Rozdział 6 - Koniec dziwnego dnia.

159 13 1
                                    

Cały domek to moja przybrana rodzina, nie licząc nieuznanych. W sumie mam z kilkunastu braci i sióstr przyrodnich, bo są dziećmi Hermesa jak ja. To jest chore... A teraz zaczęli pytać mnie o wszystko.

-Ile masz lat?

-Jakie masz moce?

-Kim jest twoja mama?

-Skąd jesteś?

Bogowie mi mili ile pytań!

-Mam szesnaście lat. Umiem biec z prędkością ponad dźwiękową, otwierać zamki ruchem dłoni jeśli chodzi o te dziwne moce nadnaturalne. Moja mama jest podróżniczką. Obecnie wraz z moim wujkiem piszą pracę na temat Egiptu. Mieszkam tu na obrzeżach Long Island. -Powiedziałam gładko na jednym wydechu.

-A tak wogóle jak masz na imię? -Spytała najstarsza z obozowiczów. Blond włosy opadały niesfornie na twarz. Wyglądała na osiemnaście lat.

-Nina Marita Cannsas. Ksywka Nimar... -Powiedziałam.

-Okej Nina. Twoje łóżko, szafka a reszta paszon won i dajcie jej żyć! -Odgoniła pozostałych obozowiczów.

-Jestem Stefania. Jestem grupową domku w skrócie, ja tu rządzę i pilnuję porządku. To tak w skrócie oficjalnie. Nie oficjalnie mów mi Stef albo najlepiej po ksywce Lepiłapka. Jak coś znika to zwykle dzięki mnie. -Pokazuje moją komórkę.

-Oddasz? -Spytałam z nadzieją

- Sorka. Nie powinno korzystać z komórek ale w końcu to domek Hermesa a tu nikt nie trzyma się zasad. Nawet zasadą tu jest łamanie zasad. Ale nie paraduj z tym publicznie. -Oddaje szczerząc się. Miała aparat ortodontyczny.

-Okej. -Odebrałam moją własność.

***

Masz 3 wiadomości głosowe.

1 wiadomość. Mama

Nina Marita Kane! Gdzie mi się podziewasz! Dowiedziałam się jak cudownie wykorzystałaś okazję na wagary! Nino Marito Kane! Żądam abyś oddzwoniła natychmiast lub szybko pojawiła w domu!

Następna wiadomość Mama

Przepraszam kochanie, że tak na krzyczałam na ciebie. Ale nie obrażaj się i wracaj do domu. Gdzie jesteś tyle czasu? Ja martwię się. Za dużo niebezpieczeństw czyha na ciebie. Wracaj szybko Ninko.

Następna wiadomość Mama

Gdzie jesteś? Nino... *słychać płacz*
Właśnie szukamy ciebie z Carterem, Percym i Annabeth... *dalszy ciąg płaczu* Daj znać gdzie jesteś Ninko błagam.

***
Po odsłuchaniu ostatniej wiadomości wybiegłam. Obozowicze szli do pawilonu a ja biegałam wokół aby znaleźć Chejrona.

-Ej! -Przewróciłam jednego chłopaka.

-Sorka. Muszę gadać z Chejronem!

-Największy dom. -Pokazał a ja pobiegłam we wskazanym kierunku.

Właśnie centaur wychodził.

-Mama...Szukają...Martwią...-Pletłam bez sensu.

-Nina. Powoli.

-Mama z wujkiem Carterem Percym i ciocią Annabeth szukają mnie martwią się też. Właśnie odsłuchałam wiadomości od niej! -Mówiłam roztrzęsiona.

-Zapomniałem. Trzymaj ten wąż ogrodowy tak aby była tęcza. -Oznajmił a ja patrzyłam osłupiała.

-Nina. Weź ten wąż. -Podał mi go do rąk.

To jest idiotyczne. Tęczy mu się zachciało. Zrobiłam co kazał. Wyjął złotą monetę.

-Iris bogini tęczy pokaż Sadie Kane. -Oznajmił i pojawiła się moja mama w łzach.

Za nią wujek Percy i Carter kłócili się a ciocia Annabeth pocieszała mamę. Szturchnęła ją gdy mnie zobaczyła.

-Ninko! Dobrze że znalazłaś się kochanie. I jesteś bezpieczna w Obozie. -Powiedziała spokojniejsza.

