Rozdział 7

14 0 0
                                    


Weszłam do swojego pokoju. Nie miałam nic do roboty, a moje lekcje zaczynają się za godzine. Nie miałam co liczyć na towarzystwo Nicole czy Veronici. Zaczęły już lekcje, a poza tym nie należę do żadnej ich paczki. Poza tym jestem też od nich młodsza. Napewno mają mnie za jakiegoś naprzykrzającego im się małolata. Nie chcę też zawracać ciągle głowy Connor'owi. Z Sydney i tak sobie nie pogadam...wydaje się, że nie mamy wspólnych tematów. Normalnie poszłabym i siedziała u Alex'a, ale...powiedzmy, że raczej ma ciekawsze rzeczy do roboty niż mnie niańczyć. Mark'a i tego drugiego od stolika elity nawet nie znam. Rose jest już na lekcjach. Z Merci bym może i pogadała, gdyby ta nie chciała mnie zabić. Prawda taka, że nie mam nic do roboty. Zeszłam na dziedziniec i usiadłam na schodach prowadzących do akademika dziewczyn. Zajęłam się liczeniem mrówek. Wiem...dośc dziwne zajęcie.

-67, 68, 69, 70, 71...

-hej - usłyszałam czyjiś głos

-spadaj jestem zajęta - rzuciłam - 72, 73...

-co robisz?

-licze mrówki! Sio! 74, 75...

-kurcze...wydawałaś mi się dziwna, ale że aż tak? - uniosłam do góry głowę i rozpoznałam Derec'a

-co ty tu robisz? - zapytałam

-nudze się.

-Nie masz jeszcze lekcji?

-mam - powiedział

-i nie zamierzasz na nie iść?

-nie.

-okey...

-mam zostać czy wolisz liczyć mrówki? - popatrzył na mnie drwiąco

-mam wrażenie, że mrówki to lepsze towarzystwo, ale zostań - rzuciłam, a chłopak się zaśmiał

-nie chciałem...znaczy ja i Nicole...nie chcieliśmy cię wczoraj wystraszyć. - wymamrotał patrząc mi w oczy.

-wiem. Derec...dobrze znasz Nicole?

-hmmm? Chcesz ze mną obgadywać psiapsiułe? Nie jeatem laską...nie umiem plotkować na każdy temat...ale tak znam ją dość dobrze. A co? - zainteresował się

-wiesz może czy...ona...hmmm...okłamałaby kogoś? Żeby się usprawiedliwić?

-eeee...czy możesz sprecyzować pytanie?

-no bo...powiedziała przy mnie coś o historii Rachel Donwell...zapytała czy mnie nabrano... Skąd wiedziała, że tam zejde? Skąd wszyscy wiedzieli? Skąd ty wiedziałeś?

-to cię męczy? Powiem ci. Spoko. A więc zaczne od tego, że nie jesteś pierwsza, która słyszała te historie...co druga dziewczyna ją słyszy. Potem mówi się jej, że to żart, a potem każda w obawie schodzi na dół. Faktem jest, że Nicole zabroniła dziewczynom cie straszyć w piwnicy, ale... Gdy Veronica i Sydney schodziły na dół tylnym wyjściem Nicole zorientował się, że coś nie gra. Wysłała mi sms'a żebym przyszedł. Travis był jeszcze na imprezie. Ja akurat wróciłem więc... Dobra...chodzi o to, że przyszedłem i oboje schodząc na dół złapaliśmy Rose. Bez niczego wszystko wygadała. Odesłaliśmy ją do pokoju, a potem zeszliśmy do piwnicy. Usłyszeliśmy jak krzyczysz i od razu podbiegliśmy. Na szczęście, zanim weszłaś do części gdzie krzyczała Merci. Potem wiesz...odprowadziliśmy cię z Connorem...który swoją drogą nie wiem kiedy zszedł, ale nie było go wsześniej w piwnicy. Wiem od Mark'a, który siedział w jednej ze skrytek. Tak czy siak potem z Nicole wróciliśmy tam i powiem ci...ta dziewczyna umie zrobić awanture. Veronica i Sydney prawie od razu zostały odesłane ja poszedłem odprowadzić Mark'a do akademiku, a Nicole została ochrzaniać Merci. Dlatego na śniadaniu była, aż tak wkurzona. Wszystkim innym darowano bo byli pijani.

-szczerze...jak cię tam zobaczyłam to pomyślałam, że też odgrywasz role w tej szopce. - wyznałam

-hmmm...to raczej nie mój gust...poza tym... Polubiłem cię.

-poważnie?

-aż tak trudno uwierzyć?

-tak - odpowiedziałam

-umiem zaskakiwać. Ej, chce ci się iść na lekcje?

-nie, ale muszę.

-napewno? - zapytał z uśmiechem

-tak Derec. Nie mogę opuścić ich pierwszego dnia!

-w sumie racja...słynne ,,pierwsze wrażenie"

-właśnie.

-zrobisz szczególnie dobre przychodząc na lekcje bez mundurka. - rzucił i uśmiechnął się

Spojrzałam na zegarek

-kurcze! Nie zdążę się już przebrać! Mam przekichane...i nawet nie wiem gdzie mój klucz od pokoju...

-zdążysz! Chodź za mną! - nakazał i pobiegł w stronę akademika chłopaków, a ja za nim.

Po chwili byliśmy na 5 piętrze w pokoju czarnowłosego chłopaka, który jak zauważyłam dzieli z Travisem. Z szuflady wyjął dość dużą męską koszulę stanowiącą górę mundurka. Popatrzyłam na niego z powątpiewaniem.

-no co? Skąd bym ci wytrzasnął damskie ciuchy?

-nie narzekam - rzuciłam i założyłam mundurek Derec'a. Najpewniej zapasowy. Problemem pozostawało to, że mam na sobie sukienke, która nawet przypominając spódnicę wygląda jak miniówka. Chłopak znowu sięgnął do szawki i wyjął jakiś stary dres. Bez narzekania założyłam go. Co prawda wyglądałam w nim dziwnie, a to i tak nie był regulaminowy strój, ale...lepsze to niż sukienka mini. Wolałam nie patrzeć w lustro. Razem z Derec'iem zeszliśmy z powrotem na dziedziniec. Zerknełam na zegarek. Lekcje mam za pięć minut, ale zanim znajde sale...

-Derec? Mógłbyś pokazać mi salę 43?

-43...czy to historia z McDarley'em?

-tak, a coś z nim nie tak?

-jeżeli chcesz przeżyć, jeśli nie jesteś pewna - milcz - powiedział całkiem poważnie

-tak łatwo podpaść?

-nie. Jest znacznie łatwiej. Pan August McDarley sztywno trzyma się zasad, jest surowy, nie wybacza łatwo i...nie toleruje spóźnień, a skoro o tym mowa właśnie zaczęła się lekcja...jesteś pewna, że chcesz iść?

-muszę...chociaż skoro i tak już jestem za późno...- zaczęłam, a Derec uśmiechnął się

-masz z nim jutro lekcje? - zapytał na co odpowiedziałam skinieniem głowy - więc nic wielkiego się nie stanie. Chodź! - chwycił mnie za rękę i pociągnął do świetlicy. Po korytarzu niestety przechodził wychowawca z ktoregoś akademika. No to koniec. Derec jednak wyraźnie się nie przejął i szedł dalej.

-pan McCardy? Znowu opuszcza pan lekcje?

-ta, bo co? - odezwał się i wyjął z kieszeni stówke. - trzymaj Elizabeth. Ponoć w tej szkole słabo płacą - uśmiechnął się i popchnął w kierunku wejścia do świetlicy.

-jest tu nauczyciel lub wychowawca, który nie bierze łapówek? - zaciekawiłam cię

-tylko nauczyciel historii i jeszcze ponoć ktoś, ale tego jeszcze nikt nie udowodnił - rzucił siadając na krześle przy parapecie

-i zrywam się z lekcji, aby siedzieć w świetlicy?

-nie. Ale zanim wyjdziemy musimy poczekać, aż Hollis zrobi obchód.

Siedzieliśmy tak w ciszy i czekaliśmy. Po około pięciu minutach wychowawczyni oddaliła się. Wtedy chłopak wstał i otworzył okno. Następnie stanął na parapecie i zeskoczył. Powoli podeszłam do okna.

-idziesz? - zapytał chłopak. - masz ostatnią sznase aby jeszcze zrezygnować! - dodał

Po chwili namysłu krzyknęłam

-idę! Tylko mnie złap - ostrzegłam

Tak jak Derec weszłam na parapet i zeskoczyłam.

Nie (tylko) dla plebsaWhere stories live. Discover now