Rozdział Ósmy

8.1K 677 3.6K
                                    

- Ty pukasz do jego drzwi, gdy go nie ma, a on do twoich, gdy nie ma Ciebie. Czy wy nie macie swoich numerów? 

- Właściwie to nie. 

 Louis szczerze zastanowił się nad słowami nastolatki, gdy następnego dnia po południu, stał przed drzwiami mieszkania Harry'ego Stylesa. Zamierzał sprawdzić, czy po wczorajszym incydencie nie zrobił niczego głupiego i czy czuł się lepiej, ale przede wszystkim Louis chciał wiedzieć, co było powodem jego poważnego problemu. 

- No nic, spróbuję wieczorem - westchnął zrezygnowany, rzucając okiem na złoty grawer z siódemką w dębowym drewnie. 

 Dopiero nad ranem, gdy zaczynało świtać, sen raczył zaszczycić go swoją obecnością. Był zmuszony opuścić wtedy mieszkanie Harry'ego, zostawić mężczyznę samego i w końcu odpocząć, bowiem sądził, że niestosownym byłoby przenocować w jego mieszkaniu. Dzielił ich tylko gruby mur, więc w razie jakichkolwiek niepokojących hałasów, Louis obudziłby się i bez wahania zbiegłby na dół.

 Z kawałkiem zmiętego papieru w dłoni po raz ostatni spojrzał na mężczyznę, pogrążonego we śnie, zanim wyszedł. Przez całą noc czuwał nad nim i kontrolował przebieg jego snu. Z pozoru było to zwykłe obserwowanie oraz zaznaczanie lichych kresek co jakiś czas na cienkim papierze, ale było to niezwykle intymne przeżycie dla Louisa. Nie musiał wchodzić z nim kontakt fizyczny, aby osiągnąć z nim bardzo specyficzną więź, która była dla niego zagadką. Harry był dla niego zagadką, do której odkrycia powoli dążył. 

 Gdy pakował swoje rzeczy do małej torby, analizował krok po kroku zdarzenia z wczorajszego wieczoru. Na początku łzy Harry'ego i towarzyszące temu przygnębienie. Następnie jego wyznanie, mrożące Louisowi krew w żyłach. Louis zrozumiał, że Harry był tylko człowiekiem, jak każdy inny. To było zadziwiające, jak wiele człowiek mógł zamaskować zwykłym uśmiechem, i jak wiele cierpienia mogło się za nim kryć.

 I niezapomniany pocałunek. Na samą myśl, przycisnął opuszki palców do swojej dolnej wargi i zaczął ją masować, jakby chcąc sprawdzić, czy wargi Harry'ego się na niej odcisnęły. Miał wrażenie, że wciąż czuł ich smak i momentami był przekonany, że całowali się nieskończenie długo. Louis mógł być wtedy zbyt śpiący, przez co jego myśli błądziły w wielu, nieznanych mu kierunkach. Ale nie oznaczało to, że pocałunek mu się nie podobał, nie. Myślał o nim nawet wtedy, gdy siedział w swoim samochodzie. Zapominał wtedy ruszyć, gdy zapaliło się zielone światło, a czasami tracił panowanie nad kierownicą. Tracił panowanie nad samym sobą i własnymi myślami. 

- Takiej jak zwykle, Lou? - zawołała Jay z kuchni, po otworzeniu mu frontowych drzwi. 

 Jak to miał w zwyczaju, ściągnął buty z nóg i niedbale kopnął je pod ścianę, zanim przemierzył długi korytarz, aby dołączyć do swojej mamy zaledwie minutę później. 

- Zielonej, bez cukru, tak - skinął głową, opierając się dłońmi o blat. Jego dłonie drżały ze zdenerwowania przed tym co zamierzał obwieścić Jay. - Mamo, muszę o czymś z tobą porozmawiać. Jestem w rozsypce. 

- O czym takim? - zerknęła na niego ciekawie, podczas zalewania kubków wrzącą wodą. - Boo, ostatnio bardzo często jesteś w rozsypce.

 Louis czuł się niesamowicie mocno związany z mamą i czasami po prostu zapominał, że nią była. Momentami traktował ją jak przyjaciółkę, której mógł ze wszystkiego się zwierzać, jednak jej pieszczotliwe zwracanie się do syna było dla niego żenujące i miał nadzieję, że kiedyś, po tych ponad dwudziestu latach jej to przejdzie.

- Czy mężczyzna może być gejem? - spytał głupio. 

 Jay odwróciła się na moment, kompletnie zszokowana i zamarła z dłonią w połowie drogi do cukiernicy, po którą sięgała, aby osłodzić swoją herbatę. 

Be My Inspiration (Larry Stylinson)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz