#1 "Co?"

7K 260 21
                                    

Jest piękny piątkowy wieczór, gwiazdy powoli pojawiają się na niebie, a druga połowa meczu właśnie dobiega końca. Polacy remisują 1:1, a trener Nawałka patrząc na ich grę przestaje myśleć o przegranej...
Nagle prowadzenie przejmują przeciwnicy. Jeden z nich przebiega przez połowę boiska zostawiając za sobą rywali i podbiega do bramki, stojąc twarzą w twarz ze Szczęsnym... To była chwila, moment... I gool...
Tłumy szaleją. Jedni się cieszą, a drudzy, w tym wypadku Polacy, są załamani. Zawiódł ich... On, najlepszy z najlepszych. On - 25.
Ostatni gwizdek i... koniec. Kibice powoli zbierają się do domu. Na trybunach nie ma już właściwie nikogo, stadion świeci pustkami. Została tylko ona - Magda. Nie przyszła tutaj, bo chciała. Przyszła tutaj, bo on chciał - jej mąż. Ten, który miał się zmienić. Ten, który miał przestać pić. Ten, który miał przestać dla niej. Ten, który jej to obiecał. I dokładnie ten sam facet zostawił ją samą udając się na kolejne piwo z kolegami. To miał być ich wieczór. Pierwszy taki od dwóch lat. Pierwszy od kiedy powiedzieli sobie "tak".

Nagle dziewczyna zauważa na stadionie chłopaka. Po stroju rozpoznaje bramkarza reprezentacji. Pewnie by się cieszyła. Pewnie podbiegłaby po zdjęcie i jakiś autograf. Pewnie, gdyby jej mąż tutaj był, zrobiliby sobie je razem, a potem wspominali ten cudowny mecz, nieważne, że zakończył się porażką. Pewnie wszystko byłoby prostsze gdyby on tutaj był. Może nie musiałaby siedzieć sama i wpatrywać się w puste boisko.

- Umm... Cześć - z zamyśleń wyrywa ją głos bramkarza.
- Hej - odpowiada zupełnie naturalnie, ale jednak mimo wszystko lekko wystraszona, bo w ogóle się tego nie spodziewała.

Pewnie zareagowałaby inaczej, gdyby właśnie ktoś jej nie zawiódł. Albo chociaż gdyby tym kimś nie był on - jej najukochańszy.

- Mogę się dosiąść? - zapytał Szczęsny.
- Jasne - dziewczyna mówiąc pokazuje na miejsce obok.
- Widzę, że nie tylko dla mnie ten wieczór jest zły - mówi patrząc się na bramkę której nie zdołał obronić przed lecącą piłką.
- Są większe problemy niż stracona bramka... - mówi dziewczyna, a jej głos jest przesiąknięty jadem.
- Pewnie masz rację - przyznał.
- Co? - zdziwiła się.
- Masz rację - powtarza - ludzie mają gorsze problemy, popełniają gorsze błędy... Tylko, że mój błąd kosztował całą drużynę... - kończy.

W tym momencie oboje patrzą na tą samą bramkę przypominając sobie 88 minutę meczu. Jest cisza. Jednak tej dwójce w ogóle ona nie przeszkadza.

- Przepraszam - szepcze dziewczyna.
- Co? - zdziwił się.
- Przepraszam - powtarza - to, że nie mam humoru nie znaczy, że powinnam odgryzać się na innych.
- Wiesz co... - zaczął - albo nie ważne.
- No dokończ, nie lubię jak ktoś mówi i nie kończy - przyznaję dziewczyna, ale w jej głosie już nie czuć tego podirytowania co wcześniej. Szczerość i bezpośredniość to dwie cechy zdecydowanie wyróżniające Magde spośród innych dziewczyn.
- Dasz się zaprosić na jakąś kolację? - nieśmiale pyta.
- Co? - zdziwiła się.
Ta dwójka zdecydowanie za często się dziwi i nadużywa słowa "co".
- To nie jest randka - zaznacza chłopak - pomyślałem, że po prostu skoro oboje mamy zły dzień, a chyba mamy naprawdę zły dzień skoro siedzimy na pustych trybunach patrząc na puste boisko to może moglibyśmy razem spędzić ten zły wieczór, ale jak nie to... - chłopak mówił wszystko na jednym tchu.
- Okej.
- Co? - zdziwił się.
Okej, oficjalnie możecie zacząć liczyć ile razy pojawi się słowo "co".
- Ale masz zamiar iść w tym brudnym stroju? - zaśmiała się dziewczyna.
Strój naprawdę był brudny. Na białej koszulce odciski murawy były jeszcze bardziej widoczne niż powinny.
- Umm... rzeczywiście, powinienem ją zmienić - zaśmiał się - a ty powinnaś piszczeć, żeby ją dostać, nawet brudną - dodał śmiejąc się.
- O matko! Czy to Woj..Woj..ciech...Szczęsny w brudnej koszulce?! Nie wierzę! O matko, za tą brudną koszulkę oddałabym wszystko!!! - dziewczyna mówi z sarkazmem w głosie chcąc jak najlepiej wczuć się w zagorzałą fankę bramkarza.
- Ha ha ha - przedrzeźnia ją - chodź za mną, muszę wziąć rzeczy z szatni.
Dzieczyna posłusznie poszła za chłopakiem patrząc na jego idealną sylwetkę. Czemu nigdy nie zwracała uwagi na bramkarzy? Czemu wolała patrzeć na napastników? Tyle straciła...

Gdy zbliżali się do ochroniarza chłopak zapomniał chyba, że dziewczyna nie ma uprawnień do tamtej części stadionu. Właściwie już dawno nie powinna tu być. Dalszą drogę Magdy zamurował ochroniarz.
- Gdzie ma pani plakietkę?
- Umm... - dziewczyna się zakłopotała.
- Ona jest ze mną - chłopak złapał dziewczynę za rękę i dalej kierował się w stronę szatni.

*Z perspektywy Magdy*

Właśnie idę za rękę z najlepszym polskim bramkarzem do jego szatni, czekając aż się przebierze byśmy mogli pójść razem na kolację. Okej, nigdy nie przypuszczałabym, że ten dzień tak się skończy. Bo to nie on powinien mnie teraz trzymać za rękę. Gdzie do cholery w tym momencie jest Filip? To on powinien mnie zabrać na kolację! Sama myśl o Filipie sprawiła, że zachciało mi się płakać, a jednocześnie śmiać, że jestem na tyle głupia, że od dwóch lat żyje z człowiekiem, który mnie nie szanuję. Z człowiekiem, który gdy jest pijany wpada w agresję. Z człowiekiem przez którego moje ciało pokrywają siniaki. Z człowiekiem, którego mimo to kocham najmocniej na świecie...

Puściłam rękę Wojtka i stanęłam w bezruchu. Okej, czy ja w ogóle mogę do niego mówić po imieniu? Do cholery, on jest jednym z bogatszych piłkarzy, gra w najlepszym klubie w Anglii, reprezentuję Polskę podczas najważniejszych wydarzeń sportowych, ma trzy samochody i dwa apartamenty. A co ja mam? Męża, który się nade mną znęca? Dom wielkości jego garażu? O ile też nie jest sześć razy większy. Masę kredytów? To chore.

- Co jest? - zapytał.

O matko, jak w tamtym momencie zachciało mi się płakać. Tylko nie to! No nie... Tylko nie pękaj, Magda, nie pękaj... błagam Cię, nie teraz...

I pękłam.

Przed miłością się nie obronisz Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz