Zasada 27. Dla diabła najważniejsza jest zemsta.

1.8K 295 88
                                    

Co to znaczyło? Nie byłam jego siostrą i on dobrze o tym wiedział. Chciał sprawić, bym się poddała jeszcze szybciej, niż to przewidział. Zaplanował to. Wszystko zostało dokładnie przetworzone w jego głowie. Był wręcz nieprzewidywalny. Nie mogłam spodziewać się, co wydarzy się chwilę później. Tylko on nadaje kolejność rzeczy, ewidentnie wszystko zawsze idzie po jego myśli. Może jest szatanem, może po prostu przebiegłym człowiekiem? Tak naprawdę to nic o nim nie wiem, w przeciwieństwie do niego, który potrafi wyczuć moje położenie i znaleźć się tam w ciągu kilku sekund. To na pewno nie było normalne, więc on również nie mógł być zwyczajny.

Już zamknęłam oczy, nie chcąc patrzeć na moją przegraną. Umrę ze świadomością, że mimo wszystko nie poddałam się. Walczyłam do końca. Jedno z nas miało przegrać. Wypadło na mnie. Nie będę się teraz rozczulać, bo w ostatnich chwilach mojego życia, nie chciałabym pokazywać, że triumfował nade mną i, mimo że tak rzeczywiście było, nie mogłam dać mu tej satysfakcji. Ubolewam również nad faktem, iż to właśnie ktoś niezrównoważony, psychicznie chory będzie moim mordercą. Wszelkie plany na przyszłość legły w gruzach wraz z nadzieją na przeżycie.

- Zgaduję, że wiesz o mnie więcej niż ja sama, prawda? – zapytałam, podnosząc głowę i skłoniłam się spojrzeć na niego. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że mógłby to być Luke...

Uśmiechnął się, przyciskając jeszcze bardziej broń do mojej skroni.

- Tak się składa, że spędziłem sporo czasu na śledzeniu cię. Musiałem wiedzieć wszystko. Ty byłaś jedyną osobą, która zabrała mi szczęście. Stanęłaś na drodze do odnalezienia go. Zabrałaś mi ojca.

O czym on do cholery mówił? Nałykał się pewnie jakichś tabletek i teraz plecie jakieś głupoty. Przecież mój tata był ze mną, odkąd tylko pamiętam.

-Jesteś chory! – krzyknęłam, próbując zapomnieć, że te słowa kiedykolwiek wypłynęły z jego ust.

Od razu zamilkł, jednak nie na długo. Wziął broń, po czym uderzył mnie nią prosto w policzek, który momentalnie zaczął piec. Wszystko wtedy wydawało mi się takie oczywiste. On nie żartował, to naprawdę będzie mój ostatni dzień.

- Nigdy tak do mnie nie mów – powiedział ostro. – Twój ojciec to tylko męska dziwka, nic więcej.

Nie mógł tak go nazywać. To nie było miłe, kiedy ktoś zwraca się w ten sposób do ukochanej osoby. Nie miał prawa oskarżać go o tak haniebny czyn. Dopiero teraz zrozumiałam, że gdy zło spotka się z dobrem, powstanie jeszcze większe zagrożenie.

- Obiecałem sobie, że cię zniszczę i dotrzymam obietnicy – rzekł, ponownie przykładając broń. – Już od samego początku byłaś na przegranej pozycji. Już dawno pogodziłaś się z tym, ułatwiając mi zadanie. Wiem, że wygrałem.

Broń wystrzeliła. Tyle że nie czułam żadnego bólu. Co było nie tak? Kula powinna mnie była przeszyć, a tak naprawdę w ogóle we mnie nie uderzyła. Czyżby chybił, popełnił samobójstwo? Musiałam jak najszybciej się o tym dowiedzieć. Otworzyłam oczy i takiego widoku nigdy bym się nie spodziewała. Luke leżał powalony na ziemi i to wcale nie przez ranę postrzałową. Alice ugodziła go nożem.

- Uciekaj! – krzyknęła z przerażeniem.

Momentalnie wstałam i wraz z nią wybiegłam z pomieszczenia. Nie mogłam uwierzyć, w to, co zobaczyłam. Alice wróciła. Po mnie. Widok leżącego Luke'a ze strużką krwi nie był czymś przyjemnym. Jednak w tamtej chwili cieszyłam się z tego.

Ona uratowała mi życie. Wydostała mnie spod rąk oprawcy. Nie miałam już czasu, aby nad tym rozmyślać. Musiałam się stąd jak najszybciej wydostać. Tak, aby być bezpieczna, bo wciąż jestem na jego terenie.

Return || l.hOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz