21. Przyjaciele i Wrogowie

4.5K 98 181
                                    

[w którym Mary McDonald rozdaje wszystkie karty]

„Trzymaj swoich przyjaciół blisko, ale jeszcze bliżej trzymaj swoich wrogów"

-Mario Puzo


Lyon, Francja, wakacje 1975

Tego wieczoru niebo miało barwę wód Rodanu. Niczym pozlewane farby olejne tworzyło unikatową kompozycję z perłowych chmur i ciemniejszych smug w kolorze indygo. Błękit przecinał zielone doliny, mieszając się tak, iż obserwator nie miał pojęcia, gdzie kończy się niebo, a zaczyna ziemia. Magiczna rzeka Lipstura zataczała koła wzdłuż wzniesień, tworzyła delty i fikuśne znaki, przypominające misterne runy. Jedynym ciepłym kontrastem pomiędzy chłodnymi barwami natury, były intensywnie czerwone maki i aksamitki w kolorze nektarynek. Motyle fruwały czeredami, i stanowiły chyba jedyne istoty, które nie obawiały się bliskiego towarzystwa Lizzy Nass – szerzej znaną jako Elizabeth McDonald. Pachniało orchideami i lawendą.

Nad rezydencją Nassów, miodowym gmachem przypominającym gniazdo jaskółcze, wirowały kawki i zbłąkane sowy. Chociaż z lotu ptaka willa przypominała rozlany na zielonkawym obrusie miód, z przodu prezentowała się imponująco. Wysokie kolumny korynckie przytrzymywały balkon na pierwszym piętrze, zapełniony glinianymi donicami z petuniami i chryzantemami. Z balkonu wzwyż pięły się kolejne kolumny, tym razem jońskie, przytrzymujące ciężki, kunsztownie wykonany tympanon. W jego środku widniały płaskorzeźby przedstawiające wybrane sceny z historii magii. Roiło się tam od podobizn jednorożców, goblinów, smoków, wil i elfów.

Tegoroczne wakacje od samego początku były nieznośne, upalne i suche, lecz tego dnia temperatura podniosła się o dziesięć stopni, nie wiał żaden wiatr, nie można też było skryć się pod żadnym cieniem. Domownicy ukryli się więc w chłodnej willi z obawy przed udarem i spaleniem skóry. Wszyscy zajęli rozległe atrium, w którym Elizabeth zainstalowała swego czasu sadzawkę, a obecnie specyficzny basen, dający ukojenie dla rozgrzanych stóp. Kobieta leżała na kocach, w dłoni trzymała kieliszek czerwonego, wytrawnego wina. Nie chowała się ona przed słońcem, przedzierającym się przez oszklony dach atrium.

Jej córka, Mary, oraz dwie inne blondynki – starsza od niej i młodsza – zajmowały kanapę usadowioną w najdalszym zakamarku pomieszczenia. Bezpośrednio nad nimi buchały kłęby zimna, na bieżąco wyczarowywane przez skrzaty domowe. Było tak chłodno, że dziewczęta okrywały się pledzikami.

Colette Angelo zdmuchnęła świecę, gotowa, by wyjść z domu McDonaldów. Końcówki jej platynowych włosów delikatnie musnęły policzek Mary. Zanim skierowała się do dużych, hebanowych drzwi i wydostała się do prawego skrzydła domu, poszła pożegnać się z Elizabeth. Niczym dziecko przewiesiła ręce przez jej ramiona, ukryła twarz w zagłębieniu szyi i szepnęła, że teraz wszystko już będzie dobrze. Chociaż jej głos był wypruty z emocji, w pewien sposób mieszał się z naiwną, czternastoletnią radością życia i zdawał się przenikać bezpośrednio do duszy Elizabeth, kojąc jej ból.

─ Pozdrów ode mnie Maddy, Colette – poprosiła cicho kobieta, charcząc jak osoba, która od dłuższego czasu nie otwierała ust. ─ Wyślę Kenny' ego, żeby poinformował was o dacie pogrzebu i ewentualnie stypie, bo...

─ Zabawne, że już planowana jest stypa – szepnęła złotowłosa wila, nasłuchująca rozmowy swojej siostry ze smarkatą albinoską od Rowle' ów. – Póki co van Weertowie nie zamieścili nawet nekrologu w Proroku.

─ Twoja śmierć też będzie obchodzona na bogato, Sereno – odrzekła Mary McDonald, rzucając w kierunku koleżanki wełniany pledzik.

Gdyby kiedykolwiek zdarzyło się wam przejść obok Mary McDonald lub Sereny Marceau i nie zobaczylibyście ich razem, stojących obok siebie, to uznalibyście je za bliźniaczki. W pojedynkę przypominały jedna drugą, jednak kiedy stawały naprzeciw siebie, robiły się niepodobne i inne. Łączyło je to, że obydwie miały długie, złote włosy, modre oczy, należały do niskich osób i emanował od nich urok wil. Dzieliła je chyba tylko intensywność tego uroku. Mary, jako że wilą była jedynie w jednej czwartej, nie mogła śnić o takiej aurze jak Serena, której matka była prawdziwą wilą, a ojciec miał takowe korzenie.

Hogwart z tamtych lat (2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz