Zapewne zadziwia Was, że taka uroczystość odbywa się z nocy z czwartku na piątek. Otóż Malwina wpadła na ten jakże genialny pomysł, gdyż kolejne dni chciała spędzić w bardziej kameralnym gronie. To m.in. ponownie wzbudziło moje podejrzenia, jak i lekkie obawy. Jak się okazało były one zdecydowanie uzasadnione. W piątek rankiem, a właściwie w południe, gdy spożywaliśmy poranną strawę (jak to mawiał kucharz Fast Breakfast), nasza przyjaciółka wyznała:
- Jak się domyślacie mam plany co do naszej paczki, a że zostaliśmy sami -najwidoczniej ochroniarze i lokaje byli dla niej niewidoczni- to was wtajemniczę - powiedziała z lekką obawą w głosie, jakby spodziewała się reakcji jaka miała nastąpić- jedziemy do NASA- wykrzyknęła ze sztucznym entuzjazmem widząc nasze zniesmaczone miny.
- Tylko mi nie mów- zaczął Alek- że kombinujesz coś z ta szalona pierwszą wyprawą w kosmos statkiem kosmicznym turystycznym.
- To dopiero w fazie badań !- wtórowała mu bliźniaczka Ola.
- Moi drodzy przyjaciele, panie i panowie, otóż jesteście w błędzie- uspokoiła Malwina jednak nie na długo- badania zakończyły się już i uzyskały wynik 90% bezpieczeństwa dla życia człowieka. Zgłosiłam nas jako tzw. Insekty żeby pokazać zarozumiałym, starym profesorom, że do młodych świat należy!
Po długich wypowiedziach na temat wad i zalet wyprawy, pozwoliłem sobie zabrać głos.
- Was chyba coś boli!- wykrzyknąłem- przecież my nie damy rady wytrzymać startu! Jak będziemy tam funkcjonować? Wy rozważacie koszty..- zapytałem drwiąco- a nie pomyśleliście o tym, że najpierw musicie przejść serię testów!
- Rzeczywiście! Jest seria testów jednak ponad połowę przeprowadziłam po kryjomu kilka tygodni temu- odpowiedziała z lekkim uśmieszkiem na ustach Malwina ogłaszającym, że czuje się zwycięzcom- chciałabym serdecznie ogłosić, że Testy zatytułowane jako „Sytuacje Trudne" macie zaliczone co kwalifikuje was do testów „Karuzela"
- Dobrze, a więc oczywiście nie ogłaszając się po żadnej ze stron dyskusji, proponuję wziąć udział w testach i badaniach, w zależności od ich wyników, podejmiemy decyzje o uczestnictwie w wyprawie- zaproponowałem.
Tak też zrobiliśmy.
Tego samego dnia postanowiłem poinformować rodziców o zaistniałej sytuacji, okazało się jednak, że niepotrzebnie traciłem czas, gdyż Kacper informował rodzinę na bieżąco tak jak obiecał to Król. Po krótkiej wycieczce po Nowym Jorku, wyruszyliśmy do bazy NASA. Była godzina czwarta po południu czasu nowojorskiego. Nie udało mi się zorientować gdzie ona się znajduje, ponieważ tuż po opuszczeniu metropolii zasnąłem, budząc się na swojego rodzaju pustynnym terenie. Zapewne Texas- pomyślałem i napiłem się soku malinowego. Szczerze, nie owijając w bawełnę wolę polskie pożywienie ale musiałem się dostosować.
Gdy dotarliśmy do Bazy było już ciemno, prawdopodobnie była godzina 23, gdyż przy wejściu do małego hoteliku na terenie tegoż obiektu było Menu restauracji „na piątek". Kilka minut później w hallu przywitał nas Pan ze świecącymi okularami skutecznie ukrywającymi jego oczy, dziwnym metalicznym błyszczykiem na ustach, do tego miał srebrną czapkę z wiatraczkiem. Całość dopełniał srebrny elektryczny wózek inwalidzki sterowany również srebrną kierownicą. Po chwili gdy cała grupa była już w pomieszczeniu przemówił:
-Witam Wasze Książęce Mości Wielkiego Królestwa Wysp Carilla. Witam również Lordów i Radnych. Jeżeli jest tu ktoś bez takowych tytułów również Go witam. Nazywam się Leopold Williams. Mam polskie korzenie stąd takie imię. Wracając do teraźniejszości pragnę przywitać Was w najnowszym centrum badań i bazie NASA współpracujących z Centrum Labolatorium Carilla Science. Jestem tutaj, nie chwaląc się, dyrektorem turystycznego działu.
- A Ja jestem twoim, chcąc nie chcąc, szefem a zdaje mi się...- zdążyła odrzec Malwina, przed wejściem Pana w czarnym, nienagannym garniturze, po którym od razu było wiadomo, że pracuje on dla Grayson'ów. Ukłonił się zgodnie z Carillijskim obyczajem krzyżując nogi na poziomie łydek. Podszedł do Leopolda i począł mówić słowa „przesyłka z Wysp Carilla", gdy księżniczka wtrąciła-... kontynuując zwalniam Cię, a ten list jest tego potwierdzeniem. Spójrz sam jeśli nie wierzysz- zaśmiała się szyderczo.
-Ujć, ktoś tu podpadł najwyższej instancji- zaśmiał się Kacper
-Uważaj bo będziesz następny- odpowiedział Jeremi- jesteś asystentem a nawet Ja się tak nie spoufalam.
- Widzę, że nadal nie możesz przeboleć tego, iż nie dostałeś tytułu księcia- zauważyłem- fakt, że jesteś Lordem ostatniej ławy niebywale Cię boli, ale to nie znaczy, że możesz pouczać mojego człowieka- dokończyłem starając się nie obrażać Jeremiego, w głębi serca współczułem mu tragedii straty rodziców w wypadku. Jego młodsze rodzeństwa zostało adoptowane przez Króla i Królową (byli oni adoptowani przez Philipsów- rodziców Jeremiego- po uratowaniu ich od wojny na terenie Afryki), jedynie opiekę nad najmłodszym bratem sprawuje on, gdyż takie prawo dał mu sąd Carillijski po wielu rozprawach. Zabawne jest to, że zwykle sędzią jest sam Król, lecz jako osoba opowiadająca się po jednej ze stron, musiał oddać prawo sędziowania osobie kompletnie niezależnej od rodziny królewskiej, co sprawiło wybuch szumu medialnego wokół wydarzenia.
-Zapowiada się ciekawy wypad, aż boję się pomyśleć co będzie po tygodniu w kosmosie- wystraszył nas nagłym pojawieniem człowiek, który również wyglądał na człowieka Grayson'ów.
- Syriusz najdroższy- zwróciła się do niego Malwina- cóż za ciche wejście jakby nie Ty!
- Wasza wysokość wybaczy ale będę szczery...- odrzekł.
- Zapomnij o tym tytule pajacu kochany- wstrzymała jego elegancję dziedziczka.
-... głupoty gadasz (przy czym on użył słowa na literę „p" rymującego się ze słowem „miętolisz")
- I to jest mój Syri, a nie jakiś pajac- zakończyła grę słów Malwina.
-Zapraszam za mną- rzucił przez ramię oddalając się korytarzem, wyglądającym jak kanał w kopalni, albo przejście w domu hobbita.
Ufając Malwinie która ruszyła zaraz po nim, dotarliśmy do centrum bazy. Zobaczyliśmy dwa statki kosmiczne, z zewnątrz przystające do siebie, za szklana ścianą. Naszym oczom ukazało się też wiele siedzeń ze skóry (narożniki, pufy), ławy szklane, komputery stacjonarne, panele dotykowe, laptopy, maszyny do grania, stół bilardowy i wiele wyjść z pomieszczenia, każde opisane gdzie prowadzi i co się z tym wiąże.
- Wszystko według mojego projektu- zaczęła wychwalać budynek dziedziczka- oto nasz nowy dom kochani, wszystkie korytarze są poopisywane, aby nikt się nie zgubił, tam gdzie jest znaczek materiałów radioaktywnych są pomieszczenia, w których można sobie zrobić krzywdę- ostrzegała- reszta jest spokojnie do dyspozycji. Nasze rzeczy są już w sypialniach, część z nich przeniesiono do sypialni na statku. Odpoczywajcie sobie, dostaniecie Menu, potem zapraszam na badania.
I odeszła jak obca osoba po czym usłyszeliśmy w całym pokoju głos podobny do Malwiny „Maruś, Kacper przyprowadzi Cię do mnie, musimy ustalić kilka rzeczy". Łatwo było się domyślić, że do mnie zwracała się dziedziczka, gdyż byłem jedynym Markiem a mój asystent jedynym Kacprem.
![](https://img.wattpad.com/cover/71479474-288-k801828.jpg)
CZYTASZ
Kosmiczne GayLove
Teen FictionMark jest typowym karierowiczem. Nie mysli o miłości, a jego wystawne zycie ubarwiają jedynie przyjaciele. Jednak to wszystko miało sie wkrótce zmienić. W jego życiu pojawia się nowy asystent i ochroniarz, który towarzyszy mu w wyprawie w kosmos.