Rozdział 9 - Każdy chowa coś przed mną.

157 14 6
                                    

-Tak więc szkolenie odroczone? -Przyglądam się mamie, układającej dziwnie ręki i wujka jak macha jakąś laską.

-Co?! -Powiedzieli razem.

-No skoro mama chce ciebie zabić i wzajemnie to nie będzie nikogo kto mnie tego fiku miku nauczy. -Szczerzę się.

-Chciałabyś moja droga. -Wujek składa laskę, poprawia ubranie i okulary.

-Czyli jednak od szkoły nigdy się nie uwolnię?

-Do szkoły tej normalnej we wrześniu i tak wrócisz. Jak na razie ehh trzeba ci znaleźć inne miejsce. Nie możesz tu być. -Kładzie dłonie na biodra

-Ale mamo! Tu jest Skype i Charlie. Ja nie chcę ich zostawiać! Proszę! W końcu też jestem jakimś tam herosem o to chyba jednak Obóz Herosów?! -Sprzeciwiam się.

-Sadie mogę jednak namówić Chejrona, aby przez jakiś czas Nina została. Przy okazji przyda się jej trening bojowy. Dzięki temu będzie mogła bronić przed niebezpieczeństwem. -Proponuje ciocia Annabeth.

-O właśnie. -Mówię z błagalną miną

-Nina wiesz czemu tu nie możesz zostać. Wiesz a nadal chcesz tu być? -Patrzy z litością mama

-Ja... Mamo zrozum. Chcę być wśród podobnych do mnie ludzi...

-Jesteś jedyna w swoim rodzaju i wiesz o tym...

-...bo jestem jakąś popieprzoną mieszanką o którą tamci na górze się kłócą?! -Wyrzucam z siebie.

-Nie tylko z twojego powodu. -Przegryza wargę mama.

-Czyli jeszcze powiesz że mam rodzeństwo czy coś w tym stylu? -Dodaje z irytacją.

-Ninko to... Nie nie teraz. -Odwraca się.

-To o co chodzi? Co się dzieje, że nagle jakoś wszyscy chcą mnie ukatrupić, nie licząc, że zostałam owocem miłości do jakiegoś listonosza!

-Ninko... -Zaczyna płakać.

-Ja... -Zaczyna do mnie docierać co po powiedziałam.

Jest mi strasznie głupio? Coś w ten deseń kochani.

-Nino. Chodzi tu o to co już wcześniej stało się. Gdy ja spotkałam Annabeth a Carter Percy'ego. To od tamtego wszystko się zaczęło. Zauważyły obie strony, że coś zmieniło się a przełomem zmian były twoje narodziny Ninko. -Mówi zapłakana.

-To nie twoja wina, że pokochałaś Hermesa i nie powinnam ci tego wyrzucać. -Mówię spokojnie.

-To jest moja wina i wiedziałam w co wpakuję się. W konflikt grecko-egipski. Wiedziałam od Hermesa że to wszystko już się zaczyna...

-Mamo. Spokojnie. -Tulę ją.

-Nie zniszczyliśmy go do końca. Nie udało się. Tylko odwlekliśmy czas... -Mamrocze.

***

Nie zniszczyliśmy go do końca. Nie udało się. Tylko odwlekliśmy czas...
Te słowa nadal pobrzmiewają mi w głowie. O co może chodzić. Mamę zabrano do szpitala polowego. Opiekują się nią dzieci Apolla a ja gapię się w sufit w domku Zeusa. Skype właśnie rozmawia z mamą. Uznała że musi mnie podtrzymać na duchu. Tsa. Niby bardzo tego potrzebuję.

-Tak mamo. Wszystko dobrze. Tak. Jestem na obozie. Pani Lawrence poleciła nam go i do końca wakacji w nim zostanę. -Tłumaczy mamie.

-Dobrze kochanie. Zaraz mam lot z Paryża do Moskwy. Mam nadzieję że nie zmarznę. Całuję.-Kończy rozmowę jej mama.

- Papa. -Wyłącza przemycony przez domek Hermesa laptop.

-Ehhh... -Wzdycham do sufitu.

-Co ci Nimar? -Siada obok.

-Mam okropnie poplątane życie... -Patrzę dalej w sufit.

-No i?

-Przez mnie tamci na górze się kłócą...

-Czyli?

-Czyli mamy dwa światy: egipski i grecki. Ja należę do obu jak to mi rodzinka oznajmiła.

-Wut? -Dziwi się

-Tsa. Tak samo mam od rana. A do tego nie wiadomo czy tu zostanę.

-Co? To nie prawda!

-Sama bym chciała. Do tego jeszcze muszę odbyć inne szkolenie niż wy...

-Nimar... -Tuli mnie.

-Bardzo chciałabym abyś jednak ze mną mogła iść...

-Jak i ja...

Ma w żyłach Krew Faraonów...

-Że co? -Mówię w myślach.

Ona jak i on. Mają w żyłach Krew Faraonów. Twoi przyjaciele.

-Skype czy ci przypadkiem nie zdarzyło się przeczytać hieroglifów albo aby ci z rąk fruwały? -Spytałam.

-Co ty gadasz? -Udaje zdziwienie.

-To dziwne ale w głowie mam bogini, która teraz nawija, że jesteście tak samo dziwni jak ja.

-Nimar. Jest z tobą źle. -Brnie dalej w kłamstwie

-Nie prawda!

-Musisz odpocząć...

-Czuję że to wy wiecie coś a nic mi nie chcesz powiedzieć! Udajesz że nic nie wiesz a wiesz coś! -Wstaję.

-Nimar ty nie zrozumiesz. -Odkrywa swoją prawdziwą twarz.

-Ja jak i Charlie...nie wiesz co przeszliśmy. Znasz nas od nie całego roku....

-Mam dosyć tajemnic. -Wychodzę trzaskając drzwiami.

Przyjaciele, rodzina, wszyscy coś przed mną chowają. Nikt nie jest w stanie powiedzieć prosto w oczy o co w tym wszystkim chodzi.

Wybaczcie mi. Jak zwykle długooo czekaliście a mnie powinno za to roztrzelić. XD. Mam wrażenie że rozdział jest do dupy jak i dotąd to ff. Jak chcecie próbujcie mnie pocieszyć ale sama nw co dalej zrobię. Niby mam pomysł ale mam wrażenie że nie na tyle interesujący aby kogoś zaciekawił.
Mimo to spróbuję dalej pisać.
*Mindalan

Dziennik panny Kane - Czas ZmianOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz