Rozdział VI

369 44 7
                                    

 - O, oj. Co tu się dzieje? - spytał kapitan, jednak w odpowiedzi usłyszał jedynie głośny huk. 

--Sara----

Sara przez chwilę widziała jedynie mrok i słyszała wyłącznie ciszę, jednak była pewna, że odzyskała już przytomność. Jej rozmowa wewnątrz umysłu na tę chwilę dobiegła końca, a dziewczyna mogła powrócić do bieżących wydarzeń. Lecz coś było nie tak. Ale co?

Ścisnęła dłoń w pięść. Czuła jak przez jej ciało przechodzi delikatny dreszcz, lecz mimo to podniosła się z podłogi. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że leżała na szerokim stopniu, dlatego też nie sturlała się niżej w dół. Sara podniosła się na łokcie i spoglądając na ziemię, starała sobie przypomnieć kiedy to urwał jej się film.

Ichigo - pomyślała z bólem - mam nadzieję, że nie zrobiłam ci żadnej krzywdy, no i że się o mnie zbytnio nie martwiłeś. - Uśmiechnęła się nagle. - Chociaż byłoby to miłym.

Kiedy usiadła na kolanach, wciąż nie wiedziała co się stało. Cisza, której się przysłuchiwała, nie znikała.

Rozejrzała się w okół.

- Co tu się...?! - Wstała gwałtownie. Szybko uszczypnęła się w rękę. Chciała mieć pewność, że nie śni. - Auć. Nie... to nie jest sen? - w jej głosie słychać było okropne zdenerwowanie i przerażenie; nie wiedziała co się stało.

Kapitanowie leżeli w kałużach krwi, przywaleni kamieniami. Sara rozejrzała się - tak, miejsce w którym się znajdowała, rozsypywało się. Jakby dopiero co wybuchła tu bomba - pomyślała.

Dziewczyna szybko podbiegła do pierwszej z postaci, znajdującej się najbliżej niej. Jak się okazało była to Soi Fong. Kobieta miała złamaną rękę i kilka zadrapań, a także, podobnie do pozostałych była nieprzytomna. Sara mówiła coś do niej, lecz ta nie słyszała jej.

Baraki czwartego oddziału są niezły kawałek drogi stąd... Sama muszę się wszystkimi zająć. Chyba że... - Kiedy przez głowę przechodził jej różne rozwiązania, ona zdejmowała z kapitana niewielki stos kamieni. - może któryś z oddziałów mi pomoże?

Przesunęła kobietę na bok, a stwierdziwszy, że oddycha, pobiegła do kolejnego z shinigamich. Ten, okazał się być bardzo postawnym mężczyzną, więc tym bardziej zdziwiła się, że mógł zostać pokonanym. Zdjęła z niego kilka kamieni i wtedy ją zobaczyła - twarz mężczyzny.
- Z-zaraki? - Wyjąkała zdziwiona. Jakim cudem ktoś tak potężny został tak szybko pokonany, w dodatku będąc w grupie? Krew jest bardzo świeża, gdzieś tu czuć śladowe ilości cudzego reiatsu, a w dodatku... Właśnie... reiatsu... - W jej głowie pojawiła się czarna myśl - To ja im to zrobiłam? - Pomyślała zrozpaczona. - To niemożliwe! Nie mam w sobie aż takiej mocy, a może... Ta cała rozmowa namieszała mi w głowie i nawet nie mogę pojąć co tu się stało?

Dziewczyna zaczęła płakać, lecz było to mimowolną czynnością, której nie umiała powstrzymać.

- Co tu się... - Jakiś szmer przerwał jej smutne biadolenie.
- Blondzia! - Usłyszała nagle cukierkowy głosik. Dziewczyna spojrzała za siebie, po czym dostrzegła maleńką, różowowłosą dziewczynkę.

- Kusaji Yachiru? - Zdziwiła się. - Nic ci nie jest?
- Mi? Nie. - Na jej twarzy wciąż widniał uśmiech, czyli tak jak zawsze. Jakby była w innym świecie niż ja... - Nie martw się. Ken-chanowi nic nie będzie. Taki słaby atak go nie zabije.

- Ah. Prawda - odezwał się silny i solidny głos. Mężczyzna, zdawać by się mogło, że mocno ranny i nieprzytomny, wstał, zrzucając przy tym cały gruz ze swojego ciała. - Pamiętaj Yachiru: "Nie zginę nawet jak mnie zabiją". Swoją drogą, co to do cholery było?

- To? Czyli co?! - Sara dalej klęczała, przyglądając się ogromnemu mężczyźnie. Był potężny, a ona przy nim zdawała się być jedynie maleńką, zagubioną dziewczynką.

Wszyscy tu są silni. Zapewne za chwile również się obudzą. Może teraz są bezbronni, ale za sekundę czy dwie znów mogą zechcieć mnie zabić.  

- He? O ile dobrze wiem to twoja sprawka - odpowiedział jej.

- Mo... moja?

- Prawie - pojawił się kolejny głos. Tym razem należał on do Mayuriego. Gdy tylko mężczyzna wstał, pozostali również wyleźli spod przygniatającego ich gruzu.

- Co tu się stało?! - wrzasnęła z przerażeniem. - Przecież nic nie zrobiłam, prawda? Ja... ja naprawdę...

- Spokojnie - Soi Fong podeszła do niej używając shunpo i szybko niczym lisica przyłożyła pod jej gardło zabójcze żądło swojego Suzumebachi. - Wyjaśnimy to sobie za chwilkę - szepnęła. 

---------------------------

Wybaczcie, miałam trochę problemów z internetem, a później z komputerem, więc wolałam nie ryzykować, że pięć razy będę pisać rozdział i pięć razy mi się on usunie, ale spokojnie - żyję i wracam do dalszego wrzucania rozdziałów :) Jako wynagrodzenie wstawiam ten rozdział i obiecuję dodać kolejny w ten weekend.

Jeszcze raz, przepraszam :/ 



Ichigo - moje światło nadzieiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz