Prolog

14.3K 826 488
                                    

Kolejne, długie pociągnięcie pędzlem. I kolejne. Gruba, hebanowa linia nieco wyżej, trochę węższa, dla podkreślenia całokształtu. Blade, wypłowiałe smugi, jeszcze niewyschnięte, sprawiały wrażenie wypranych, rozciągniętych barw z nieba i tęczy, która wisiała wysoko na niebie, tuż przed oczami jego wyobraźni.

Rozjuszony cisnął pędzlem o ziemię, z premedytacją przygniatając go swoim ciężkim butem. Nic nie szło po jego myśli.

Mężczyzna opuszkiem palca przejechał po szorstkiej powierzchni płótna, a przez jego ciało, wzdłuż kręgosłupa przeszedł przyjemny dreszcz, który nie miał swojego odwzorowania w rzeczywistości. Kolory się ze sobą nie łączyły, za mało intensywne, ale też zbyt krasne. Liniami powychodził za wyznaczony przez siebie główny kadr. Czerń, która tym razem nie była zwykłą czernią, w jego oczach przybrała smolisty odcień, z którego nie był nawet zadowolony. Zły rodzaj włosia w pędzlu, który zakupił omyłkowo na jednym z targów, chociaż nie planował. Wziął nie ten, bo wciąż chodził z głową w chmurach i marzył. Marzył o dalekich polach na wzniesieniach, odległych górach, o kwitnących kwiatach wiosną i o inspiracji, której nie posiadał, i której wciąż oszukiwał.

Gdyby Louis został pisarzem, z całą pewnością mógłby zacząć pisać już swój nekrolog, jak nie opowieść o nudnym, monotonnym życiu na poddaszu w starej kamienicy na rogu. Codzienne chodzenie tymi samymi ścieżkami, mijanie tych samych, zszarzałych budynków. Magię tego miejsca przyćmiła prostota, która wcześniej nie była dostrzegalna dla jego oka. Mężczyzna kochał Londyn, ale wiedział z każdym, mijającym dniem, że nie zabawi tutaj długo.

Nie chciał być jak inni. Co mu po dziennikarstwie czy antropologii, skoro w ogóle się w tym nie spełniał. Zawsze miał ambicje i wiedział, czego chciał. Gdy tylko czuł natchnienie i wenę, wstawał nawet o świcie, byleby pozwolić swojej pasji się rozwijać. Kochał malować, uwieczniać najpiękniejsze chwile, najpiękniejsze momenty, nie szczędził sobie podkreślania ważnych i mniej ważnych detali, doceniać piękno niezwykłych rzeczy. Malowanie pomagało mu się również odstresować, gdy miał zły dzień. Czasami to było tylko szarpanie pędzlem po płótnie, a czasami przeradzało się w to w coś pięknego. Bazgroląc niekształtne wzory mógł w ten sposób dać ponieść się swojej wyobraźni i wyrazić siebie, a ludzie to doceniali. On za to nie bardzo.

Jednak bywały dni, w których każdy, przeciętny człowiek sięgnąłby po herbatę i leki uspokajające, wyszedłby na spacer wzdłuż Tamizy, a jego pierwszym odruchem byłoby sięgnięcie po pędzel. I niekoniecznym było, aby posiadał on płótno. Louis bowiem zwykł rysować na każdej płaszczyźnie, począwszy od zwykłych kartek z zeszytów, płócien, poprzez wszelakie materiały, miękkie, sztywne, a na chodnikach i ciele zakończywszy. Nie miały znaczenia też kształty, czy były równe, zaokrąglone.

Lubił badać też strukturę i każdą powierzchnię muśnięciem dłoni. Badał w ten sposób charakterystyczną dla niej cechę i grunt, i wiedział już, co i czym chce na nim namalować. Ale nieważne było czasem, czy to była bawełna czy poliester, czy przędza były odpowiednio grube i czy były w kolorze lnu czy zwykłe, białe. Gdy tylko wiedział, co chce stworzyć - tworzył, aby utrwalić wszystko, co aktualnie miał w głowie.

Niestety, mógłby powiedzieć o sobie to wszystko ładne parę miesięcy temu. Teraz najzwyczajniej stał i gryzł swoje dłonie, najwyraźniej mocno wyprowadzony z równowagi. Okulary z grubymi oprawkami spoczywały na czubku jego nosa, ale ani myślał, aby je teraz poprawić. Myślał jedynie o swojej blokadzie, która trwała już równo dwa miesiące. A ona nigdy nie trwała tak długo.

Tak naprawdę Louis nie miał jako takiej blokady, która uniemożliwiłaby mu pracę i równocześnie pasję na więcej, niż jeden dzień. Ale to były ciche dni, które spędzał na leżeniu w swojej pracowni na ziemi i wpatrywał się w sufit. Wokół porozwieszane jego obrazy, w większości nieudane. Wystarczyło, że myślał o czymś inspirującym i wena wracała. Wnet stawał na równe nogi i malował dalej, z szerokim uśmiechem i przepełniającym go szczęściem, że mógł się spełniać. Zamknięty w swoim mieszkaniu na długie godziny, tylko on i jego wyobraźnia.

Teraz, gdy tylko próbował namalować chociażby coś dla niego zwykłego, kończyło się to niepowodzeniem i w efekcie wyrzucał nieudane dzieło przez okno. Gdy kładł się na ziemi w swojej pracowni, w jego głowie była... pustka. Zawsze rzetelnie wykonywał swoją pracę, miał w swoim życiu już jedną, ważną dla niego wystawę, niestety nie wiedział, czy sens było kontynuować studia dalej, jeśli tak ma być już zawsze. Ponieważ dwa miesiące były dla niego jak wieczność, i być może koniec jego pasji i kariery się zbliża, skoro nie umiał się z tym uporać.

W mgnieniu oka odkrył, w czym tkwi problem, kiedy wycierał mokre od akryli dłonie w spodnie. To było jak uderzenie pioruna, wylanie kubła zimnej wody na głowę, a on wreszcie się ocknął. W połowie wykonywanej czynności uniósł swój wzrok, wbijając go w widok za oknem. Był środek nocy, ale nie gwiazdy ani nie niebo, czy oświetlone latarniami ulice przykuły jego uwagę. Księżyc, który znikał za gęstymi chmurami ukazał wreszcie swoje piękno, którego wcześniej nie dostrzegał. Chował się za ciemnymi obłokami, a może to po prostu Louis wcześniej o nim nie myślał.

Gniewnym spojrzeniem omiótł okolicę i zadecydował. W jednej sekundzie wiedział, jaką decyzję chce podjąć i nie wycofa się. Dla tego, co kocha, był w stanie nawet rzucić studia. Jeśli nie mógł znaleźć inspiracji tutaj, poszuka jej gdzie indziej.



Od autora: Witam Was moi drodzy w kolejnym (już czwartym!) opowiadaniu. Nie mogę uwierzyć, że zabrałam się za kolejne tak szybko. Mam również nadzieję, że nie skoczy ono tak samo jak Treat czy Friends, których w najbliższej przyszłości nie zamierzam kontynuować. Zaledwie kilka dni temu skończyłam Runaway, to stwierdziłam, że teraz czas, aby zabrać się za coś nowego. Sama nie wiem, czy opowiadanie przypadnie Wam do gustu, ale mam nadzieję, że znajdzie się ktoś, kto ze mną przez nie przebrnie.

I jeszcze ja - jak to ja - stworzę sobie hasztag na twitterze, abyście mogli wyrażać swoje opinie o tym opowiadaniu. Chętnie poczytam. #BeMyInspirationPL (wybaczcie, że taki długi).

Be My Inspiration (Larry Stylinson)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz