Rozdział 10

292 30 8
                                    

Szła dalej wyniszczonymi pokojami. Na nic się nie natknęła. W końcu doszła do pomieszczenia gdzie zostawiła go samego, lecz jego tam nie było. Był tylko obraz przedstawiający go. Leżał tam bez życia.

Dziewczyna była wykończona. Jej ludzka strona zaczęła dawać się we znaki. Myślała tylko o tym żeby położyć się i odpocząć. Oparła się o ścianę na której wisiał obraz i osunęła się na podłogę. Kręciło jej się w głowie. Było jej niedobrze. Kiedy osuwała się spostrzegła ciemną plamę pojawiającą się na jej ciele.

Więc tak to ma się skończyć? Mam zostać ich częścią? Bezużyteczną lalką? Nie chcę. Przyszłam tu żeby go ratować a znalazłam tylko durny obraz.

Wyczerpana i zirytowana przymknęła powieki. Nie mogła w to uwierzyć. Już tyle zrobiła. 

Kiedy zamknęła oczy ujrzała jego. Leżał w tym samym miejscu co ona tylko to nie było to samo.

Ib otworzyła oczy. Zrozumiała. Była po złej stronie. Zostawiła go tam gdzie nic nie jest zniszczone a tu jest. W tamtej chwili wiedziała co musi zrobić. Przejść przez ten cholerny obraz.

Podeszła pod przeciwległą ścianę. Teraz albo nigdy. Najwyżej przywalę w ścianę. Zrobiła rozbieg i pewnie skoczyła.

O dziwo nie przywaliła w ścianę. Wpadła na coś innego. W ciepłe ramiona. Wiedziała, że to on. Podświadomie to czuła. Była szczęśliwa. W końcu go znalazła. Zarzuciła mu ręce na szyi a on obją ją w talii.

Nagle jego ramiona i uczucie pływania zniknęły. Upadła na podłogę. Chwilkę tak leżała zirytowana po czym podniosła się na kolana.

- To są chyba jakieś jaja. - Wkurzona rozejrzała się po pomieszczeniu. To był ten korytarz. To tu go zostawiła. Odwróciła się. Leżał tam dalej nieprzytomny. Podczągała się do niego. Z jej twarzy najpierw zeszły wszelkie emocje. Kiedy dotknęła jego piersi i poczuła unoszenie się odetchnęła z ulgą. Żyje. Całe szczęście. Jednak niepokoiło ją czego się nie budzi.

Kilka razy potrząsnęła nim. Żadnej reakcji. Zaczęła go bić i panikować kiedy przypomniała sobie o swojej głupocie. Przecież jego róża jest jego życiem. Rozejrzała się dookoła. Nic takiego nie zobaczyła. Postanowiła poszukać jej tam gdzie spaliła Merry.

Nie myliła się. Była tam, jednak w stanie opłakanym. Dziewczyna padła na kolana i trzęsącymi się rękoma podniosła ją. W jej oczach pojawiły się łzy. Czuła się zrezygnowana. W takim stanie nigdy on się nie obudzi. Zaszlochała. Jej łzy kapały na nikły uschnięty płatek róży.

Jej łzy spowodowały, że róża odrodziła się na nowo. Nie była w pełni sił ale dawała Garremu szanse na życie.

Chłopak powoli otworzyło oczy. Czuł się jak po długim i męczącym śnie. Usłyszał szloch. Z trudem wstał. Jego ciało było zesztywniałe ale szedł w stronę szlochu. Powoli jego pamięć wracała.

Powoli wszedł na schody, jednak wszystko go bolało. Mimo tego szedł dalej. Przypomniał mu się obraz małej dziewczynki o czerwonych oczach. U szczytu schodów skręcił. Ujrzał dojrzałą dziewczynę. Spodziewał się dziecka. Ze zdziwieniem zawołał ją.

- Ib? To naprawdę ty?

Dziewczyna przestała płakać. Spojrzała na różę i zdziwiona spojrzała za siebie. Na jej twarzy pojawił się pęk uczuć od szoku przez niedowierzanie po radość. Wstała z klęczek i pobiegła do niego. Garry widząc jej intencje rozłożył ręce. Wpadła w jego ramiona przytulając go a on również uścisnął ją.

- Tak. - Zaśmiała się. - Tak to ja Garry. - Łzy popłynęły z jej oczu. - Nareszcie cię znalazłam.

*-*-*-*-*-*-*-*-*
Rozdział nie jest sprawdzony i nie miałam zbytnio na niego pomysłu dlatego taki króciutki. Jednak postaram się nadrobić tym, że tak rzadko te rozdziały piszę jednak czasami trudno mi znaleźć czas. Mam nadzieję, że się podoba <3

Różany ogród (Wolno Pisane)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz