Znacie może dziewczynę, która zawsze jako jedyna w liceum nie miała chłopaka, wolała pizze od randek i lody od całusów, a zdenerwowana mama wysłała ją na studia, do akademika, gdzie wszystko odbywa się chłopak-dziewczyna? Nie?
W takim razie cześć.
Jestem Marigold White, mam 20 lat i właśnie wyjechałam z centrum Londynu do koledżu, gdzieś za moim rodzinnym miastem. Już od pierwszej klasy gimnazjum zaczęłam oblewać naukę i zajmować się znajomymi. Poznawałam coraz więcej ludzi, a naukę odłożyłam w kąt. Gdy w trzeciej gimnazjum nauczyciele zaczęli mi wytykać, że nie dostane się do dobrego liceum, nie pójdę na studia i nie znajdę dobrej pracy ocknęłam się i tym razem to znajomi poszli w kąt. Za własne pieniądze kupowałam książki do wszystkich klas gimnazjalnych i dniami i nocami nadrabiałam wszelkie tematy. Miałam tonę korków i zero dni wolnych w tygodniu. Wszyscy patrzyli na mnie, jak na idiotkę, dlatego większość moich świetnych przyjaciół zostawiła mnie w parze z nauką.
Jednak cały rok nie poszedł się pieprzyć, ponieważ zdałam testy z bardzo dobrymi wynikami i naprawdę niezłą wiedzą w głowie.Dostałam się do świetnego liceum językowego, gdzie uczyłam się już regularnie przez co rownież miałam czas na poznanie nowych ludzi. Gdy mama dawała mi spokój na jakieś dwa tygodnie zwiewałam ze szkoły z grupą osób i szliśmy na pizze, czy do jakiegoś domu zwyczajnie się powydurniać. Chciałam pożyć i spędzić najlepszy licealny czas. Niestety i tego szczęścia był kres, ponieważ moje aktualni przyjaciele znaleźli drugie połówki i to teraz mnie odstawili w kąt. Oczywiście ja, Marigold, nie interesująca się chłopakami miałam to w głębokim poważaniu i robiłam wszystko, żeby spotykać się ze znajomymi. Potem powiedzmy, że nawet cieszyło mnie, gdy przychodziła do mnie zaryczana przyjaciółka ze zdaniem wypisanym na czole "zerwał ze mną". Zawsze byłam tą bez byłego, bez łez na policzkach i bez chusteczek w ręku. Okej, chusteczki były, jednak nie dla mnie.
Gdy w końcu moja mama zaczęła interesować się tym, że "Marigold, może poznam twojego chłopaka" zaczęła podejrzewać mnie o homoseksualistkę i znalazła mi studia i akademik, w którym żyją i chłopcy, i dziewczęta. Nawet łazienki są dla obu płci! Chcąc nie chcąc musiałam tam pojechać głupim pociągiem z dwoma walizkami w ręku.
Znacie może dziewczynę, która stoi właśnie na peronie pod Londynem i czeka na społeczny autobusik, który zawiezie ją w kierunku studiów? Nie?
W takim razie cześć.
Przytupywałam już nogą o beton przy dworcu kolejowym i kątem oka cały czas patrzyłam na zegarek. Mój bus spóźnia się już dwadzieścia minut co oznacza tylko spóźnienie na otwarcie w auli. Chcąc nie chcąc zależało mi na tym, aby wiedzieć, gdzie mam się poruszać, i jak nie trafić do pizzerii zamiast na uczelnie. Wypuściłam głośno powietrze, gdy autobus z wielkim napisem "witaj studencie!" podjechał na przystanek. Razem z niewielką grupą młodych ludzi wsiadłam do maszyny i usadowiłam się w przedostatnim miejscem przy oknie. Przymknęłam oczy zmęczona całym dniem, ale oczywiście jedyną chwile spokoju przerwało mi kopanie w fotel. Odwróciłam głowę i ujrzałam pięciu chłopaków, którzy zajęli miejsce na tylnej piątce.
- Może delikatniej? - spytałam, a blondyn za mną uniósł ręce w geście poddania. Przewróciłam oczami i uśmiechnęłam się do niego lekko co ten odwzajemnił.
- Byłem prawie, że pewien, że za chwile zaczniesz wytykać mi, jak bardzo głupi jestem, ale najwyraźniej się myliłem. - odezwał się i uśmiechnął się szerzej ukazując rząd białych zębów. - Jestem Jackson.
- Marigold. - powiedziałam i odwróciłam się na fotelu. Autobus ruszył z lekkim podskokiem, który wywołał dziwne dźwięki ze strony chłopaków z autobusu.
Kierowca jechał szybko i ledwo co mogłam przyglądać się przelatującemu obrazowi za oknem. I tak moje skupienie często zajmowało się rozmowami Jacksona i jego kolegów, których zdążyłam poznać podczas podróży.
Jackson Whittemore, typowy bajerant i przystojniak, ale gdzieś głęboko można było wyczuć od niego inteligencje.
Scott Mccall, przystojny sportowiec, troszczący się miły i najbardziej stonowany ze wszystkich.
Dylan O'brien, wygłupia się bez przerwy i opowiada jakieś niestworzone historie o wróżkach z lasu i lisach z gór... słucham?
Cody Christian, czarujący, mądry i wyjątkowo kujonowy chłopak, ale polubiłam go od samego początku, bo jest tu prawdopodobnie najmilszy.
Harry Styles, loczek interesujący się muzyką i prawem, zawsze chciał zostać prawnikiem, ale muzyk też zaprzątał mu głowę.
Z taką właśnie piątką spędziłam dwie godziny w autobusie i mogę przyznać, że było swietnie. Podejrzewam, że moje przyjaciółki, które pojechały autami, gdyby się tu znalazły oszalały by ze szczęścia i potem nawalały rok o tym, jak przystojni oni są. Ja natomiast od razu zobaczyłam w nich prawdziwych przyjaciół. Ja to mam problemy.
Gdy w końcu autobus zajechał na ogromny plac z fontanną na środku moglam głośno odetchnąć. Faktycznie tu jestem. Na studiach.