Rozdział VI

14 4 0
                                    

Wracałam właśnie do domu na piechotę, bo Max musiał wracać do domu. Rozmyślałam, jak mam zacząć rozmowę z matką o tej wymianie. Co jeśli się nie zgodzi? Co jeśli wybuchnie tylko śmiechem? Bardzo chcę tam jechać. Poznałabym nowe rzeczy, osoby, kulturę, atmosferę jaka tam panuje. A może by tak nic jej nie powiedzieć? Podrobić podpisy na dokumentach? Nie, nie o czym ja w ogóle myślę? Nie chcę stać się taka jak ona. Zacznę prosto z mostu. Tak będzie najlepiej.

Po wejściu do domu zauważyłam matkę w salonie. Serce zabiło mi szybciej. Poszłam do pokoju zostawić rzeczy i wróciłam.

Matka siedziała w salonie i czytała gazetę, a jej przyjaciela nie było akurat w domu.

TO TWOJA CHWILA, EMMO.

Niechętnie opowiedziałam jej o rozmowie z nauczycielką angielskiego.

-Jak już mówiłam, jest to całkowicie za darmo, a ja bym na tym ogromnie skorzystała. Twoje zdanie jest tu najważniejsze mamo. Musisz tylko podpisać kilka papierów, że się zgadzasz. Pójdziesz do mojej szkoły to załatwić? Proszę - powiedziałam zachrypniętym głosem.

-Jeśli ci aż tak na tym zależy to pójdę. Przy okazji pozbędę się ciebie na trochę z domu.

Tak oto cała moja mamusia. A już myślałam, że doznała jakiegoś olśnienia. A tu nic nowego.

Mimo wszystko, ucieszyłam się, że się zgodziła.

Poszłam do siebie i napisałam do Klary*. Opowiedziałam jej o całej sytuacji. Reszta dnia była nudna.

~Miesiąc później ~

W tej chwili jestem najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Wszystko związane z wymianą jest już załatwione. Mega się cieszę.

Nie powiedziałam najlepszego. Otóż moja cudowna Klara też bierze udział w tej wymianie i obie lecimy do Port Talbot, więc są całkiem spore szanse, że ją przytulę. W końcu ją przytulę. Pękam ze szczęścia. Porozmawiam na żywo z moim skarbem.

To się jeszcze nie stało, a mi już łzy cisną się do oczu. Życie ma jednak sens.

Dziś jest 29 marca, a więc za 3 dni wyjazd. Mega się stresuję, że zrobię coś źle. To uczucie mnie przytłacza.

Ale mimo to jestem podekscytowana. W chuj się cieszę, że przytulę tak ważną dla mnie osobę. Nigdy tak się nie czułam. Mam tylko nadzieję, że na żywo będzie nam się rozmawiało tak dobrze, jak pisało na fejsie, bo wiecie, różnie to bywa.

~~

Jestem już spakowana. Nie wytrzymam zaraz ze szczęścia. Szczerze wątpię, że uda mi się zasnąć. Z resztą i tak za nie długo muszę wstać. Przekimam się potem w samolocie. Nigdy nie leciałam samolotem. Obym nie miała żadnych problemów.

Ranek minął nieubłaganie szybko. Matka zawiozła mnie na lotnisko do reszty grupy i pojechała do domu. Od razu zauważyłam krzywe spojrzenia, ale miałam to w dupie. Dzisiejszego dnia nie zepsuje mi nic. N I C. Przynajmniej takie było moje zamierzenie.

Na lotnisku oddałam bagaż, sprawdzili mnie i poszłam w stronę opiekunki.

W samolocie zapięłam pasy i próbowałam się odprężyć, ale przerwał mi głos stewardessy.

-Prosimy na razie wyłączyć wszystkie urządzenia elektroniczne i się odprężyć. Lot to nie jest nic strasznego. W razie jakichkolwiek problemów, prosimy nie wstawać z foteli, tylko zadzwonić do nas. Obok każdego siedzenia znajduje się telefon. Życzę miłej podróży i widzimy się już na lotnisku we Włoszech..

-COOOOOO?!!! JAK TO WE WŁOSZECH?!? - krzyknęłam chyba na cały pokład. Podeszła do mnie pani od angielskiego.

-Ach tak, Emmo zapomniałam ci przekazać, że nasze plany się pozmieniały i do Anglii pojechała jakaś inna szkoła. Wiem, że bardzo ci zależało, ale cóż, to nie ode mnie zależy. - powiedziała ze smutkiem na twarzy.

Po jej wypowiedzi nie odezwałam się już ani słowem. Czułam jak powoli moje oczy wypełniają słone łzy. Po chwili miałam w nich już całą twarz. Pani Willson chyba to dostrzegła, więc odeszła bez słowa pocieszenia. Może to i dobrze, bo jeszcze powiedziałabym jej słowo za dużo.

Pustka i złość jakie wypełniały w tej chwili moją duszę są wprost nie do opisania. Chciałam komuś przywalić. Opanowanie się zajęło mi więcej niż pół godziny. Trzęsłam się cała w środku, jak i na zewnątrz.

Następne pół godziny zajęło mi zebranie się z napisaniem do Kaji. W przeciwieństwie do mnie, ona przyjęła to dość dobrze. Napisałam też do Max'a. Pocieszał mnie z godzinę. Kocham go, na prawdę.

Resztę lotu przespałam. Obudziłam się dopiero, gdy lądowaliśmy, bo były niewielkie turbulencje. Ogółem podróż minęła mi spokojnie, poza tamtą wiadomością.

No cóż, jest jak jest. Trzeba żyć dalej, jak to mawiają.

Do hotelu dotarliśmy bez problemu. Pokój mam wspólnie z dziewczyną z Warszawy. Wydaje się być miła. Wszyscy na początku są mili, a tak na prawdę czekają tylko kiedy powinie ci się noga.

Przez cały czas pisałam z Kają. Na kolacji prawie nic nie tknęłam, nie miałam jakoś apetytu. To pewnie przez stres. Po kolacji poszłam do pokoju i się umyłam. Nie miałam już nawet siły na rozpakowanie się. Podłączyłam telefon do ładowarki i zasnęłam.

Jednak nie na długo. Po niewielkiej odległości czasu usłyszałam skrzypot drzwi do pokoju, a Maja (współlokatorka) już dawno spała. Nie wiedziałam do robić, ale postanowiłam udawać, że dalej śpię. Zaraz o tym drzwi się zamknęły, a ja poczułam na sobie jakiś ciężar. W popłochu zrzuciłam z siebie koc, aż spadłam na podłogę. Po chwili światło się zapaliło. Przetarłam oczy i nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam...



*******************

Hejeczka.

Przepraszam was najmocniej za brak rozdziałów, ale miałam masakrę w sql. Teraz idą już wakacje i postaram się częściej dodawać.
Tymczasem mam nadzieję, że rozdział się podoba i do następnego
Buzi xx

My new better story?  L.D.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz