01

172 21 13
                                    

 Chmury kłębiły się na granatowym niebie, burzliwe sprzeczając o miejsce. Gdzieniegdzie jasne wstęgi kontrastowały z odcieniem nieboskłonu. Pierwsze ciężkie krople deszczu w szaleńczym wyścigu pędziły w dół. Rozbryzgiwały się o dach, co w niejasny sposób skłoniło Nancy do refleksji. Rozpędzony pociąg spowalniał jej myśli, wręcz wprowadzając je w zwolnione tempo. Miała czas na przemyślenia oraz analizowanie wszystkich popularnych za i przeciw. Lista była długa, więc tym razem dziękowała Bogu, że podróż również trochę trwała. W chłodnym, pustym przedziale mogła poddać się chwili, przezwyciężając własne lęki. Nadszedł czas, by stawić czoła przeszłości...

- Nancy, błagam, uważaj na siebie. Tyle się ostatnio słyszy o tych pociągach. Pamiętaj, co ci mówiłam, nie możesz zasnąć, złodzieje tylko na to czekają. Wejdą, zabiorą najcenniejsze rzeczy i nim się obejrzysz, zostaniesz bez niczego. Uważaj na stacje, nie zapomnij wysiąść, bo przecież...
- Mamo, przestań – Nancy przerwała jej, uśmiechając się uspokajająco. 
- Kochanie, a może jednak zostaniesz? Skąd wiesz, że tam, tak daleko od domu, uda ci się poukładać życie? A co, jeśli...
- Miałaś mnie wspierać, ale jeżeli dalej tak pójdzie, to zsiwieję jeszcze przez tobą – zaśmiała się.
- Och, córeczko.
Mama objęła ją w ten oczywisty, pełen matczynej troski sposób. Świadomość, że jej najmłodsze dziecko wyprowadza się, z uniesioną głową wkraczając we własny dorosły świat, doprowadzała ją do łez. Wciąż widziała w Nancy małą dziewczynkę, która przybiegała w nocy do łóżka rodziców z przerażeniem mówiąc, że w szafie jest potwór. Wiedziała, że córka da sobie radę, tak ją przecież wychowała. Zawsze chciała, by jej dzieci były samodzielne i potrafiły stawić czoła największym problemom. Poza tym, miała już za sobą długą rozłąkę z córką. Ten rok, który Vanessa poświęciła na fotografię będąc z dala od domu, bez żadnych odwiedzin, był dla nich obu niezwykle trudny. Nancy dała sobie wtedy radę, to oczywiste, a mimo to matczyne serce niezmiennie drżało ze strachu o blondynkę.
Dziewczyna spojrzała na matkę wzruszona i choć chciała powiedzieć jej, że boi się równie mocno, po prostu posłała kobiecie wymuszony uśmiech. Wzięła w dłonie niewielkie walizki, po czym kiwnęła głową i z natłokiem myśli wsiadła do auta. Przez szybę widziała, jak mama ociera smukłymi palcami blade policzki, machając co chwilę na pożegnanie.
- Gotowa? - Głos szwagra nakłonił ją do oderwania wzroku od domu.
Nancy skinęła głową, nie będąc pewna, czy gdy spróbuje się odezwać po prostu nie wybuchnie płaczem jak kiedyś, gdy wszelkie troski i problemy składała u matki. Teraz wszystko spadło na nią i choć mogła jeszcze wrócić, zamknąć się w pokoju i poczuć jak dawniej, wiedziała, że podjęła jedyną, a zarazem najsłuszniejszą decyzję.

Ktoś rozsunął drzwi.
- Wolne? - zapytała niska, młoda dziewczyna.
- Tak, proszę. – Nancy przeniosła swoje bagaże obok siebie, tym samym zwalniając miejsce naprzeciwko.
Nagle przypomniała sobie słowa mamy, gdy ta mówiła o złodziejach w pociągach. Dziewczyna przed nią nie wyglądała, jakby mogła zrobić komuś jakąkolwiek krzywdę. Jej głos był cichy i spokojny, nie wyglądała na przestraszoną, ale z pewnością nie należała do osób rezolutnych. Miała łagodne rysy twarzy, które kontrastowały z żywymi, ciemnymi oczami. Coś w jej zachowaniu zaintrygowało Nancy na tyle, że mimowolnie powróciła myślami do przeszłości.

Przyjemny zapach świeczek roznosił się po pomieszczeniu, współgrając z atmosferą panującą w domu. Tegoroczne święta były rodzinne, pełne miłości i odpowiednich słów. Nikt nie mówił przykrych komentarzy, na ten jeden dzień zapomniano, że ktoś jest innego wyznania, innej orientacji czy posiada inne poglądy polityczne. Liczyła się rodzina, jej zasady, uczucia i członkowie.
Mała Madeleine podbiegła do Nancy, ze szczerbatym uśmiechem mówiąc, że życzy jej wesołych świąt. Blondynka przykucnęła, łapiąc dwulatkę za pulchne dłonie.
- Nawzajem, Leine – powiedziała.
Dziewczynka uśmiechnęła się jeszcze szerzej, słysząc ten skrót. Tylko jej dużo starsza kuzynka mówiła w ten sposób.
- Masz ochotę na sok? - zapytała troskliwie kilkulatkę.
Madie pokiwawszy energicznie główką, pociągnęła nastolatkę w stronę kuchni. Co chwilę spoglądała na nią, podskakując. Jej kręcone, ciemne włosy wysnuwały się ze starannie robionego przez ciocię Elizabeth warkocza. Nancy zawsze lubiła swoją chrzestną, między innymi za to, jak uprzejma była dla wszystkich. Rodzice nie mogli wybrać lepszej matki chrzestnej.
Blondynka nalała do szklanki soku, po czym podała go ostrożnie małej dziewczynce.
- Och, Nancy, tu jesteś, wszyscy na was czekają.Usłyszała głos swojej siostry.
- Czekają? Po co? - zapytała, wpatrując się w Rebeccę.
Reb wyglądała tego dnia zjawiskowo. Długa, czarna sukienka idealnie podkreślała jej figurę. Rozpuściła nawet swoje lśniące, jasne loki, które podskakiwały, gdy chodziła na wysokich obcasach. - Rodzinne rozmowy, zapomniałaś? Kuzyn Jack zastanawia się, czy ciągle jesteś sama - zaśmiała się.
- Czy mi się wydaje, czy on naprawdę ma taką nadzieję? - Nancy posłała jej szeroki uśmiech.
Madeleine pobiegła do salonu, gdy tylko usłyszała, że najprzystojniejszy chłopak w całej rodzinie siedzi przy stole. Zawsze chciała być jak najbliżej Jacka. Uwielbiała swoich kuzynów.
- Jestem pewna, że gdybyście nie byli spokrewnieni, już dawno zaprosiłby cię na randkę. – Starsza siostra oparła się o framugę drzwi, z rozbawieniem przyglądając blondynce.
- I kto to mówi? Już zapomniałaś, jak próbowałaś przekonać rodziców, że wnuk kuzynki naszego dziadka od strony taty to wcale nie jest rodzina? - Dziewczyna przybrała podobną postawę, wybuchając śmiechem.
- Zazdrościsz mi, że mam chłopaka – fuknęła teatralnie Reb.
Nancy pokręciła głową z niedowierzaniem. Mimo że jej rozmówczyni za miesiąc brała ślub, wciąż lubiły się przekomarzać jak wtedy, gdy miały kilka lat.
- Wmawiaj sobie, kochanie. Poza tym, świetnie dzisiaj wyglądasz. – Nancy wyminęła ją, śmiejąc się.
- Zawsze wiedziałam, że jestem lepsza – zawtórowała jej Rebecca.

Ani słowa, NancyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz