Rozdział XII

344 30 13
                                    

---Druga---

Dziewczyna z pogardą przyglądała się Zarakiemu.

Ludzie... zgniłe istoty uważające, że cokolwiek znaczą w tym całym świecie. A shinigami - jeszcze gorsi. Mogą mnie pokonać? - stek bzdur! Stworzył mnie sam Aizen-sama. Chociaż fakt, że eksperyment się nie powiódł to i tak wiem, że jestem dzięki niemu potężniejsza niż te maleńkie mróweczki, chcące mnie powstrzymać. Cały czas Pierwsza była tą, która rządziła tym ciałem, a więc nie mogłam pokazać im swej prawdziwej mocy uzyskanej dzięki Aizen-samie, nawet kiedy pokonywałam ją na moment i przywodziłam do miast hordy hollowów, nawet gdy kradłam cudze reiatsu, badałam je i zaczynałam nim rządzić. Tak naprawdę dopiero teraz, dopiero w tym momencie jestem w stanie pokazać to, jak silna jestem, a co za tym idzie - jak potężny jest Aizen-sama.

Nagle wzrok dziewczyny spoczął nie na kapitanie rzucającym jej wyzwanie, a na chłopaku, którego ta bardzo ceniła sobie Pierwsza.

- Silny - mruknęła cicho do siebie. Jej wargi ledwo co się poruszały, a więc nikt nie był w  stanie jej usłyszeć. 

Prawdopodobnie jedyny, który mógłby stanąć w walce naprzeciw mnie, jednak zbytnio hamuje się ze względu na Pierwszą. To szczeniak. Jeśli boi się coś jej zrobić, nigdy nie odważy się na walkę przeciwko Aizen-samie.
Aizen-sama nie boi się tego chłopaka - i słusznie - lecz mimo to chciał znać jego postępy. Mogę mu szczerze powiedzieć, że nawet jeśli byłby wystarczająco silny by cokolwiek zdziałać, nie zrobi tego - zbyt mocno się obawia, ma w sobie zbyt wiele strachu i niepewności, w dodatku boi się poświęcić innych by ocalić więcej ludzi. Smutne.

- W takim razie... - Jej wzrok ponownie zatrzymał się na Kenpachim, a ona sama wróciła do bieżących wydarzeń. - Dlaczego wciąż żyję? Chcesz mnie zabić? walczyć ze mną? - Proszę bardzo. Wręcz nie mogę się doczekać tego by pokazać wam jak silny potrafi być twór Aizen-samy, w dodatku - te ostatnie słowa, mimo wszystko ciężko przechodziły przez jej gardło - taki, który się nie udał.

- Mówiłem już, że jebie mnie kto i po co cię stworzył. Liczę jedynie na cholernie dobrą walkę - odpowiedział kapitan. Był całkowicie poważny, a do tego pewny siebie. Czyżby wierzył w swoje zwycięstwo? Nie. On po prostu cieszył się z możliwości zmierzenia się z kimś silnym. Fakt, nie były to przelewki - kilku już poległo, mimo swych wysokich umiejętności, lecz co to znaczyło dla niego - dla człowieka okrzykniętego demonem.


---Sara---

Druga może wierzyć w siłę Aizena, jednak ja w nią nie wierzę. Ichigo... on uratuję mnie, tak jak wcześniej. Aizen nie znaczy nic, przeciwko niemu i przeciwko całemu Seiritei. Shinigami... mogą być dla niego mrówkami. Tylko czekam na to aż ta iluzja wreszcie zniknie i Aizen zostanie pokonany. Wyśmiał całe moje życie, a teraz wyśmiewa Soul Society. Nie wygra.

Dziewczyna coraz bardziej zamyślała się nad wszystkim. Co sekundę zmieniała swoje zdanie, zastanawiając się kto wygra, lecz nigdy nie zwątpiła w zwycięstwo Ichigo. Zdarzyło jej się, że uwierzyła w wygraną Drugiej, ale gdy tylko ponownie ujrzała przed oczyma twarz Kurosakiego, od razu zmieniała zdanie, wierząc, że on nie przegra. Nie było takiej siły, która by go powstrzymała.


---Ichigo---

Chłopak nie wiedział co ma robić. Bał się skrzywdzić Sarę, jednak wiedział, że stojąca naprzeciw niego dziewczyna nią nie jest. Co jednak jeśli spróbuje ją pokonać? Czy wtedy Sara umrze?
Nie. Nie mógł teraz tak o tym myśleć. Zdawał sobie sprawę z tego, że jedynym sposobem, żeby pomóc Sarze będzie próba pokonania tego, kto się teraz pod nią podszywał.

Zaraki zdążył już ruszyć do walki, dodatkowo atakował każdego kto starał się mu pomóc, przez co walka stawała się dla niego jeszcze cięższa. Dla innych byłoby to utrapieniem, jednak on nie był taki jak pozostali.
Ichigo chciał pomóc. Tym razem był zdecydowany na to co powinien zrobić, lecz nawet pomimo tego nie mógł się przedostać. Zaraki był w samym środku walki i nie zamierzał przyjmować niczyjej pomocy, mimo że jego ciało z każdą chwilą krwawiło coraz mocniej.

Druga nie wyglądała wcale lepiej. Pomimo że Zaraki nie zdołał zadać jej zbyt wielu głębokich ran, to ona sama cała była zlana potem.

- To przez to reiatsu - odezwała się nagle Rukia. Ichigo nie zauważył kiedy dziewczyna znalazła się tuż przy nim. Kiedy dostrzegła jego zdziwiony wyraz twarzy, kontynuowała. - Musi być wyczerpana. Pobrała po części z każdego reiatsu, a teraz musi się skupić na tym, żeby go nie utracić. Nie czujesz tego?
Dopiero teraz kiedy chłopak się na tym skupił, zauważył, że wokół roztaczało się mnóstwo przeróżnych śladów po sile duchowej. Wszystko to wypływało z Drugiej, która usilnie starała się to powstrzymać, nie przerywając przy tym walki.

- Zastanawia mnie dlaczego z tym walczy. - Ponownie rozległ się głos Rukii.

- Mnie też - przyznał chłopak.

Rozległ się ogromny trzask. Walka nagle wymknęła się spod kontroli i przeniosła się poza rejon budynku. Ichigo, Rukia, a także pozostali kapitanowie nie biorący puki co udziału w pojedynku szybko ruszyli za mknącymi po niebie sylwetkami walczących.
Każdy w głowie miał niespełnione myśli, których za nic w świcie nie potrafił wyjaśnić.

- Rukia - odezwał się nagle Ichigo. Trzymał się najdalej ze wszystkich pozostałych, tak, że nie mógł nawet oglądać walki, która co i rusz przenosiła się gdzieś dalej.

Chłopak nie potrafił ułożyć odpowiedniego zdania, lecz Rukia doskonale wiedziała co chce powiedzieć.

- Rozumiem. - Uśmiechnęła się do niego. - Idź.


----------------------------------

Witam wszystkich po tak długiej przerwie. Przepraszam, że dopiero teraz wrzuciłam rozdział, jednak i tak wciąż nie wypoczęłam. Pisałam o tym, ale prawdopodobnie większość osób i tak nie wie dlaczego była taka przerwa. Otóż nie było mnie w domu przez trzy tygodnie, nie miałam dostępu do internetu, ani nawet do prądu, więc ni jak mogłam coś napisać.

Dziękuję wszystkim za cierpliwość i już teraz zapraszam do następnego rozdziału, który pojawi się jak najszybciej. :)




  

Ichigo - moje światło nadzieiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz