Rozdział III

3.3K 201 23
                                    

- I ty się jeszcze mnie pytasz? No jasne! - uśmiechnęła się

Zbiegłyśmy na dół i popędziłyśmy na podwórze. Już spokojnie weszłyśmy do wielkiej stajni. Byłam zachwycona tym pomieszczeniem. Konie lśniły czystością, a korytarz był starannie uprzątnięty. Przeszłyśmy się środkiem korytarza, oglądając konie i podziwiając ich historie. Najbardziej podobała mi się kara klaczka z białą strzałką na głowie i równie śnieżnobiałymi skarpetkami rasy angiejskiej. Nazywała się Luna. Była przeznaczona do ujeżdżenia, ale właściciel wymagał od niej więcej niż mogła. Tym sposobem zepsuł niedoświadczonego konia. Stała się tak nerwowa, że stary człowiek nie wytrzymał i chciał sprzedać ją do rzeźni. Na szczęście pani Kasia uratowała ją w ostatniej chwili, i od tej pory Luncia jest u nas. Wyjęłam z kieszeni ćwiartkę jabłka i podałam ją klaczce. Ta z zaciekawieniem obwąchała jabłko i zjadła ze smakiem. Musnęła swoimi aksamitnymi chrapkami moją dłoń prosząc o jeszcze. Zachichotałam i podałam jej kawałek marchewki.

- A to ciekawe... - gdy usłyszałam głos pani Kasi, aż podskoczyłam. - Zwykle nieznajomym nie daje się do siebie zbliżyć, co dopiero o przekąskach. Miała ciekawy życiorys. - westchnęła.

- Czytałam. Ale nie wiedziałam, że jest aż tak źle.

- Jest. Jackowi, który przyszedł na zastępstwo prawie odgryzła palce. Najwyraźniej cię polubiła.

- Proszę Pani, - zapytałam nieśmiało - czy mogłabym pomóc wam się nią zajmować?

Właścicielka zmarszczyła lekko brwi.

- Chmm... Nie jestem pewna..

Poparła mnie Amelia, która do tej pory stała i przyglądała się sytuacji:

- Laura bardzo dobrze się nią zaopiekuje. Może mi pani wierzyć.

Właścicielka chwilę dumała, a potem się uśmiechnęła:

- Dobrze, możesz... Jeśli pokażesz mi, że umiesz się nią zająć i jej dosiąść, to może zapiszę ci ją do opieki.

Podskoczyłyśmy z radości, a ja poniesiona emocjami, rzuciłam się jej na szyję. Ta zakłopotana, powiedziała żebym tak więcej nie robiła. Ja gorąco przytaknęłam i wtuliłam się w miękki łeb Luny. Szepnęłam do niej:

- Jesteś cudownym koniem Lun. Mam nadzieję, że się polubimy.

Ta jakby na potwierdzenie moich słów, trąciła mnie pyskiem i zarżała. Pogłaskałam ją jeszcze na pożegnanie i wyszłam razem z Melą ze stajni.

- Luna jest piękna. - powiedziała do mnie, gdy wracałyśmy do pokoju.

- Oczywiście że tak. A tobie jaki koń spodobał się najbardziej?

- Mi? Straciatella, ta cętkowana klacz na końcu stajni.

- Też jest śliczna.

Gadając tak bez końca, weszłyśmy do pokoju. Na wolnym łóżku siedziała drobna dziewczyna z blond włosami.

- Hej, to wy jesteście Amelia i Laura? Jestem Klara i będę mieszkać z wami.

Kiwnęłyśmy głowami i rozpakowując nasze rzeczy, starałyśmy jakoś się z nią zaznajomić. Od razu polubiłyśmy tą gadatliwą dziewczynę. Gdy już skończyłyśmy układanie rzeczy na miejscach, przebrałam się w uniwersalne ciuchy, na wypadek gdybyśmy jeździły albo też nie i kontynuowałyśmy pogaduszki. Nagle Amelia zapytała zaniepokojona:

- Ej, która godzina?

- 14.15. - odpowiedziała Klara.

- Matko, za chwilę się spóźnimy!

Słysząc to wypadłyśmy z pokoju, i skacząc po trzy stopnie zbiegłyśmy do świetlicy. Pozostali uczestnicy już tam byli. Usiadłyśmy na pufkach i czekając zajmowałyśmy czas rozmową. Po chwili panie przyszły i przedstawiły nam regulamin.

- Dobrze, a więc to tyle jeśli chodzi o zasady. Teraz możecie zapoznać się z budynkiem, zająć się swoimi końmi z przydziału, a za półtorej godziny jest ognisko. Do zobaczenia!

Konie i JaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz