Rozdział 20

153 11 2
                                    


Jack

Słuchając Samael'a Jack'owi zrobiło się jeszcze bardziej gorąco. Wziął chłopczyka na ręce i poszedł do pokoju Mii. Zastukał i mógł mieć tylko nadzieję, że kobieta nie przyłoży mu czymś za pobudkę.

- Co się stało? – mruknęła cicho zawiązując szlafrok.

- Zajmij się Pappi. – Jack poprawił Samael'a, żeby dziecko mu nie wypadło z rąk. – Młody związał ją, zakneblował i chciał złożyć w ofierze. Muszę z nim poważnie porozmawiać, jak mężczyzna z mężczyzną.

- Pappi chyba jest przestraszona. – Mia już biegła do pokoju Cary. – Zajmę się nią. Idź.

Jack zszedł po schodach, aż do samej piwnicy. Po drodze obmyślał jakie tortury zastosować wobec Max'a, który miał pilnować Samael'a. W zbrojowni, pierwsze co mu się rzuciło w oczy, to wibrator dumnie stojący na jednym ze stołów. Tak manewrował, żeby chłopiec nie zauważył gadżetu, w końcu musieli porozmawiać o ważniejszych sprawach.

Posadził Samael'a na krześle i pobiegł, żeby schować wibrator. Potem wrócił i ukląkł przed chłopcem.

- Samaelu, to co chciałeś zrobić, było bardzo złe. Żywe istoty, takie jak ludzie i zwierzęta, to nie zabawki. Takiemu misiowi możesz urwać ucho, ale potem ktoś go przyszyje i misiek jest znowu cały. Jednak jak urwiesz ucho mamie, tacie, bratu czy nawet kotu, to tego kogoś nie dość, że zaboli, to jeszcze go skrzywdzisz. Jakbyś Pappi odciął głowę, to ona by umarła, nikt nie jest w stanie przyszyć głowy. Czy ty rozumiesz, co to znaczy umrzeć? – zapytał.

Samael

- Oczywiście. Zamieniasz się w popiół, a ksiądz przeklina twoje prochy. – Samael z zainteresowaniem obserwował otoczenie. – Mógłbym zamieszkać w tym pokoju? Przyczepię cię do ściany i przetestuję wszystko, co tu jest?

Jack

Opadły mu ręce. Musiał jakoś to chłopcu wytłumaczyć, ale podejrzewał, że może mu się nie udać.

- Ksiądz błogosławi, a nie przeklina, ale niech ci będzie. – Uśmiechnął się krzywo. – Nie możesz tutaj zostać, bo to zabawki dla dużych facetów. – Zmierzwił mu włosy. – Słuchaj, nie możesz krzywdzić innych, bo ich to boli. Mogą się rozchorować, albo umrzeć. Chciałbyś żeby Molly, albo James umarli? Wtedy nigdy byś ich nie zobaczył.

Do zbrojowni wpadł zdyszany Max.

- Sorry, stary, nie wiem, kiedy on mi zwiał – zaczął się tłumaczyć.

- Dobra. – Jack wolał nie wywoływać awantury przy dziecku. – Bierz go do siebie, ja pójdę do Pappi.

Piętnaście minut później posadami Cytadeli wstrząsnął wściekły ryk Jack'a:

- SAMAEL!

James

Westchnąłem ciężko. Wcale się nie dziwię Roy'owi. Kobiety z tej Cytadeli zdecydowanie są... Inne. Teraz zaś musiałem zająć się moją panną. Z kuchni przeszedłem do przedpokoju i z marynarki wydobyłem zgniecione puzderko. Z trudem je otworzyłem. Na szczęście pierścień Kleopatry był cały. Poszedłem do sypialni i ukląkłem obok łóżka.

- Caraline Godiva, ósma co do tronu, królewno. Uczynisz mi ten zaszczyt i uczynisz me życie pełniejszym, zostając moją żoną?

Cara

Słysząc jego słowa, aż usiadłam z wrażenia.

- James – wyszeptałam i spojrzałam mu prosto w oczy. – To chyba trochę za wcześnie. Dlaczego chcesz się ze mną ożenić?

Cara i trzynasty krasnoludekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz