Rozdział 21

102 7 1
                                    



Roy i Molly

Zawał... Jeśli tatuś zszedł na zawał, winą mógł obarczyć tę głupią sukę – macochę.

Grzecznie odczekał, aż Cara opuści pokój. Możliwe, że teraz był najlepszy moment na wyjaśnienie sobie wszystkiego z Molly.

Podejście numer dwa.

- A to ja wspominałem coś o dziecku? – spytał jak idiota.

- Tak – potwierdziła. – Wykrzyczałeś to na cały szpital.

Odwróciła się i oparła o parapet. Objęła się rękoma, jakby chciała odgrodzić się od całego świata.

- Byłeś pijany i tak właściwie to nie wiem, o co ci chodziło z tym dzieckiem. Nie jestem w ciąży. A zresztą my... - umilkła.

- A zresztą my, co? Będziesz jedną z tych, co to nie rozumieją, że związki, zwykle te, które nie wypaliły, ukrywa się przed mediami? A może miałem kazać Armadur'owi olać całą tę sprawę? Opublikowali by zdjęcie, jak mnie napadasz na tyłach kaplicy. – Podniósł lekko głos. – „Markiza i aktor". Mam wytyczne, Molly. Mam jasno wytłumaczone co mówić i jak się zachowywać w sytuacjach, gdy media włażą w moje życie prywatne. Zaproponowałem ci bycie razem, ty się nie zgodziłaś. Postanowiłem uszanować twą decyzję i chronić cię przed prasą. A teraz ty się zachowujesz jak... No, nie wiem. Jakby samo patrzenie na mnie cię bolało. A o dziecko, to chodziło, że jeśli bylibyśmy razem, to wiesz... Pewnego dnia, czy coś.

Roześmiała się gorzko.

- Chodziło mi o to, ze nie mogę być w ciąży, bo nawet ze sobą nie spaliśmy. – Spojrzała wreszcie na niego. – Odkąd ciebie poznałam, żaden inny mężczyzna mnie nie interesuje. – Zrobiła krok do przodu, ale zaraz wróciła na poprzednie miejsce. – Roy, masz rację, boli mnie samo patrzenie na ciebie. Chciałabym być blisko, tak blisko, jak tylko się da i w twoich oczach zobaczyć iskrę, ogień, który dawałby mi jakąkolwiek nadzieję.

- To dlaczego w takim razie mnie odtrąciłaś? Bo kariera jest dla mnie równie ważna, jak ty? Czy może dlatego, że jasno i wyraźnie nie powiedziałem : „Kocham cię"? Otwórz okno – poprosił i sięgnął po papierosy, które w nocy przywiózł mu Armadur.

Otworzyła okno na oścież i podeszła do niego. Zabrała mu odpalonego papierosa i wróciła na parapet. Usiadła na nim i mocno zaciągnęła się dymem.

- Bo się boję. – Wreszcie wybuchła. – Cholera jasna, jestem przerażona. Przy tobie tracę rozsądek i mogę zrobić coś, co mogłoby zaważyć na naszym związku.

- A podobno zawodowa kaskaderka z ciebie. – Westchnął ciężko i sięgnął po kolejnego papierosa. – Jeśli to cię uspokoi, od razu możemy wziąć ślub, zamiast bawić się w dom, jak Cara i James.

- Czy ty mi się oświadczasz? Tym razem na trzeźwo?

- Wydaje mi się, że tak. A co?

- Wydaje ci się, czy jesteś pewien?

- Wydaje mi się, że jestem pewien, ale jak chcesz mogę to jeszcze skonsultować z psychiatrą. Klęknąłbym, ale psy przeorały mi łydki.

- Uderzyłeś się też w głowę – parsknęła. – Konsultacja z psychiatrą, może i byłaby wskazana, ale nie będę na nią naciskać. I trzymam cię za słowo.

Podeszła do obolałego aktora i delikatnie pocałowała go w czoło.

- Za które słowo? – Teraz to się zgubił jak dziecię w lesie nocą we mgle.

Cara i trzynasty krasnoludekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz