jego za policzki.
– Nie wiesz, że to nieładnie mordować? – powiedziało... powiedziała... rzekło „to coś". – Myślisz, że przyjemnością jest zginąć z TWOJEJ ręki?! Nie licz na więcej ludzi w tym miejscu... Wszyscy popełnili samobójstwo... Nie chcieli umrzeć z ręki kogoś takiego jak TY!
Biały śnieg otoczył niby żywą niewiastę i pacjenta. Oboje zaczęli unosić się do góry. Jedyne co ON pamiętał to „Obudź się! Obudź się..." zanim otworzył oczy.
Przy biurku z wyłożonymi na stół nogami siedział spokojnie Alan Hill. Jak zwykle notował coś w swoim notesie. Patrzył na swojego podopiecznego z pogardą i złością. On zauważył, że leży przypięty wytrzymałymi pasami na szpitalnym łożu. Na półce obok stała dziwna maszyna, która pokazywała jego sen. Więc to była tylko mara, ale... „piękna mara" – jak to określił.
***
~Ośrodek, godzina 00:50, prawie sześć godzin do świtu~
Przed rozbitym oknem na zewnątrz chodziła niewysoka dziewczyna. Jej białe włosy zlewały się ze śniegowym krajobrazem lasu na górze Blackwood Pines. Nieznajoma chodziła tam i z powrotem przy rynnie. W końcu postanowiła nie pałętać się jak debil i szarpnęła za rurę, która z niezwykłą siłą uderzyła ją w czoło. Wypowiadając kilka wulgaryzmów wstała z kupki puchu. Jej wzrok nakierował się tuż na zziębniętą Sam. Obie dziewczyny w milczeniu przyglądały się sobie. Wydawać by się mogło, że ta chwila trwała wieczność. Jednakże męczący bezgłos postanowiła przerwać ta nowa.
– Cześć – powiedziała pewna siebie zbliżając się do okna. – Jestem Bonnie. A ty?
– Samanta – odparła bez emocjonalnie blondynka, na co nieznajoma skrzywiła się. – Co tutaj robisz?
– Niecałą godzinę temu przyjechałam. Mam... coś do załatwienia. Jest tu ktoś jeszcze? Bo sądząc po TAKICH śladach krwi... jak już coś to zombie.
– Tak. Jest nas łącznie około piętnastu – skłamała Sam mając cichą nadzieję, że dziewczyna choć trochę się przestraszy. Ta jednak nie odpuszczała tak łatwo.
CZYTASZ
Uciec Przed Przeznaczeniem/UD - inne
HorrorCo jeśli historia potoczy się inaczej niż miała? Jeśli największym wrogiem okażą się nie potwory, ale ludzie? Liczy się tylko jedna zasada: przetrwać do świtu Najwyższe notowane miejsca w kategorii Horrory - #13!!! (05.04.16.) #34 (15.03.16.) #22 (...