Co niesie za sobą przeszłość...

104 15 12
                                    

Średniego wzrostu mężczyzna odważnie i wytrwale przemierzał obsypany śniegiem bór. Na plecach niósł sześcioletnią dziewczynkę, którą niedawno po wielu latach rozłąki znalazł. Trzymał ją jedną ręką, drugą zaś... nie oszukujmy się. Nie miał drugiej. Dosłownie parę minut wcześniej stracił ją. Zatrzasnęła się w pułapce na niedźwiedzie, ale czego się nie robi dla ukochanej osoby.

Krew zdobiła biały puch. Za facetem i jego malutką towarzyszką ciągnęły się niczym wstęga ślady szkarłatu. Chciał przyśpieszyć, ale zbyt go bolało, zbyt wiele mu sił nie zostało. Był zmęczony.

Położył dziewczynkę na swojej kurtce. Chłód zimy dał mu się we znaki. Jednak nie obchodziło go to. Zielone oczka powoli traciły dawny blask. Policzki pękały, aby ustąpić miejsca kłom. Krew wypływała litrami z jej ust. Przymykała powieki.

- Sierra... - szepnął mężczyzna tuląc istotkę do swojej klatki piersiowej. - Nie waż mi się spać, słyszysz?

Nie chciał dopuścić do siebie myśli, że jego skarb może tak nagle przestać poprawnie "działać". Jego jedyny i najdroższy skarb. Tylko ona mu pozostała. Tylko ona. Nikogo więcej nie miał. Bliscy się od niego odwrócili. Przez sześć lat rozpaczliwie tęsknił i marzył o spotkaniu z własną córeczką. Sześć długich, zdawało się, że niekończących się lat. A teraz, gdy w końcu ją odzyskał... ona umierała na jego rękach.

- Tatusiu... - wyszeptała dziewzynka słabo i cicho. - Proszę... zakończ moje cierpienie...

Nieznajomy słysząc słowa swojej pierworodnej przytulił ją jeszcze mocniej. Wypluła krew na jego ubranie. To nie było dla niego ważne. Chciał utrzymać ją jak najbliżej siebie, nie pozwolić jej odejść.

- Nie mogę... - powiedział hamując strumyczki łez. - Nie mogę...
- Tatusiu... - zielonooka podała swojemu ojcu pistolet, który wyjęła z jego kieszeni. - Błagam...

Malutka osóbka miała wysoką gorączkę. Tata okrył ją kolejną warstwą swoich ubrań. Nie docierały do niego słowa sześciolatki. Skupił się na krzyku, który zwiastował nadejście najgorszego. Wendigo. Wiedział, że córeczka nie chciałaby stać się jednym z NICH. Nie. ON nie chciał tego bardziej. Ale... ale zabić własne dziecko? Swoją pociechę, na którą z żoną tyle czekali? Żoną, którą kochał ponad wszystko i, której teraz nie ma?

- Tatusiu... Nie chcę mordować... Nie chcę... Nie chcę być jak te stwory...
- Już nic nie mów, Sierro.

Mężczyzna drżącymi dłońmi odebrał od zielonookiej broń. Łzy ciekły po jego policzkach. Delikatnie posadził dziewczynkę na kamieniu. Sam zaś odwrócił wzrok, by nie patrzeć na to, co nastąpi. Miał nadzieję, że pójdzie szybko, że mała nic nie poczuje. Jednak to on był bardziej obolały. Jego serce z każdą minutą pękało coraz mocniej. Bił się z myślami
Może zdoła ją ocalić? Sądząc jednak po jej bladej cerze i większymi krwotokamk było to niemożliwe. Dlaczego w ogóle dopuścił do tego, aby zjadła to mięso? Ach przecież to nie była jego wina... To była wina jego niby najlepszego przyjaciela!

- Prz-przepraszam. Zawsze będę cię kochał... - pociągnął za spust, a następnie wypuścił broń,

Huk i strzał dzwoniły mu w uszach. Złośliwe echo roznosiło je gdzie popadnie. Facet upadł przed ciałem swojego skarbu i usadowił je na swoich kolanach. Szlochając i wyzywając wszystkie bóstwa jakie znał głaskał zimną głowę młodej panienki, przed którą życie stało otworem. Teraz już nigdy nie będzie bawić się z innymi dziećmi. Teraz już nie będzie mogła chodzić na randki lub do kina. Teraz może tylko mieć w opiece swojego tatusia, który przechodzi najgorsze chwile w całym swoim nędznym życiu.

- Stój! Policja! Mamy nakaz aresztowania! - krzyknął zdyszany nowy sierżant na służbie. Miał swój pierwszy patrol. Pierwszy... i ostatni.
- Nie ruszaj się. Odstaw to dziecko i wstań! - powiedział drugi funkcjonariusz, kiedy dołączył do wspólnika.

Zmartwiony i roztrzęsiony ojciec powoli podniósł się. Za plecami trzymał naładowany pistolet. Gdy nadarzyła się okazja strzelił młodzikowi w szyję, a drugiemu w czoło. Uśmiechnął się psychicznie. W jego umyśle była dziura wielkości rowu Mariańskiego. Po stracie pierw żony, później córki przestał nad sobą panować. Zapomniał o rodzinie, której nie widział od aresztowania. Zapomniał o tym, że teraz po zabiciu policjantów i ucieczce z więzienia może dostać dożywocie. Nawet już stwór, który okrążał go od dobrych pięciu minut przestał być dla niego taki straszny.

Teraz liczyła się tylko zemsta.

Jak ja nie lubię pisać smutnych rozdziałów. Przyznać się. Kogo wzruszyło?

Uciec Przed Przeznaczeniem/UD - inneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz