Rozdział 7 -Wywaliłam siostry z impetem z domku.

171 15 8
                                    

-Do cholery jasnej! Gdzie są moje rzeczy! -Wrzasnęłam.

-Nie wiemy. -Szczerzyły się bliźniaczki.

-Ta ja wam uwierzę! Następnej nocy posmaruje wam łóżka pastą...

-...której też nie masz. -Dodała chyba Annie.

-Ja już nie mogę! -Machnęłam na nie ręką a z mojej ręki wypłynął hieroglif. Na początku sznurek dalej 2 postacie z patykami.

-Hui czyli uderzać

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

-Hui czyli uderzać... - Usłyszałam głos w mojej głowie, który był kobiecy.

Uformowała się złota pięść, która uderzyła w bliźniaczki a one wyfrunęły przez okno. Stałam zdębiała. Jednym ruchem dłoni, posłałam dwie dwunastolatki kilka metrów przed mną. Zebrał się tłum gapiów. Wszyscy gapili się na mnie.

-Ja...ten...tego...-Jąkałam się.

-Na Aresa ona grzmotnęła je na jakieś dziesięć metrów! -Usłyszałam od chłopaka w irokezie

-Jakim cudem? -Patrzyły z niedowierzaniem dziewczyny z toną tapety.

Przygalopował Chejron.

-Co się stało? -Spytał

-Nowa posłała Annie i Ellie na dziesięć metrów! To było coś! -Powiedziała dziewczyna w wojskowym ubraniu.

-Dziękuje ci Leonido. A teraz Nino ty idziesz ze mną. -Powiedział do mnie.

Szłam za nim a reszta obozu gapiła się na mnie. Chaplin i Skype nie widziałam w tym tłumie a liczyłam na ich wsparcie.

-Nino co zrobiłaś? -Spytał na odpowiedniej odległości od obozowiczów.

-Ja... Ehh. Zdenerwowałam się na nie. Okradły mnie prawie ze wszystkiego. Machnęłam ręką, poleciał obrazek a potem złota pięść. One wyfrunęły przez okno a potem reszta je podziwiała. -oznajmiłam z nutką irytacji.

-Ehh... Nie dość, że niedawno opanowałaś moce po twoim ojcu a już odzywają się te związane z Egiptem.

-Że co? -Osłupiałam.

-Jak dobrze orientuję się magowie rzucają zaklęcia w tej postaci o jakiej mówisz.

-Okej... -Patrzyłam na niego.

Tak w skrócie nie ogarnęłam tego co do mnie mówił.

-Ale nic więcej nie było? -Spytał.

-Nie mów o mnie. -Usłyszałam znów ten głos.

-Nie...-Przeciągnęłam ostatnią głoskę.

-Na pewno?

-Tak? Tak. -Potwierdziłam szybko.

Nadal miałam mętlik w głowie. Słyszę dziwny głos w głowie. Ten głos powiedział o tym znaku i przetłumaczył a teraz chce abym go nie zdradziła. Dziwne.

-Wcale nie jest dziwne. Później ci to wyjaśnię przy twojej mamie. -Znów odezwała się.

Stanęłam zamurowana. Mam schizofrenię!

-Nina idziesz? -Zauważył Chejron

-Tak jasne... -Ocknęłam się i dalej za nim szłam.

Doszliśmy do Wielkiego Domu jak dobrze orientowałam się z opowieści Sky. Przed drzwiami czekali na mnie mama jak zwykle w podartych jeansach oraz koszuli tym razem w kracie, lekko wypłowiałej oraz oczywiście glany, wujek Carter w swoich okularach, nisko zsuniętych na nosie i eleganckim ubraniu, wujek Percy jak zwykle w ubraniu które mówiło jestem z Hawaii no i ciocia Annabeth w poszarpanych jeansach i białej koszuli na krótki rękaw bez zapiętych dwóch guzików przy kołnierzu.

-Ninko! -Odrazu chwyciła mnie w objęcia mama, podduszając przy tym.

-Nic...mi...nie...jest. -Wystękałam.

-Nie było cię aż dwa dni! -Oznajmiła mi mama.

-Praktycznie to cały 1 dzień z hakiem. -Oznajmiłam uwalniając się z jej uścisku.

-Sadie musisz pomówić z Niną i wszystko wyjaśnić. -Poprawił okulary wujek Carter.

-Tak. Muszę. -Potwierdziła.

-Chodzi o to że jestem jakimś tam półbogiem z mieszanką Egiptu? -Spytałam.

-No prawie. -Odpowiedziała ciocia Ann.

-No nie strasz małej. -Dodał wujek Percy.

-Ja jej nie straszę!

-Ehem. Chyba nic gorszego od spotkania z chimerą tu mnie nie spotka? -Powiedziałam.

-Co?! Z chimerą?! -Zamurowało wszystkich.

-Jak poszłam na wagary z Skype i Chaplinem, zobaczyliśmy zmutowaną kozę czyli chimerę. Dwie osoby nam pomagały ale i tak głównie to nasza trójka pokonała tego stwora z grubsza. -Wyjaśniłam.

-Pokonałaś... -Zaczął wujek Percy

-...chimerę. -Dokończyła ciocia Ann.

-Ale nie sama! -Poprawiłam ich.

-I tak to jest niesamowite. -Odparła ciocia Ann.

-A może tak Nina pochwalisz się dzisiejszym dniem? -Spiorunował mnie Chejron.

-Ale że muszę? -Spytałam.

-Tak. -Odparł surowo.

Opowiedziałam to samo co Chejronowi, oczywiście nie mówiąc o tym dziwnym głosie w głowie. Wujek Carter zmarszczył czoło jak wysłuchał a mama załamała ręce.

-O co chodzi? -Spytałam

-Pojawiły się twoje zdolności magiczne. -Odparła mama

-I co z tego?

-Że czas na szkolenie maga. Maga nowej generacji. -Odpowiedział wujek Carter.

Dziennik panny Kane - Czas ZmianOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz