Rozdział 18

384 45 21
                                    

   *Oni*- tajemnicze, prawda? Nie, to nie dlatego, że zabrakło nam pomysłów na nazwę. To tylko dla podkreślenia tajemniczości pewnych postaci. Gdy natraficie na takie oto słowo umieszczone między gwiazdkami lub np.: ,,im" pisane z dużej litery, to się nie zdziwcie, bo to nie błąd. Zapraszamy do czytania tego rozdziału, na który udało nam się uzyskać nie tylko negatywną wenę (tę do pisania depresyjnych rozdziałów), ale takżę tą drugą - pozytywną - do tworzenia weselszych i bardziej wzbogaconych w akcję momentów. Dobra, to my już nie przedłużamy. Miłego czytania, Gwiazdeły!

~Oczami Kaia~
*By Gwiazdeczka & Czesieł*

   Instynktownie poszedłem za Zane'em i Mistrzynią Wody do twierdzy Wygnanych.
   Biedna Nya... Tak bardzo kochała Jaya. Dlaczego wcześniej nie zaakceptowałem ich związku? Byliby tacy szczęśliwi...
   Nya tyle razy mówiła: ,,Nie martw się, Kai. Potrafię sama o siebie zadbać." Jednak mnie to nie interesowało.  Chciałem ją bronić. Ona jedna mi została, jeśli chodzi o krewnych i rodzinę. Tak, to dobrze, że się o nią troszczyłem... Szkoda tylko, że za bardzo. Nie dawałem jej szans na samodzielne decydowanie o swoim życiu. Teraz żałuję.
   Znów spojrzałem na zwłoki Jaya. I znowu wspominałem. Znów cierpiałem.
   Nya płakała. Przytulała do piersi zimne już ciało Mistrza Błyskawic. Krzyczała głośno, błagając o odzyskanie jego duszy, o pomstę za śmierć.
   Brudziła się prawie zaschniętą krwią, panicznie wołając imię Niebieskiego Ninja.
   Coś we mnie pękło i również nie powstrzymałem łez. Chciałem podejść do siostry, zabrać ją od zwłok i przytulić, ale powstrzymałem się. Lepiej, żeby trochę pobyła sama z własnymi myślami.
   Wyszedłem z pomieszczenia prosto na plażę. Usiadłem na wciąż mokrym piasku i wpatrywałem się w horyzont w zamyśleniu.
   Matka Lilianne zanurkowała i odpłynęła do miasta syren, zaraz po tym, jak wytłumaczyła córce, że to ona namieszała w umowie Wygnanych. Wyszło na to, że trytoni nie mieli przetrzymywać mojej siostry, aż zginie. Nie mieli też jej bezpośrednio zabijać. Musieli po prostu przetrzymać ją, a później pozwolić się uwolnić. Dzięki takiej decyzji i oni, i my jesteśmy szczęśliwi, a przynajmniej zadowoleni.
    Deszcz ponownie zaczął padać, ale tym razem ze zdwojoną siłą. Szum burzących się fal i deszczu zdawał się harmonizować z histerycznymi krzykami mojej siostry.
   Obłoki na niebie stawały się coraz gęstsze i ciemniejsze, a na Bezkresnym Oceanie rozpętywał się sztorm.
   Zalewałem się łzami z głośnym jękiem. Wtedy podeszli do mnie przyjaciele, którzy mi zostali. Zane trzymał nieumiejącą chodzić Lily na rękach. Dziewczyna zerkała w stronę dawnej celi Nyi.
    Wszyscy wyglądaliśmy tak żałośnie... Mokrzy, zmarznięci, załamani, niemal pozbawieni nadziei.
   Niemal...
   Chmury zdawały się wirować wokół jednego z punktów na niebie. Utworzyły tunel.
   Już kiedyś go widziałem. Na Wyspie Ciemności. Wtedy Cole przez niego wrócił do świata żywych.
   - Chłopaki... Cole... On wraca! - krzyknąłem przestawając płakać ze smutku, a zaczynając ze szczęścia.
   - To ten sam portal! - krzyknął Lloyd z uśmiechem.
   Z portalu wyleciała emanująca zielonkawym światłem postać. Rozpoznałbym ją wszędzie.
   - Cole! - zawołałem, przekrzykując ulewę. Mój przyjaciel unosił się tuż pod chmurami, z których nagle zniknął dziwny tunel.
   Wtedy Mistrz Ziemi zaczął moknąć w deszczu. Coś było nie tak.
   - On nie jest odporny na wodę! - przeraziłem się.
   Czarny Ninja zaczął spadać. Swój ,,lot" skierował do pomieszczenia, w którym Nya opłakiwała Mistrza Błyskawic.
   Gdy już tam dotarł, grzmotnął solidnie o podłogę. Natychmiast pobiegliśmy za nim do środka.
   Czarnowłosy zwijał się z bólu na posadzce celi, a wypalone rany na jego ciele były liczne niczym piegi na dziecięcej twarzy.
   - *Oni* Wykopali mnie Stamtąd. Dosłownie - śmiał się nerwowo. - *Oni* Nie uodpornili na wodę. *Oni* Po prostu się mnie pozbyli, życząc powolnej śmierci.
   - Cole... Nigdy nam nie opowiadałeś, jak Tam jest - rzekła Lily, zeskakując z ramion Tytanowego Ninja i klękając obok swojego chłopaka.
   - *Oni* Wyrzucili mnie z niczym. Lily, przytulisz mnie, zanim odejdę? - spytał ranny, zwijając się w kłębek, by zmniejszyć cierpienie. Lilianne jednak nie zrobiła tego, o co prosił, by nie pogłębiać jego poparzeń. Była przecież cała mokra.
   I tak oto ponownie prysnęła moja chwilowa nadzieja.
   - Cole, na pewno jest sposób, żeby chociaż ciebie uratować - westchnęła Misako.
   - Mnie nie ratujcie. Ratujcie Jaya - odparł, podnosząc swoją prawą dłoń na tyle wysoko, by wszyscy zobaczyli, jak wydaje się ociekać ektoplazmą, w którą powoli się zmieniała. Bardzo powoli.
   - Jay nie żyje - przypomniałem przyjacielowi, a tamten tylko skinął głową:
   - Wiem.
   - To jak niby mamy go uratować? - spytał Zane, jednak zapytany milczał.
   - Cole... Ten deszcz to moja wina. Proszę, nie zostawiaj mnie. Inaczej do końca życia będę się obwiniać o twoją śmierć - błagała Lily.
   - To wspaniały deszcz. Masz taką silną moc. To cudowne - szeptał Mistrz Ziemi z uśmiechem.
   - Cole, proszę cię! Nie odchodź! - płakała jego dziewczyna.
   - Cichutko... Chcę usłyszeć szum morza, deszcz, grzmoty... Chcę zobaczyć fale, niebo, was wszystkich... Powiedz mi, Lily, dlaczego dopiero teraz widzę, jaki świat jest piękny? Dlaczego dopiero teraz doceniam wszystkie barwy, dźwięki? Dlaczego dopiero teraz? - wypowiadał się duch.
    - Cole, ty nie umierasz! Nie możesz umrzeć - z oczu Lily leciały liczne łzy.
   - Umieram. Nie za szybko, ale *Oni* właśnie tego chcieli, żebym długo cierpiał. Ale nie płacz, to niepotrzebne. Pamiętaj, że zawsze jest nadzieja - Czarny Ninja wywijał lekko swoją wciąż uniesioną ręką.
   - Nadzieja?! Nadzieja na co?! - denerwowała się Lilianne. Rozejrzałem się po twarzach wszystkich otaczających mnie przyjaciół. Większość szlochała, lub była bliska płaczu, jednak najbardziej załamaną osobą (poza Nyą) rzeczywiście była Lily.
   - Nadzieja dla Jaya - rzekł Cole, a w jego uniesionej ręce pojawiła się tak dobrze nam wszystkim znana kula mocy, emanująca fioletowo-zielonym światłem. - Ukradłem Im ją, gdy nie patrzyli - objaśnił. - Nie mogłem wam powiedzieć od razu, bo *Oni* zawsze śledzą mnie jakiś czas po opuszczeniu Ich krainy.
   Byłem w szoku. Jednak to zdobył.
   - Czyli... Wszystko będzie dobrze? - spytał Lloyd.
   - Ta moc regeneruje, nie ożywia. Cole, powinieneś uratować siebie - przyznał Sensei Wu.
   - Dajcie sobie spokój! Ja umieram! W dodatku to już nie pierwszy raz. Nie pogodziliście się z tym ostatnio, to zróbcie to teraz! Uratuję Jaya! - odparł Mistrz Ziemi.
   - Nie słyszałeś, co mówił Sensei? Ta moc regeneruje, nie ożywia! - przypomniałem.
   - Ja tak nie uważam - Czarny Ninja uśmiechnął się, a po chwili włożył świetlną kulę w ciało Jaya.

   I... Koniec rozdziału xD Tak, wiemy, że w takim wrednym momencie, ale nie mogliśmy się powstrzymać. Rozdział pojawiłby się już przedwczoraj, ale żadne z nas nie miało dostępu do internetu... Piszcie, co sądzicie o powrocie Cole'a, o tej całej ułomnej nadziei, o tym polsacie... Piszcie o wszystkim xD Czekamy na komentarze!

Zakazana Miłość 2 (Ninjago)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz