14. Wiedziałem, że tak właśnie powinienem zrobić

327 41 1
                                    

Wiedziałem,  że nie będzie łatwo.

Wszedłem do sali.

Connor od razu na mój widok się uśmiechnął.


- Tęskniłeś? - zapytał


- Nawet nie wiesz jak - usiadłem obok  niego i ująłem jego dłoń.


Byłem szczęśliwy, że się wybudził, że jest już przy mnie.  Tak cholernie brakowało mi jego obecności. Lekarze nie dawali mu szans. Już po pierwszym tygodniu się poddali, ale ja wierzyłem. Wierzyłem, że z tego wyjdzie. Może i jako jedyny, ale wierzyłem.

Nie odzywaliśmy się, tylko cały czas na siebie patrzyliśmy. 

To wystarczało...

Wszystko na czym mi zależało to to by móc zabrać do domu najważniejsze dla mnie osoby. Connora i Mike'a. 

- Jak tam Mike? - zapytał po chwili.

Co miałem mu w tamtej chwili odpowiedzieć?

Postawiłem na prawdę.

- Umm Mike jest tutaj w szpitalu.

- Zawołaj go do mnie!

- Nie mogę. Jest na bloku operacyjnym. Spadł ze schodów a to spowodowało krwawienie z tętnicy międzyżebrowej - powiedziałem najszybciej jak potrafiłem.

- Nie wydaje mi się, żeby to był powód. No wiesz upadek ze schodów.

- Co masz na myśli?

- Sam nie wiem, ale popatrz. Czy upadek ze schodów powoduje, aż takie obrażenia? Jakoś mnie się nie wydaje.

- Wrócił mój Connor - uśmiechnąłem się - Już  knuje swoje teorie spiskowe.

Chłopak również się zaśmiał.

- Troye?

- Tak?

- Idź do niego. W tym momencie Mike bardziej niż ja Cię potrzebuje - złapał mnie za rękę.

Nadal był bardzo słaby, jednak nawet na chwilę się nie poddawał. 

Nie tak jak ja.

Ja się poddawałem.

Wznosiłem się i upadałem.

Już nawet nie wiem czy wzlotów czy upadków było więcej.


Wyszedłem z sali i poszedłem pod salę operacyjną.

Miałem bardzo złe przeczucia. 

Coś poszło nie tak...

Czułem to...

Cały czas czekałem.

Właśnie poznałem definicję słów "czas zabija",

Czekałem...

Czekałem..... 

Czekałem...

Moje obawy się potwierdziły.

Z sali wyszedł jeden z lekarzy.

- Co z moim bratem!

- Trwa akcja reanimacyjna. Potrzebujemy więcej krwi.

- Mam taką samą grupę.

- Jesteś zbytnio osłabiony. Nie możemy, aż tak... - Nie pozwoliłem mu dokończyć.

- Ja się nie liczę. Ważne, żeby druga najważniejsza dla mnie osoba mogła żyć.


Moje słowa dotknęły lekarza. Patrzył na mnie jak na bohatera.

Jednak ja się nim nie czułem.

Wiedziałem jednak, że tak właśnie powinienem zrobić.


Z sali operacyjnej wybiegła pielęgniarka.

- Mamy go! - krzyknęła 


Jej słowa w tamtym momencie były balsamem dla mojej duszy, a z moich ust dobiegło westchnienie ulgi. 


Bardzo się bałem.

Nawet nie mogę sobie wyobrazić tego, że mógłbym go stracić.

Już nic w moim życiu nie było na swoim miejscu.

I wiem, że jeszcze przez długi czas nie będzie. 

Jednak wiem jedno. I Mike i Connor na mnie liczą.

Będę silny dla nich.

Nawet jeśli ma to oznaczać, że w pewnej chwili stracę kontrolę.

Myślę, że mogę ją stracić.

Dla kogoś kogo się kocha warto się poświęcić.


*************************

Witajcie!

lukemonx mnie zabije już idę się schować.

Miałam wenę na takiego smutaska. 

Obiecuję jednak, iż postaram się aby inne rozdziały miały bardziej optymistyczną wizję.

Zapraszam was również do przeczytania moich innych opowiadań.

Do następnego <3


But please don't bite|| Troye Sivan & Connor Franta (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz