Spotkanie

495 24 4
                                    

Emma:

Siedziałam z Czarnym Kotem na dachu jakiegoś budynku. Musieliśmy się ukryć przed potworem, który demolował całe miasto. Powinniśmy bronić mieszkańców Paryża, a co robimy? Chowamy się. Uciekamy przed problemami, jak tchórze. Mój towarzysz wstał.
-Przykro mi Biedronko, ale to nie ma sensu, nie nadajesz się na bohaterkę.
Po moim poliku spłynęła łza. On ma rację. Nie jestem wybrańcem. Zaszła jakaś pomyłka. Odwróciłam się w stronę jedynego właściwego obrońcy Paryża, ale jego już nie było. Spojrzałam w kierunku Wieży Eiffla, gdzie czarna postać walczyła z przeciwnikiem.
-Emmo, obudź się. - Z oddali dobiegał nieznany głos. Wciąż płakałam.
-Emmo, obudź się! - Powtórzył. Wstałam, szukając źródła dźwięku.
-Wstawaj, zaraz spóźnisz się do szkoły!
Gwałtownie wyprostowałam się na łóżku. Czyli to tylko chory sen. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na małe, czerwone stworzonko, latające dookoła mnie.
-Przepraszam, Tikki. Miałam koszmar.
-Koszmar będziesz miała za pół godziny, kiedy znowu spóźnisz się do szkoły!
Spojrzałam na telefon i szybko wstałam z łóżka. Pośpiesznie się ubrałam i uczesałam, po czym zbiegłam do kuchni, gdzie siedzieli już moi rodzice.
-Sama wstałaś? - Spytała mama, spoglądając na mnie.
-Tikki mnie obudziła. - odpowiedziałam niedbale robiąc kanapki na śniadanie.
-Tikki? - Dopiero kiedy moja rodzicielka zrobiła zdziwioną minę, zrozumiałam, co właśnie powiedziałam.
-To jest taka nowa aplikacja. - Wymyśliłam na poczekaniu. - Coś w rodzaju budzika.
Mojej mamy to nie przekonało, ale co miałam powiedzieć? Przecież nie mogę wyznać całej prawdy. Pośpiesznie zjadłam posiłek, umyłam zęby i pognałam w stronę szkoły. Wpadłam do klasy równo z dzwonkiem. Pani jeszcze nie przyszła, więc usiadłam koło swojej przyjaciółki, Sam, i czekałam na rozpoczęcie się lekcji. W ławce przed nami był już Marcus, który bazgrał coś w zeszycie. W pewnej chwili odwrócił się i puścił mi oczko. Zignorowałam to. Typowe zachowanie chłopaka, którego można było spokojnie nazwać "podrywacz". Uważa, że każda dziewczyna może być jego, jednocześnie nie mając żadnej. Lekcje się zaczęły. Czas minął mi szybko na rysowaniu, rozmawianiu z przyjaciółką i, od czasu do czasu, słuchaniu nauczyciela. Równo o 15.00 mnóstwo nastolatków wybiegło ze szkoły. Powoli ruszyłam w kierunku domu, jednak mój spokój zrujnowało coś, a właściwie ktoś.
-Czego chcesz, Marcus? - Zapytałam, nawet nie patrząc na chłopaka.
-Odprowadzić pewną ślicznotkę do domu.
-W takim razie idź i znajdź sobie inną, bo tak się składa, że ja wolę wracać sama. - Chciałam przyśpieszyć kroku, ale mój "znajomy" z klasy zagrodził mi drogę i zmusił do spojrzenia w jego stronę.
-Nic z tego. - Odrzucił swoje brązowe włosy i, jakby nigdy nic, przerzucił mnie przez ramię. - Albo będziesz iść ze mną, albo będę Cię nieść przez całą drogę.
-Puść mnie, idioto! - Zaczęłam krzyczeć i się wyrywać.
-A uspokoisz się i wrócisz ze mną?
-Zapomnij! - Miotałam się coraz bardziej.
-No to idziemy. - Powiedział spokojnie i ruszył w stronę mojego domu.
-Okey, pozwolę się odprowadzić, ale postaw mnie na ziemię! - Krzyknęłam. Poczułam, że staję na twardym podłożu.
-W takim razie w drogę. - Uśmiechnął się łobuzersko.
Pomimo mojego niezadowolenia, Marcus odprowadził mnie pod samą bramę rezydencji, w której mieszkałam. Z ulgą przekroczyłam drzwi domu i poszłam do jadalni, gdzie, jak zwykle, siedzieli już moi rodzice.
-Co to był za chłopiec? - Spytała moja mama z błyskiem w oku.
-Taki jeden chłopak z mojej klasy. Idiota.
-Wiesz kto jeszcze był idiotą w twoim wieku? Twój ojciec.
Mój tata posłał żonie jednocześnie zmieszane i pytające spojrzenie. Uniosłam brew do góry.
-Przez 2 lata nie dostrzegał zakochanej w sobie dziewczyny, chociaż sam ją kochał. - Wytłumaczyła obojętnie. Nic z tego nie zrozumiałam.
-Pragnę zauważyć, że nie tylko ja. Ty przez 2 lata odtrącałaś swoją miłość.
Okey, tym bardziej nie zrozumiałam. Rodzice zauważyli mój zdziwiony wzrok.
-Kiedyś się dowiesz. - Mrugnęła do mnie mama. - A teraz opowiadaj! Co w szkole?
Streściłam wszystko, co się dzisiaj działo. Następnie poszłam do góry, odrobić lekcje. Tego dnia nie było żadnych ataków, jednak postanowiłam się przewietrzyć i, przy okazji, zrobić mały patrol. Wypowiedziałam formułkę i kilka sekund później skakałam po dachach, obserwując okolicę. Pogoda było cudowna, nie było ani za gorąco, ani za zimno, a ciepły wiatr przyjemnie muskał mnie po twarzy. Zamknęłam oczy i znowu z kimś się zderzyłam. Jednak muszę uważać, skacząc po dachach.
-Często będziesz tak na mnie wpadać? - Uśmiechnął się bohater w czarnym kostiumie. - Nie żeby mi to jakoś specjalnie przeszkadzało.
-Przepraszam. - Powiedziałam, stając na własnych nogach.
-Piękna dzisiaj noc, prawda?
-Tak... - Zwróciłam głowę w stronę nieba, gdzie migały miliony gwiazd.
-Może dowiemy się coś o sobie, co?
Spojrzałam pytająco na towarzysza.
-Nie powinniśmy znać swoich tożsamości.
-Kto tu mówi o ujawnianiu się? Po prostu chcę Cię lepiej poznać. Kilka faktów, nic więcej.
Zastanowiłam się chwilę.
-Może spróbujemy jutro? Nie jestem dobra w wymyślaniu na poczekaniu.
-Jasne. - Czarny Kot rozpromienił się. - Tutaj o 23?
-Ustalone. - Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. - To do zobaczenia.
-Do zobaczenia. - Powiedział, kiedy "odlatywałam" na swoim jojo.

Marinette:

-To nie mógł być on. - Rozmawiałam ze swoim mężem. - Obrońcy Paryża się tak nie zachowują.
-Jak?
-Nie są... Oh, nazywajmy rzeczy po imieniu. Nie są chamscy.
-Może się tylko popisuje przed Emmą? Wiesz, jak to jest, kiedy chłopak jest zakochany. A tak się składa, że pewnie niejeden zauroczył się w naszej pięknej córce.
Spojrzałam na zdjęcie swojego najstarszego dziecka, które stało na kominku. Nastolatka miała granatowe włosy związane w dwie kitki. Na jej ślicznej twarzy świeciła para zielonych oczu.
-I tak nie wierzę, że to on. - Powiedziałam, a Adrien tylko wzruszył ramionami.
-Jeszcze się okaże, kto się skrywa pod maską kota.
Spojrzałam na zegarek.
-O! Dochodzi 24, Emma powinna zaraz wrócić.
Zakradłam się pod pokój mojej córki i czekałam. Usłyszałam, jak wskakuje przez okno, więc weszłam do pokoju, widząc już końcówkę przemiany.
-Straszny masz tu przeciąg. - Dziewczyna wzdrygnęła się na dźwięk mojego głosu. - Proponuję zamknąć okno.
Nastolatka zrobiła się cała czerwona, więc odwróciła się i zatrzasnęła otwór.
-Mamo...? Ty...? Coś...? Ten teges...? - Była strasznie zakłopotana.
-Co ja? - Spojrzałam pytająco, więc Emma pewnie uznała, że nic nie widziałam.
-Nic, nieważne. - Powiedziała z wyraźną ulgą.
-Późno już, zaśpisz jutro do szkoły. Lepiej idź spać. Dobranoc.
-Taak... Dobranoc...

Emma:

Kiedy moja mama wyszła z pokoju, od razu wypuściłam swoją Kwami.
-Tikki, przed chwilą prawie zostałam nakryta! Nie utrzymam tego w tajemnicy.
Stworzonko zaśmiało się.
-Dasz sobie radę. Zresztą wydaje mi się, że Twoi rodzice byliby z Ciebie dumni, gdyby wiedzieli, kim jesteś.
-Nie wiem... To wszystko jest takie trudne... Lepiej pójdę już spać. Dobranoc, Tikki.
-Dobranoc, Emmo.

~~~

Rozdział co 2 - 3 dni...

Ta...

Przepraszam, po prostu miałam mały problem z czasem, węną i, zdarzało się, że z Wattpadem.

Ale jestem! <3

Jeśli rozdział nie przyprawił Cię o mdłości - możesz:
⭐dać gwiazdkę⭐
💌napisać komentarz💌
📖zasugerować coś📖

Do następnego!

Kolejne pokolenie || Miraculous /BARDZO wolno pisaneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz