Epilog

6.3K 713 2.4K
                                    

- Ja nie mogę na Ciebie patrzeć.

Kolejne, zirytowane westchnienie uciekło z ust mulata, który gwałtownie wstał i spojrzał z góry na przyjaciela.

- Czy ty patrzyłeś w ogóle w lustro? Obraz nędzy i rozpaczy. Dwie godziny temu zwinąłeś się w embrion i od dwóch, pieprzonych godzin wpatrujesz się w to pieprzone okno, odpowiadając pieprzonymi półsłówkami, gdy widzisz swojego pieprzonego przyjaciela po tak długim, pieprzonym czasie! - wypalił, gorączkowo gestykulując swoimi dłońmi, niemal czerwieniejąc na twarzy. - Przecież Ty go kochasz. - dodał nieco spokojniej i pozwolił sobie z powrotem przysiąść na krawędzi łóżka, w ciasnym mieszkaniu na poddaszu w jednej z londyńskich kamienic.

- Nie mogę go kochać - Louis cicho wymamrotał, tuląc się do wielkiej, puchowej poduszki, a jego wzrok zawieszony był na pożółkłych firankach, raz po raz targanych przez wiatr. - Znam go przecież...

- Zaledwie miesiąc, bla, bla, bla - Zayn wywrócił swoimi oczami. - Na początku patrzyłeś na to wszystko przez pryzmat płci. Teraz wykręcasz się czasem, jaki się znacie. Ale coś Ci powiem, Louis. Szybko się z tego nie wyleczysz. Nie będziesz śmiał się z tego za miesiąc, dwa. Nie. Będziesz cierpiał i tęsknił. Każdego dnia coraz bardziej i bardziej.

- Więc co mam robić? Już cierpię.

Bardzo powoli przekręcił się na plecy, a jego kręgosłup zaprotestował od zbyt długiego leżenia w tej samej pozycji.

- I widzisz, jak cierpisz? Jak cierpisz, to cierp z klasą. Louis, wróciłeś do Londynu wczoraj.

- Jak mam cierpieć z klasą, skoro będę cierpiał coraz bardziej i bardziej? On nie odezwał się. Głupiego sms-a mi nie wysłał, nie zadzwonił. Ja nie mam nawet jego numeru, Zayn.

- To nie ma znaczenia, on czeka na odpowiedni moment, uwierz mi.

- Nic już nie ma znaczenia. Możesz to wszystko spalić. - kiwnął głową w kierunku obrazów, które wypełniały całą sypialnię, po czym schował się pod kołdrą, chcąc zostać sam ze swoimi myślami. Chciał móc płakać, wylać z siebie łzy, którym nie pozwolił wydostać się wczoraj. Potrzebował choć jeden dzień być słabym, złamanym człowiekiem.

- Nie, nie mogę - przyjaciel natychmiast ściągnął pierzynę z jego głowy. - Czy Ty siebie słyszysz? Chcesz spalić to, nad czym tak długo pracowałeś? Pracowaliście?

- A co, jeśli on mnie tak naprawdę nie lubił? Był po prostu cudownym człowiekiem, chciał zachować się wobec mnie fair.

Nim Louis się obejrzał, poczuł bezlitosny ból w czaszce, a świat przed jego oczami zawirował.

- Ała! - wrzasnął, łapiąc się za miejsce, w które uderzył go Zayn. - Za co to?!

- Za to, że jesteś kretynem!

- Nic nie zrobiłem!

- Opowiadasz głupoty! Dlaczego nie możesz po prostu przyznać, że się zakochałeś?!

- Nie mogę, bo nie wiem, jak to jest, Zayn!

Przyjaciel ponownie westchnął. Wgramolił się cały na materac i zajął miejsce obok Louisa, obejmując go swoim ramieniem, jak ojciec, który udziela porady swojemu synowi.

- Boisz się?

Louis nie odpowiedział. Pytanie mogło dotyczyć każdej, możliwej rzeczy, jednak jedyne, o czym pomyślał, była miłość. Strach przed miłością, przed uczuciem. Czy naprawdę Louis bał się tego do tego stopnia, że nie portafił przyznać, że był zakochany, kiedy tak było?

Be My Inspiration (Larry Stylinson)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz