Rozdział 6

489 50 24
                                    

~Oczami Senseia Wu~
*By Gwiazdeczka & Czesieł*

   ,,Wygnani, wygnani..." - powtarzałem w myślach.   Pamiętam, kiedyś miałem z nimi do czynienia... Jednak konkrety wydają się takie zamazane, niewyraźne.
   - Lilianne, wiesz więcej o porywaczach? - spytałem, przeczesując palcami brodę.
   - Wiem, że mają te same moce, co syreny, ale nie mam pojęcia, gdzie ich odszukać - stwierdziła, całując Cole'a w policzek.
   - Lily, jak ty to robisz? - zapytał duch.
   - Ale co?
   - Dotykasz mnie nawet, gdy nie skupiam się na wyczuciu twojego ciała - powiedział. Ona westchnęła cicho i zachichotała.
   - Może to dlatego, że oboje jesteście martwi? - rzekł całkiem poważnie Zane.
   - Zaraz... Co? - zdziwił się Mistrz Ziemi.
   - To. Lily nie żyje - odburknął nindroid. Byli totalnie zaskoczeni. Ja też, ale to ukrywałem.
   - Wiem, że to brzmi dziwnie, ale taka prawda. Jednak teraz powinniśmy skupić się bardziej na poszukiwaniach Nyi - oznajmiła P.I.X.A.L.
   - Ma ktoś pomysł, gdzie jej szukać? Podejrzenie, wizję, przeczucie? Cokolwiek? - zadawał pytania Mistrz Piorunów, coraz bardziej się denerwując.
   - Pustka w głowie - odparł Kai, chowając nerwowo twarz w dłoniach. Jay zaczął osuwać się w dół po ścianie, aż w końcu upadł na podłogę.
   - Idioci! Zapomnieliśmy o jego ranach! - krzyknął Cole. Odstawił Lily na krzesło i podbiegł do przyjaciela. Miał rację. Zapomnieliśmy.
   Duch podniósł Niebieskiego Ninja i zaniósł go do jego pokoju. Wciąż stałem w kuchni. Ogarnęło mnie jakieś uczucie niemożności. Nasłuchiwałem tylko głosów typu:
   ,,Nie wierć się to nie będzie bolało."
   ,,Wytrzymam, wytrzymam."
   ,,Jeszcze tylko chwilka."
   ,,Boli..."
   ,,Gdzie są te bandaże?"
   Nikt nie poszedł pomóc Cole'owi. Wszyscy stali w kuchni i czekali ze mną.
   Niemożność. Tchórzostwo. Bezradność. Poczucie winy.   Emocje, które wyczuwalne były od razu po wejściu do tego pomieszczenia.
   Powody? Bardzo wiele. Porwanie Nyi, atak na Jaya, strata ogona przez Lilianne...  Każdy przejmował się czymś innym bardziej lub mniej, jednak wszyscy odczuwali to samo i wciąż milczeli.
   Cole jedyny potrafił wziąć się w garść i ruszyć na pomoc rannemu. Przecież nie przypadkiem wybrałem go na lidera...

~Oczami Cole'a~
*By Gwiazdeczka & Czesieł*

   Prawie wszystkie rany zostały już oczyszczone i opatrzone. PRAWIE.
   Pozostała ta najgorsza - na brzuchu, po wbiciu noża.
   Jay podwinął lekko swój przesiąknięty krwią strój ninja, co tylko przysporzyło mu cierpienia. Moim oczom ukazało się paskudne, zakrwawione cięcie.
   Niechętnie chwyciłem dłonią apteczkę i spojrzałem w migoczące od łez oczy przyjaciela. Mój wzrok wyrażał jedynie:
   ,,Przepraszam, przyjacielu, to nie będzie przyjemne."  Delikatnie przykładałem mój ,,sprzęt" do dezynfekcji do brzucha Jaya.
   - Cole, czuję tam jakieś odłamki kamienia - skrzywił się z bólu. Rzeczywiście. Znaleźliśmy Mistrza Błyskawic na kupie gruzu, więc coś mogło się dostać do rany.
   - I jak mam je wyjąć? - spytałem, przygryzając wargę.
   - Nie wiem. Może spróbujesz wniknąć dłonią i wyjąć tylko to? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Skinąłem głową w milczeniu.
   Nachyliłem się i skupiłem na wyczuciu fragmentów skały.   Czerwona ciecz piekła moje dłonie jak żrący kwas.
   ,,A czego oczekiwałeś? Przecież krew składa się w większości z wody!" - tak pewnie powiedziałby teraz Zane.
   Mistrz Błyskawic nie krzywił się już z bólu. Raczej skupiał na tym dziwnym uczuciu, jakby kamienie same ,,wychodziły" z rany. Nie czuł mojej dłoni... Na prawdę dziwnie...
   Koniec końców wyjąłem okruchy gruzu. Jay odetchnął z ulgą. Najgorsze miał już za sobą.
   Z resztą uwinąłem się szybko.  Wyszedłem z pomieszczenia i skierowałem kroki do mojego pokoju. Jay przebierał się u siebie w czyste ubrania, a ja usiadłem na łóżku, by odreagować nagromadzone emocje i ból. Powstrzymałem łzy.
   Podszedłem do zwisającego z sufitu worka treningowego i zacząłem w niego zaciekle uderzać. Uczucia zdawały się zmieniać w zapał do walki. Nie byłem już smutny - byłem wściekły.
   Wszystkie emocje odeszły na bok. Pozostała tylko nienawiść do worka treningowego, tak wielka, jakby to on był źródłem wszystkich moich nerwów i problemów.
   - Cole? - usłyszałem głos, ale go zignorowałem, wymachując pięściami jeszcze mocniej, szybciej i gwałtowniej.
   - Cole! - tym razem przestałem uderzać. Usiadłem na podłodze.
   W drzwiach mojego pokoju stał Lloyd. Patrzył na, lekko kołyszący się jeszcze, worek treningowy. Nagle skierował wzrok na mnie:
   - Coś się stało? - spytał.
   - Nie, nic - odpowiedziałem, pochylając głowę. Grzywka zsunęła mi się na twarz, więc poprawiłem ją dłonią. Dłonią pocharataną od worka treningowego i poparzoną od krwi własnego przyjaciela.
   - Dlaczego ty nigdy nie chcesz gadać o swoich problemach, Cole? - zapytał, wzdychając.
   - Widocznie taki już jestem - powiedziałem pod nosem.
   - Jak ci przejdzie, to wróć do kuchni. Czekamy - Lloyd odwrócił się na pięcie i wyszedł z mojego pokoju.

   Tu Gwiazdeczka! Dodaję ten rozdział bez zgody Czesieła (oby mnie za to nie ukatrupił). Mam nadzieję, że mi się to opłaci XD Pozderka i dzięki za czytanie.

PS Wszystkiego naj naj dla Just_Pretty3, która ma dziś (4 maja) urodziny xD

Zakazana Miłość 2 (Ninjago)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz