Rozdział Drugi

7.9K 669 2.7K
                                    

 Dzień później, siódmego w środę, Louis wybrał się na małe zakupy, aby uzupełnić asortyment w swojej lodówce. Przez nadmierne rozmyślania o swoim małym kryzysie i ciągłe rozmowy telefoniczne ze swoim przyjacielem z roku, Zaynem, kompletnie zapomniał, że w życiu każdego człowieka najważniejszą rolę spełniało jedzenie. Z samego rana zjadł tylko serek truskawkowy i wsiadł w samochód, gotowy wykupić wszystkie sklepy i wszystkie piekarnie.

 Na początku swojej trasy zatankował dla bezpieczeństwa, gdyby w trakcie jazdy jego samochód postanowił zrobić sobie z niego żarty. Po godzinie dziesiątej zawitał już w pobliskiej piekarni, kupując w niej świeże bułeczki i drożdżówkę z kruszonką, którą jadł później w czasie krótkiego spaceru do marketu. Stwierdził, że trochę ruchu mu się przyda, bo przytył w ostatnich tygodniach i mógłby już śmiało przyznać, że był gruby. Nawet jego mama zwróciła mu na to uwagę.

 Ale Louisowi to nie przeszkadzało. Czuł się dobrze w swoim ciele i nie obchodziło go, czy był chudy jak szkielet czy trochę okrąglejszy w niektórych miejscach. Nie wstydził się swojego braku mięśni, przyznając, że nie lubił siłowni i każdego rodzaju sportu, jaki istniał. Nie musiał udowadniać, że był prawdziwym mężczyzną, wyciskając siódme poty na siłowni przy podnoszeniu sztangi czy świecąc sześciopakiem na brzuchu, którego nie posiadał. Był człowiekiem i póki co, jedynym, co liczyło się w jego życiu, byli przyjaciele, rodzina i jego pasja.

 Po kupieniu bardzo słodkich pączków, które zamierzał skonsumować pod wieczór, wrócił do swojego mieszkania z szerokim uśmiechem na twarzy. Wnoszenie zakupów nie było jednak tak proste, jak podejrzewał. W połowie drogi do swojej klatki, upuścił jedną torbę z zakupami, w której był jego ulubiony jogurt.

- Jogurcie - zawołał, jakby sam do siebie, dostrzegając, w jak beznadziejnej sytuacji się znajdował. Wokół nie było nawet żywej duszy, a jego jogurt leżał tam sam, pośród innych produktów i mógł czuć się trochę samotny, pogrążając się w jogurtowej melancholii.

 Stał tak przez kilka chwil, desperacko próbując coś wykombinować, bez konieczności odstawienia pozostałych czterech reklamówek z zakupami, które - nie ukrywał - były dość ciężkie. Jak na ratunek przed oczami wyrosła mu obca dziewczyna, która pozbierała wszystkie porozrzucane zakupy z powrotem do torby.

- Proszę, ja pomogę - rzekła, zanim Louis miał szansę podziękować. Wyprostowała się, uśmiechając się do niego przyjaźnie, zanim odwróciła się i ruszyła w kierunku mieszkania Louisa.

Niewiele myśląc ruszył za nią, kompletnie zbity z tropu.

- Pan jest malarzem, prawda? Widziałam, jak Pan maluje. - stanęła obok drzwi, których otworzenie należało do niego. - Na górze.

- Och, tak - odpowiedział po chwili, przekładając z trudem wszystkie zakupy do jednej ręki, aby móc drugą wyciągnąć klucze. - Dziękuję Ci, sam bym sobie nie poradził.

- Dziadek mówił, że ktoś tu się wprowadził, więc stwierdziłam, że powinnam być miła.

 Mały uśmiech rozciągnął się na jego twarzy, gdy przekręcał zamek w drzwiach i zabrał od niej piątą torbę.

- Dziękuję - powtórzył uprzejmie, lustrując ją jeszcze raz wzrokiem. Wyglądała na nie więcej, niż piętnaście lat, jej włosy związane były w dwa warkoczyki, a oczy były koloru piwnego. Miała egzotyczną, ale piękną urodę, co niemal od razu przykuło wzrok Tomlinsona. Zwracał uwagę na inność, bo w jego oczach było to najpiękniejszym atutem. - Miło mi Cię poznać.

- Mam na imię Meryem. A Pan ma na imię Louis. Tutaj, naprzeciwko - wskazała palcem na drzwi naprzeciw tych od mieszkania Louisa. - Mieszka taka wredna, starsza Pani, więc proszę się do niej nie odzywać. Na dole mieszkam ja z dziadkiem i babcią, a obok mieszka Pan Styles.

Be My Inspiration (Larry Stylinson)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz