Dni mijały, a lekarze dawali Connorowi coraz mniejsze szanse na wybudzenie. Byłem tym faktem załamany, a całe dnie spędzałem w szpitalu. Mówiłem do niego z nadzieją, że na któreś z moich słów w końcu odpowie. Pewnego wieczora, kiedy siłą zaciągnięto mnie do domu nie mogłem znaleźć sobie miejsca. Nadal dręczyły mnie wyrzuty sumienia. Próba samobójcza Connora była tylko i wyłącznie moją winą. Jeśli wyzdrowieje tak czy inaczej czeka go długa rehabilitacja w szpitalu psychiatrycznym. Jednak wszystko jest lepsze niż śmierć.
Dochodziła godzina pierwsza w nocy, a ja niespokojnie kręciłem się po pokoju. Poczucie, że zaraz coś się stanie nie dawało za wygraną. Nie byłem jednak w stanie stwierdzić czy stanie się coś dobrego czy wręcz przeciwnie. Nie chcąc nikogo obudzić powoli zszedłem na dół. Usiadłem na kuchennym blacie i patrzyłem w gwieździste niebo.
Bez Connora blisko już nic nie było takie samo.
Gwiazdy wydawały się bledsze.
Kawa nie smakowała już tak samo.
Pustka, pustką, pustkę poganiała.
Sądziłem, że gorzej być już nie może...
Pomyliłem się.
Z zamyślenia wyrwał mnie huk czegoś spadającego ze schodów. Nie wiedząc co się dzieje pobiegłem w stronę odgłosów.
- Mike! - krzyknąłem
Był nieprzytomny i cały we krwi.
Zadzwoniłem po pogotowie i próbowałem jakoś go ocucić, ale nie udało mi się.
Czas dłużył się nieskończenie, a krwi wokół przybywało.
Wpadłem w panikę.
Krzyczałem.
Płakałem.
Kiedy przyjechała karetka musiałem od lekarzy dostać coś na uspokojenie, ponieważ nie pozwalałem im pracować.
Widziałem wszystko.
Jednak jak przez mgłę.
Słyszałem głosy, lecz nie potrafiłem się odnaleźć.
Tego było zbyt wiele.
Dwie najważniejsze dla mnie osoby znajdują się w szpitalu, w stanie ciężkim.
Czy może być gorzej?
Jeden plus.
Mój braciszek się wybudził, jednak jego stan jest poważny. Wstrząs mózgu, połamane żebra i lewa ręka.
Nie miałem już siły patrzeć na to, jak najważniejsze dla mnie osoby cierpią. Gdybym mógł zabrałbym na siebie ich cierpienie. Nie do końca wiedziałem, co powinienem zrobić. Jak się zachować. Byłem już tym wszystkim zmęczony. Może i nie byłem dobrym człowiekiem, ale czy zasługiwałem na to by tak cierpieć?
Prawdę mówiąc chyba nie tylko Connor trafi do czubków. O ile w ogóle się wybudzi. Z dnia na dzień jego szanse maleją. Jeśli przyjdzie dzień, że każą odłączyć go od respiratora nie przeżyję tego.
- Troye? Wszytko w porządku? - usłyszałem nad sobą głos mamy Connora
- Nie pani Franta. Nic nie jest w porządku. Dwie najważniejsze dla mnie osoby są w szpitalu. Nie wiadomo jak potoczą się ich losy. Mike jest przytomny, ale ma połamane żebra i lewą rękę. Podobno nie ma urazów wewnętrznych, ale niczego mogę być pewien.
- To okropne. Jesteś bardzo młodym człowiekiem. Gdzie są wasi rodzice?
- Kariera jest ważniejsza...
- Troye Sivan? - zapytał lekarz
- Tak to ja
- Obawiam się, że są pewne komplikacje z pańskim bratem, proszę za mną...
CZYTASZ
But please don't bite|| Troye Sivan & Connor Franta (Zakończone)
RomancePoznaliśmy się jeszcze za czasów dzieciństwa. Od samego początku łączyła nas szczególna więź. Byliśmy jak bracia i nawet nie wiem, kiedy zaczęło robić się niebezpiecznie... Numer #4 #troyesivan - 7.08.18