43.||2

11.7K 1K 128
                                    

Niedziela popołudniu.

Idę do bruneta bo strasznie chciał żebym przyszła. W sumie to i tak siedziałabym sama w domu. Jestem pod domem chłopaka. Nie czekam aż otworzy tylko od razu wchodzę i kieruję się w stronę jego pokroju bo mogę się założyć, że właśnie tam obecnie przebywa. Otwieram delikatnie drzwi a moim oczą ukazuje się Leo leżący na łóżku z telefonem w dłoniach. Siadam obok niego a ten także podnosi się do postawy siedzącej.
-Ja chciałbym z tobą porozmawiać.-zaczyna.
-Słucham.
-Jest jedno pytanie, które od dawna nie daje mi spokoju...czy ty nie chcesz do mnie wrócić bo..bo wolisz dziewczyny?
-Czekaj..co wolę?!
-Dziewczyny.
-Brałeś coś dzisiaj?
-Nie..ugh..nie zmieniaj tematu.
-Skąd ci to w ogóle do głowy przyszło?!-wkurzyłam się trochę, trochę bardzo.
-Proszę cię, to widać. Nawet jak udawaliśmy parę to całowałaś Miley w policzek częściej niż mnie.
-Jesteś chory.
-A ty znowu mnie prowokujesz.
-Ja cię prowokuje? Czy ty siebie słyszysz?
-Tak ty mnie prowokujesz..a potem to ja jestem tym złym bo cię uderzę.-zaczął krzyczeć.
-Nie krzycz na mnie.-starałam się być opanowana ale w głębi siebie miałam ochotę wstać i przywalić mu z całej siły.
-Będę krzyczał kiedy tylko będę chciał, a ty mi niczego nie zabronisz.-znowu podniósł głos. Nawet nie wiem kiedy ale z moich oczu poleciało kilka łez. Nie umknęło to uwadze chłopaka, który znowu diametralnie zmienił swoje zachowanie.
-Jezu, nie płacz.-objął mnie ręką. Zrzuciłam ją szybko i odsunęłam się na drugi koniec łóżka. Schowałam twarz w dłonie. Przemyślałam sobie wszystko i zażądałam od chłopaka:
-Daj mi wszystkie prochy jakie masz, w tej chwili.-głos mi lekko zadrżał.
Leondre patrzył na mnie dziwnym wzrokiem. Kiedy zrozumiał, że nic nie osiągnie to odetchnął głośno ale wstał i zaczął krzątać się po pokoju. Najpierw zatrzymał się przy biurku. Otworzył szufladę, przerzucił jakieś papiery po czym wyjął mały woreczek z białą substancją. Na sam widok robi mi się niedobrze. Potem chwycił swój plecak, znowu woreczek. Przyszła kolej na regał z książkami, szafę z ubraniami a nawet wnętrze gitary. Ostatecznie wyszło na to, że w moje ręce trafiło 7 małych woreczków i dwie pełne strzykawki-nie chcę wnikać co to właściwie jest. Jedyne co mnie ciekawi to skąd on tyle tego wziął.
-To wszystko?
-Uhm..zostawisz mi chociaż jeden?-spojrzał na moją kieszeń, w której aktualnie mieścił się ten syf.
-Nie ma takiej opcji.-wstałam z łóżka chłopaka i podeszłam do drzwi.
-A i żeby było jasne, jutro widzimy się w szkole.-opuściłam dom chłopaka i udałam się do swojego mieszkania.

***
No także ten 8))

Zagrajmy w grę|L.D|Where stories live. Discover now