-Yyy. Co to jest? Film, hologram? -Spytałam.

-Forma komunikacji Nino. -Oznajmiła ciocia Ann.

-Okej. -Moja mina świadczyła, że nie wiem ale też aby mi nie wygłosiła refaratu o tym.

-Sadie. Nina na czas misji zostaje na Obozie. Ale możesz przyjść z Carterem Percym i Annabeth aby jej wyjaśnić wszystko. -oznajmił Chejron.

-Tak. Już dawno powinnam. Jesteśmy na Brooklinie. Będziemy jutro po południu. Przenocujemy w Domu Brooklińskim. Papa Ninko. Zobaczymy się niedługo. -Powiedziała mama a obraz znikł.

-Co to Dom Brookliński? -Spytałam Chejrona.

-Jak dobrze zrozumiałem od Annabeth to miejsce, gdzie magowie szkolą się w danym rejonie. Jest ich wiele. Inna nazwa to nom czyli tak jakby stan w USA. Głównym nomem /domem jest w Egipcie jak wiem. Coś jak Waszygton. Tam jest przedstawiciel decydujący o wszystkich nomach. Jak prezydent. To tyle co wiem. Więcej ci powie mama. A teraz kolacja. -skończył i poszedł ze mną na posiłek.

***

- Że co? -Powiedziałam zdziwiona.

-Wrzucasz część jedzenia tam do ognia. Jest to ofiara dla bogów. Lubią zapach jedzenia. Możesz też prosić o co chcerz. -Po raz setny tłumaczyła mi Annie lub Ellie.

-To bez sensu! -Upierałam się

-Jak kiedykolwiek zobaczysz boga to zmienisz zdanie. -Popchnęły mnie w stronę ogniska.

-I mam wrzucić jedzenie tam?

-Tak! -wywróciły oczami.

Zrobiłam co mi kazały. Poczułam zapach listów, pylistej drogi i...więziennego żarcia?

-To tak normalnie pachnie po spaleniu? -Spytałam

-Pachnie tym bogiem, któremu składasz ofiarę. -Podszedł chłopak poprawiając okulary.

-Czyli Hermes używa perfum o zapachu listów, pyłu z drogi i więziennego żarła?

-Nie skąd. Są to główne dziedziny, którymi opiekuje się. Wiesz listy bo posłaniec boski pył z dróg podróż/podróżnicy a więzienie, dlatego że patronuje złodziejom. -Wrzucił własne jedzenie.

Zapachniało książkami, ubraniami i oliwą.

-Yyy. Tak wogóle jestem Nina córka Hermesa. -Wyciągnęłam rękę.

-Widzę a raczej poczułem zapach, stąd wiem że jesteś córką Hermesa. -Odszedł do swojego stołu z wysoko podniesioną głową.

-Jak każde dziecko Ateny ego rozdmuchane razy dwa. -Powiedziała Stef.

-A czy Atena nie powinna mieć dzieci?

-Teoretycznie a praktycznie ma.

-Okej... -Poszłam osłupiała do stołu, gdzie ledwo co wcisnęłam się.

***
-Nie pchaj się! -Wrzasnęłam.

-To ty się nie pchaj! -Ktoś odkrzyknął.

Dwa razy rozlałam nektar, czyli coś co ma na celu dania nam siły i 3 razy moje jedzenie wylądowało poza mój talerz. Miałam dosyć. Szybko skończyłam jeść i poszłam do domku. Wdrapałam się na dach i tak siedziałam.

-Nimar! -Krzyknął Chaplin. Był na dole z Sky.

-Hej. -Zeskoczyłam zręcznie z dachu.

-No co tam? -Spytała Skype.

-Tak jakoś. -Kopnęłam w domek.

-Zostajesz... -Zaczął Chaplin

-...na chwilę. Nie jestem taka jak wy. Jestem jakąś mieszanką Egiptu i Grecji więc nie mogę tu być a jestem tu bo jest przepowiednia. O mnie i... was. Tak podejrzewam... -Popatrzyłam na nich.

-Wiesz jak ty gdzieś pójdziesz, to my z tobą. -Oznajmiła Sky

-I co z tego, że możemy zginąć. -Dodał Charlie.

-W końcu jesteśmy przyjaciółmi. -Przytuliłam ich.

Dziennik panny Kane - Czas ZmianOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz