7.

232 14 11
                                    

Czas leczy rany. Gówno prawda, czas nie potrafi wyleczyć ran. Jeżeli rana jest głęboka to być może się zagoi, ale blizna pozostanie. Wciąż jest wciąż przypomina, że jednak kiedyś bardzo cierpiałeś, lecz teraz już nie cierpisz, ale pamiętasz i masz wspomnienia, które są jednocześnie czymś wspaniałym i czymś piekącym, wyżynającym od środka. Czasem je kochasz, a czasem żałujesz, że w ogóle je masz.

Nie chcę się rozczulać, nie chcę pokazać, że jestem mięczakiem, ale przychodzą czasem takie chwile, że mam ochotę zniknąć, ukryć się przed całym światem. Nikt nie widział nigdy jak płaczę, nikt nigdy nie widział, moich oznak słabości.

Teraz właśnie stoję na cmentarzu dookoła, kilka drzew i pełno tablic ułożonych w równych rzędach na ziemi, na każdym nazwisko, data narodzin i śmierci oraz jakieś sentencje. Wszystkie przytłaczająco szare z czarnymi napisami. Ale dla mnie liczy się tylko jedna " Phil Daylii ur. 8.01.1993r. zm. 28.02.2007r. 》Czas i godzina za wcześnie wybiła, lecz wola Boża tak uczyniła《 ". Za wcześnie. O wiele za wcześnie.
Spoglądam przed siebie na ziemi siedzi młoda dziewczyna i czyta książkę, widzę jak jej wargi się poruszają, prawdopodobnie czyta szeptem komuś kto leży zakopany kilka metrów pod ziemią w miejscu gdzie siedzi. Ma na sobie jeansy i zwiewną bluzkę, jej blond włosami porusza wiatr, a ona w tym samym momencie unosi głowę i wygląda jakby wsłuchiwała się w jego szmer. UŚMIECHA SIĘ i nie wygląda ani trochę na smutną.
Spoglądam z powrotem na tablicę mojego brata, kręcąc głową odchodzę. Zazdrość zżerała mnie od środka. Chcę też umieć uśmiechać się w takim miejscu. Tak szczerym i wesołym uśmiechem jak ta dziewczyna. Dlaczego sprawia mi to taki trud?

Wróciłem do samochodu, odpaliłem silnik i ruszyłem w drogę powrotną. Jechałem przed siebie nawet nie zwracając zbytnio uwagi gdzie zmierzam.

Znalazłem się pod domem Sylvii. Duży ogród który można było zobaczyć zza płotu ukazał zieloną trawę jak na boisku piłkarskim z kilkoma miejscami gdzie były piękne czerwone róże. Nie wiem po co tutaj przyjechałem, GPS w mojej głowie po prostu sam mnie tutaj prowadził . Kiedyś bywałem tutaj tylko nocami, nigdy nie miałem się okazji przyjrzeć otoczeniu.

Mieszkała na bogatej dzielnicy, sama urodziła się w bogatej rodzinie. Właściwie jak każdy z moich znajomych. Chwyciłem za klamkę kiedy chciałem wysiąść, ale zobaczyłem, że brama się otwiera, a za chwilę ją w samochodzie który podjeżdżał. Wziąłem dłoń z klamki i szybko ruszyłem. To był zły pomysł tutaj przyjeżdżać.

Wróciłem do domu. Alan już na mnie pod nim czekał.

- No ile można na ciebie czekać ?!- usłyszałem kiedy wychodziłem z garażu- Nie wiem po co ci ten telefon skoro go nie używasz.

- Czego chcesz czubku?- zignorowałem jego uwagę

- A czego mogę chcieć o godzinie siedemnastej w piątek?- zrobił zdziwioną minę- szykuj się lala, idziemy na balety!

- Balety? Czy ty na pewno jesteś z mojego pokolenia???

- Ty nie zagaduj tylko leć na górę zmienić ciuszki- powiedział to takim damskim głosem

- Nie wiem czy mam ochotę...-miałem niezdecydowany głos. Z jednej strony przed chwilą zaliczyłem doła i nie miałem na nic ochoty a z drugiej chętnie bym się rozerwał.

- Zwariowałeś?!- uniósł brwi do góry- Halo! Shane! Tu ziemia! Jest weekend, ciepło wieczór i właśnie WYBIERAMY SIĘ na imprezę- dał specjalny nacisk na wiebieramy.
Właściwie dlaczego nie?

Pół godziny później byliśmy w najlepszym klubie w mieście. "Black Hell".

Siedzieliśmy w naszej loży popijając zimne drinki. Muzyka zagłuszała jakiekolwiek rozmowy, więc nie rozmawialiśmy. Byli z nami jeszcze Sylvia, Jave, Vanessa. 

Po drugim drinku wyciągnąłem się do tańca, lubię tańczyć w szczególności z Sylvią, jej ponętne ciało ocierające się o moje. Kiedy jej tyłek ociera się o moje krocze eksploduje ze mnie rozkosz i porywam ją do toalety. Ale nie dzisiaj. Dzisiaj miałem ochotę po prostu się uchlać w trupa. Po kilku chwilach spasowałem i odszedłem od Sylvi zostawiając ją samą na parkiecie choć nie na długo, kiedy się odwróciłem obok niej było już dwóch innych typów, a jej twarz rozpromieniła się w blasku laserów. 

Poszedłem do baru by zamówić drinka. To co tam zobaczyłem było trochę dziwne, a rzecz w tym, że siedziała tam pewna wyszczekana brunetka którą ostatnio miałem okazję poznać. Miała na sobie obcisłą czarną bluzkę która uwydatniała jej krągłości, skórzane legginsy w których jej tyłek wyglądał tak seksownie i zwykłe trampki. 

- Hej mała! - powiedziałem do jej ucha- mogę postawić ci drinka?

- Nie dzięki, już mam- podniosła do góry wodę.

- To woda... a ja pytałem od drinka- powiedziałem z uśmiechem 

- Podziękuję. - czy ona się do mnie uśmiechnęła? 

- Ty chyba masz zły humor...- zachowywała się inaczej niż zwykle. 

- Po czym to poznałeś?- znowu ten uśmiech.

- Jesteś dla mnie jakby miła- wydusiłem z siebie.

- Po prostu dzisiaj mnie aż tak nie wkurzasz- klepnęła mnie w ramię. Zabrałem jej wodę i przyłożyłem do nosa. Zapach wódki był porażający.

- Wiesz, że picie samemu to już alkoholizm?- odłożyłem to trochę dalej od niej.

- A ty wiesz, że znowu mnie wkurzasz?- dała nacisk na ostatnie słowo. 

- Przecież nie mogę przerywać mojej dobrej passy- mrugnąłem do niej, a ona przewróciła oczami i chciała odejść kiedy chwyciłem ją za rękę- Nie chcę byś czuła się jak alkoholiczka więc...- odwróciłem się do baru i dałem gest barmanowi żeby przyszedł- dwie cole z whisky.

- Dlaczego zawsze jesteś taki władczy? - przymrużyła oczy.

- Bo to wszystkie kobiety we mnie kochają- uśmiechnąłem się zadziornie.

- Nie należę do wszystkich- prychnęła 

- Nie, nie, mała...- przybliżyłem się do jej ucha i szepnąłem- jeszcze nie należysz...- zrobiła wielkie oczy i spojrzała na mnie z niedowierzaniem, więc jej to wytłumaczyłem- Każda dziewczyna jest taka sama, nawet taka jak ty, każda leci na takich dupków jak ja. Nie zaprzeczaj bo wiem, że tak na prawdę też ci się podobam, ale nie chcesz pokazać, że tak jest. Chcesz udowodnić, że stawiasz poprzeczkę o wiele wyżej. Ale to wszystko gówno prawda, tak samo jak to, że nie spodziewałaś się mnie tutaj spotkać. Powiedz, jeżeli kłamię. 

- Kłamiesz- powiedziała bez zastanowienia.

- Teraz zastanów się czyje słowa są kłamstwem- nie spuszczałem z niej wzroku, natomiast ona cały czas odwracała ode mnie swój . Zaczęła bawić się  końcówką bluzki. Nagle ją puściła spojrzała mi prosto w oczy.

- Dlaczego mi to robisz ?!- odezwała się w końcu zabrała szklankę z whiskey którą najwidoczniej przyniósł nam barman, w jej oczach zobaczyłem furię i  żal, potem nagle wylała zawartość szklanki na mnie, a pod moje nogi rzuciła szklankę która roztrzaskała się na milion kawałków. A potem już jej nie widziałem. 

Po godzinie wróciłem do domu ciągle myśląc, o co jej chodziło.


Siemanko!

Przepraszam, że tak długo, ale mam wrażenie, że to opowiadanie traci sens. Myślę nad przerwaniem, ale z drugiej strony żyję to dwójką i nie chcę. Powiedzcie co mam robić.  Czy ma to jakikolwiek jeszcze sens, czy lepiej nie zaśmiecać wattpada?

Wasza M.

Tylko Ona...Where stories live. Discover now