Z każdą wizytą Vanessa czuła się coraz lepiej w kawiarence o zabawnej nazwie „Nonce"*. Tuż po rozmowie z szefem, blondynka udała się do znanego już sobie miejsca, by spotkać się z Francescą. Ostatnie spotkanie tylko utwierdziło ją w fakcie, że ten dzień nie będzie jej ulubionym z całego swojego pobytu tutaj. Siedząc przy stoliku, wróciła myślami do rodzinnego domu i gdzieś w środku poczuła przykre ukłucie tęsknoty za mamą, ciepłem, bezpieczeństwem, bo - jakby nie patrzeć - pieniędzy miała coraz mniej, a chłodny hotelowy pokój przyprawiał ją o dreszcze. Powoli docierało do niej, że nie jest tak odpowiedzialna i zaradna, za jaką zawsze się uważała. Wyrwała wszystkie swoje korzenie, porzucając przeszłość na rzecz nowego miasta. Wiedziała, że potrzebowała tego wyjazdu i musiała w końcu liczyć sama na siebie, jednak natłok emocji zamroczył rozsądek. Nie czuła się dobrze w Londynie i być może właśnie dlatego lubiła przychodzić do małej kawiarenki, czuć metaliczny smak kawy i z dziwną niecierpliwością czekać na zmianę Adama. Ten chłopak miał w sobie coś, co koiło jej nerwy.
Dzwoneczek nad drzwiami oznajmił przyjście Francesci, która wręcz natychmiastowo zauważyła Nancy. W końcu pomieszczenie było małe.
- Hej, spóźniłam się? Długo tu czekasz? - padło od razu.
- Nie, nie, kilka minut. Więc... jak u ciebie?
Tego dnia dziewczyna wyglądała zwyczajnie, lecz jej uroda dodawała wszystkiemu wyjątkowego uroku. Włosy Francie były długie i naprawdę ciemne, co idealnie pasowało do jej brązowych oczu. Mały nosek nadawał jej dziewczęcości, przynajmniej według Nancy, zapatrzonej w śnieżnobiały uśmiech rozmówczyni.
- Nie jest źle, ciągle cisnę się w mieszkaniu z Noah, ale dzięki Bogu za dwa dni przeprowadza się do Toby'ego. Wiesz jak uciążliwe jest mieszkanie z gejem? Znaczy - nie to że coś, broń Boże, ale przysięgam, że gdybym jeszcze raz usłyszała jego ćwierkanie do telefonu albo znalazła zabawkę, której opisać nawet nie potrafię, zatłukłabym go żywcem.
Vanessa wybuchnęła szczerym śmiechem. Może jednak tego było mi trzeba?
- No, a jak u ciebie? - Francie wbiła wzrok w blondynkę.
- Właściwie jakoś sobie radzę, co prawda nie jest łatwo, ale czego ja się spodziewałam? W końcu Londyn nie jest łatwym miastem dla młodziutkich amatorów. A już szczególnie fotografów – mruknęła z uśmiechem.
- O to, to! Dokładnie! Jak już jesteśmy przy fotografii – dostałam pracę. Najlepsze jest to, że nawet nie wiedziałam, że wysłałam CV. Noah wszystko załatwił, no i wyobraź sobie, że wczoraj zadzwoniła do mnie sama Christine McMore i mówi „masz to, dziewczyno". Niesamowite, prawda?
- Faktycznie niesamowite – zaśmiała się Van.
Nagle wzrok brunetki diametralnie się zmienił. Jej oczy zwężyły się, a intensywność spojrzenia przeszywała Nancy na wylot.
- A gdzie ty właściwie mieszkasz? - spytała z niekrytym zainteresowaniem.
- Jak na razie w hotelu, ale niedługo będę musiała sobie znaleźć coś innego, bo...
- Pięknie! - Okrzyk Francesci połączony z głośnym klaśnięciem dłoni zwrócił uwagę większości ludzi w kawiarence.
- Pięknie? Co masz na myśli?
- Zamieszkaj u mnie. Nie utrzymam tego mieszkania sama, nie chcę go też sprzedawać, a już tym bardziej użerać się z wynajmowaniem, oględzinami, kandydatami. Wiem, że słabo się znamy, Nancy, ale może warto spróbować? Ty nie chcesz uciekać, a ja nie chcę zmian.
Vanessa poczuła jak jej żołądek skręca się w dziwnego rodzaju supeł, odbierający cenny oddech. Przyglądała się nowej znajomej, wyszukując w jej twarzy czegokolwiek, co zapewniłoby ją, że to wszystko to tylko kolejny – tym razem mało zabawny - żart. Jak na złość, brunetka wpatrywała się w nią równie intensywnie, z niecierpliwością czekając na jakąkolwiek reakcję.
- Cóż, ja... - mruknęła speszona Nancy, odgarniając luźny kosmyk włosów z twarzy.
- Och, błagam, nie bądź taka odosobniona od całego świata, Van. Nie oszukujmy się, to nie jest łatwe miejsce do utrzymania się na jakimś poziomie, szczególnie kiedy masz ledwo ponad dwadzieścia lat.
Blondynka poczuła się w pewien sposób urażona słowami Francesci. Nienawidziła, gdy ktoś sugerował jej, że nie da rady. Dobrze wiedziała, że to, co powiedziała dziewczyna jest prawdą, ale wciąż miała w sobie resztki wiary we własne możliwości.
- Sama nie wiem – mruknęła w odpowiedzi, nie mogąc znieść przenikliwego wzroku brunetki.
- Nie rozumiem co ci się w tym pomyśle nie podoba, Nancy. Zarabiasz, więc będziesz mieć pieniądze na czynsz, a ja mogę ci obiecać, że nie będzie aż tak wysoki, jak możesz to sobie wyobrażać. Wbrew pozorom mam całkiem niezłe dochody. Tata wysyła mi pieniądze, a rodzice Noah próbują mi jakoś wynagrodzić stratę ma... - tu nagle zamilkła, zaciskając oczy. - Przepraszam, przepraszam. Nie powinnam nalegać. Po prostu przemyśl to, okej?
Minęło kilka chwil, nim do Van dotarło, co Francie chciała powiedzieć. Nie ma mamy?
W ostateczności westchnęła ciężko, opierając czoło o zgiętą w łokciu rękę.
- Słuchaj, to nie tak, że nie chcę się zgodzić, bo boję się kosztów. Myślę, że z pensją u Flacka nie skończę pod mostem. Ja... ja chciałam tylko ułożyć to wszystko po swojemu i...
- I pokazać rodzinie, że świetnie sobie sama radzisz?
Ciepły, pełen zrozumienia uśmiech, jakim Francie obdarowała swoją rozmówczynię sprawił, że kąciki ust Van mimowolnie uniosły się.
- Dokładnie – szepnęła, zerkając na brunetkę.
- Też taka byłam, kiedy tutaj przyjechałam. Uprzedzając twoje pytanie – jestem tu już drugi rok. Uwierz, po kilku miesiącach zrozumiesz, że bez czyjejkolwiek pomocy daleko nie zajdziesz. Na mnie czekał Noah. Przyjechał tutaj jako pierwszy – wiesz, najstarszy z rodziny i takie tam. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby nie on, dlatego proszę, przemyśl moją propozycję. To, że zgodzisz się z kimś współpracować, nie skreśla twojej samodzielności, głuptasie.
Chwilę później Francesca spojrzała na zegarek, poderwała się z miejsca i z szybkim „zdzwonimy się" wybiegła z kawiarenki, w drzwiach wpadając na jakiegoś wysokiego, szczupłego chłopaka. Odwróciła się w jego stronę, tym samym opuszczając lokal. Widać było, że dokładnie mierzyła szatyna wzrokiem. Nancy prawie natychmiastowo rozpoznała w nim Adama. Posłała mu jeden z tych uśmiechów, które są zarezerwowane dla najlepszych przystojniaków - w końcu Adam właśnie nim był. Mocno zarysowane kości policzkowe, ciemne włosy w zestawie z wręcz czarnymi oczami i ten zaraźliwy uśmiech, z którym zmierzał w jej stronę.
- Hej, detektywie V. – zaśmiał się cicho, siadając naprzeciw niej.
Vanessa przybrała bardzo poważny wyraz twarzy, mrużąc oczy.
- Czy pan mnie śledzi? - mruknęła.
Adam od razu podchwycił jej pomysł, przybierając pozycję godną policjanta na służbie.
- Cóż. – Mlasnął niedbale ustami. - Muszę przyznać, że ciężko pani nie śledzić, pani detektyw.
- Och, co jest tego powodem? Ma pan może nakaz?
- Wystarczy, że jeszcze nie mam zakazu. – Posłał jej cwany uśmieszek. - Jest pani po prostu zbyt pociągająca, pani detektyw.
Nancy mimowolnie zagryzła dolną wargę, kryjąc twarz za kurtyną swoich włosów. W Adamie było coś onieśmielającego. Jego ruchy, sposób mówienia i akcentowania, przenikliwy wzrok i lekko uniesiony kącik ust. Czy podrywał tak każdą klientkę?
- Zawstydzona? - zaśmiał się dźwięcznie.
- Skąd taki pomysł? Słyszę takie teksty codziennie. - Nancy starała się zachować powagę.
Chłopak lustrował jej twarz przez chwilę, po czym pokiwał powoli głową, cmokając.
- Czemu nie jestem zdziwiony? - spytał rozbawiony.
- Jezu, dobra, skończmy ten temat. – Wybuchnęła śmiechem, a już chwilę później brunet do niej dołączył.
Minęło kilka sekund, nim odchrząknęli, siadając jak dwoje normalnie rozmawiających znajomych.
- Powiesz mi wreszcie jak się nazywasz?
Nancy widziała, że wyraźnie był nią zainteresowany. Poświęcał jej całą swoją uwagę, a ona czuła się z tym nadzwyczaj dobrze. Lubiła go, lubiła sposób, w jaki sprawiał, że zapominała o problemach i wszystkim, co musi jeszcze tu załatwić.
- Nie ma tak łatwo. – Próbowała naśladować jego uśmiech cwaniaka, ale wyszedł z tego grymas, który rozbawił chłopaka do łez.
- Mam idealny plan. Wpadłem tutaj tylko po telefon, bo straszny ze mnie sklerotyk. Wezmę go i możemy się przejść. Pokażę ci tę metropolię, hm?
Dziewczyna przez chwila zastanawiała się nad odpowiedzią, która nie zraniłaby Adama, ale gdy tylko w jej głowie pojawiło się pytanie „właściwie czemu nie?" wiedziała, że jest na straconej pozycji. Pokiwała delikatnie głową, przyglądając się jak usta bruneta rozciągają się w szerokim uśmiechu. Adam wstał szybko, kierując się na zaplecze. W tym czasie Vanessa zebrała swoje rzeczy i przeczytała wiadomość od Francie, w której podała swój adres, zapraszając któregoś dnia do siebie na obejrzenia mieszkania. Blondynka wrzuciła telefon do torebki, wzdychając głośno. To nie był dobry pomysł. Wiedziała o tym. Nawet dobrze się nie znały, a ona już miała rezygnować ze swoich samodzielnych planów ułożenia sobie życia po swojemu? Sama? Z drugiej strony, Francesca miała rację. Nancy nie da sobie rady, a przynajmniej nie tak dobrze jak mogłaby to robić mając stałe mieszkanie i materiał na przyjaciółkę pod ręką.
CZYTASZ
Ani słowa, Nancy
Romance"W tym przypadku aura wieczoru skupiła się na jednej osobie, na jednej historii i jednym zakończeniu. Ciągu wydarzeń, w którym nie ma miejsca na odwroty ani nierozsądne decyzje. Niektórzy mawiają, że wyjątek potwierdza regułę... tylko czy jeden wyją...