VIII

299 13 7
                                    

Emma:

-Wstawaj! - Usłyszałam wysoki głosik Tikki nad moim uchem i spojrzałam na telefon.

-Mam jeszcze trzy minuty do budzika. - Mruknęłam i przewróciłam się na drugi bok.

-Przecież za trzy minuty też nie wstaniesz!

-Możliwe. - Powiedziałam i zakryłam głowę poduszką.

Nawet nie zauważyłam kiedy minął ten wspaniały czas, gdy mogłam jeszcze odpoczywać i usłyszałam dzwonek swojego budzika. Westchnęłam i usiadłam na łóżku, przeciągając się. W końcu wstałam i udałam się do kuchni na śniadanie. Skoro już raz wstałam z tym budzikiem, to chociaż zjem, siedząc, a nie biegnąc do szkoły lub ukrywając się przed nauczycielką. Uszykowałam się i wyszłam. Spacerując ulicami, pierwszy raz od dawna, rozglądałam się na boki i obserwowałam przechodniów. Znów byłam tą ciekawą świata dziewczyną z pierwszej klasy podstawówki, której jedynym obowiązkiem jest odrobienie pracy domowej. Niestety, przekraczając próg szkoły musiałam wrócić do bycia poważną uczennicą pierwszej liceum, która na barkach ma nie tylko zadania i sprawdziany, ale też obowiązek ochrony miasta. Weszłam do klasy i cierpliwie czekałam na lekcję, bazgrząc coś na okładce zeszytu. W końcu weszła nasza nauczycielka i zaczęliśmy wspaniały temat z chemii o kwasach, zasadach i solach.

Kiedy zabrzmiał ostatni dzwonek, mnóstwo uczniów wybiegło na świeże powietrze. Ruszyłam w stronę domu nie przejmując się niczym. Nagle poczułam, jak czyjeś ręce biorą mnie w ciasne objęcia. W pierwszym odruchu zaczęłam kopać tajemniczą postać i się szarpać. Po chwili jednak się opanawałam i odważyłam się spojrzeć w górę, na twarz mojego przeciwnika. Zobaczyłam tylko chytry uśmiech Marcusa. Chciałam go uderzyć, jednak chwycił mnie za mocno.

-Puść mnie. - Powiedziałam

-Bo co? - Zapytał zadziornie.

-Puść mnie. - Powtórzyłam trochę głośniej.

Wciąż jednak czułam jego objęcie. Zaczynałam coraz bardziej nie lubić tego człowieka. Gdybym uwolniła choć jedną rękę, sprałabym go tak, że nawet nie zauważyłby, jak powstaje mu siniak pod okiem.

-Powiedziała, że masz ją puścić. - Usłyszałam ciepły, lecz stanowczy głos.

Odwróciłam się i zobaczyłam znajomą twarz człowieka w czarnym kostiumie. Przez chwilę utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy. Patrzyłam w jego oczy, w których widziałam zdecydowonie i coś w rodzaju złości. Zastanawiałam się, co on mógł zobaczyć w moich. Strach? Bezsilność? Zdenerwowanie? Czy chociaż przez chwilę zobaczył w moim spojrzeniu coś, co skojarzyło mu się z Biedronką? Pomimo upomnienia bohatera Marcus wciąż trzymał mnie w objęciach.

-Masz ją puścić. - Powiedział znowu Czarny Kot.

-Okay, okay. - Odpuścił w końcu Marcus i podniósł ręce w geście poddania się. Jak najszybciej odeszłam z zasięgu jego rąk. - Nie wiedziełem, że masz swojego opiekuna-bohatera. - Uśmiechnął się głupkowato.

Nie odpowiedziałam nic, tylko zrobiłam krok w przód, chwyciłam jego rękę i wykręciłam tak, że aż skulił się na ziemi. Spojrzałam tylko na grymas na jego twarzy i puściłam go.

-Nie potrzebuję bohatera. - Przecisnęłam przez zęby, patrząc na Marcusa. - Ale dziękuję, Czarny Kocie. - Uśmiechnęłam się do chłopaka w kostiumie.

-To mój obowiązek. - Odpowiedział, uśmiechając się i oddalił się w kierunku, w którym patrzyłam.

Gdy tylko sylwetka bohatera znikła za horyzontem, znów poczułam czyjś uścisk, jednak uwolniłam jedną rękę i przywróciłam Marcusa na ziemię. Trzymałam go tak przez jakąś chwilę.

Kolejne pokolenie || Miraculous /BARDZO wolno pisaneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz