↪6

7.2K 645 161
                                    

- Nie jestem pewny, czy powinienem cię sprać, czy zadzwonić po twojego narzeczonego, by to zrobił.

Jego uścisk na moim nadgarstku z minuty na minutę jakby stawał się silniejszy. On po prostu ciągnął mnie przez pół miasta do penthouse' a w którym się zatrzymaliśmy. A przynajmniej miałam takie wrażenie. Poza tym wyglądało to - z mojej perspektywy - dość niezręcznie, jednak tubylcy najwidoczniej byli do tego przyzwyczajeni, bo nawet nie zwrócili na nas uwagi. Dziwne, ja sama wywołałam większe zamieszanie, niżeli koleś ciągnący mnie gdzieś na chama.

- Dlaczego ktoś miałby mnie sprać? No przepraszam, ale każdemu mogło się zdarzyć.

- Ale tylko ty jesteś na tyle niedorozwinięta, by szlajać się sama po Ankarze. W dodatku zachowałaś się idiotycznie wskakując na mnie jakbyś była w zoo.

- To był akt desperacji, postaw się na moim miejscu. Oni mogli mnie zgwałcić.

- I właśnie o to mi chodzi. - spojrzał na mnie przelotnie. - Sama się o to prosisz, nosząc kieckę, która ledwo zasłania twój tyłek.

- Nie wiedziałam, że to wywoła takie zamieszanie.

- To teraz już wiesz. - był beznamiętny. - I jeśli jeszcze raz opuścisz nasze mieszkanie bez mojego pozwolenia od razu odstawiam cię do twojego narzeczonego.

Zmarszczyłam brwi próbując wyrwać rękę. To już bolało.

- Nie przesadzaj, gdybyś mnie ostrzegł wiedziałabym, że mam siedzieć i jeszcze poczekać na ciebie w salonie.

Zatrzymał się nagle tuż przed moją twarzą. Doszłam do wniosku, że lepiej byłoby siedzieć cicho i po prostu przyjąć swoją porażkę z godnością. On zszedłby z tematu i byłby spokój. 

- A ty z jakiego świata się urwałaś, że nie znasz tureckiej kultury? - chyba mówił ciut za głośno, bo kilka przechodniów spojrzało na nas jednoznacznie. 

- Nie myślałam, że jesteście aż tak nachalni.

- Więc kochana zamiast oglądać bzdety w telewizji mogłabyś wyszukać sobie cokolwiek w internecie, co pomogłoby ci w za klimatyzowaniu się tutaj.

Przełknęłam ślinę patrząc na niego z dołu. Jego mięśnie szczęki były napięte, a oczy po prostu wywiercały we mnie dziurę. 

- Dobrze. - przełknęłam ślinę. - Zrobię to, ale proszę puść mnie już, bo czuję, że zaraz odpadnie mi ręka.

Mierząc mnie pogardliwym spojrzeniem uczynił to co chciałam. Rozmasowałam bolące miejsce obiecując, że będę szła tuż obok niego.

- I naciąg sobie tą sukienkę na dupę. - warknął zanim zaczął iść. - Przynosisz mi wstyd.

*

Z racji tego, że dupek postanowił zapytać o coś recepcjonistkę musiałam zostać odprowadzona jak dziecko do naszego mieszkania i zamknięta na kartę. A zrobił to oczywiście on, bo przecież jestem niedorozwinięta, tak jak to ujął. 

Westchnęłam zastanawiając się nad kolacją. Zamówi nam coś z dołu, czy po prostu będę musiała działać na własną rękę?

Znowu?

Skrzywiłam się delikatnie, kiedy patrząc na wyświetlacz telefonu dostrzegłam imię Harrego. Sama nie wiem dlaczego nie chciałam, aby upominał mnie za to co zrobiłam wcześniej. 

Westchnęłam. Bo  do cholery Zain nie musiał mu wszystko wygadać.

- Hej. - postawiłam na miły ton głos zastanawiając się, czy ściągnąć z siebie te sandałki. Są dość trudne do zakładania, więc zrezygnowałam z tego z myślą iż będę zmuszona iść dla siebie po coś do jedzenia na kolację. - Co tam?

- W zasadzie nic ciekawego, sprawy firmowe i... mam do ciebie pewne pytanie.

Zagryzłam dolną wargę godząc się z faktem, że zaraz będzie gadał o Zainie i o tym jak mam się do niego odzywać. Swoją drogą właśnie przyszedł, nasze spojrzenia od razu się spotkały, kiedy tylko ściągał z siebie marynarkę.

- Więc mów.

- Chodzi o moją matkę, jest dość zła o te zaproszenia. Obiecałem jej, że wyślesz je od razu z Turcji.

Z jednej strony mi ulżyło, a z drugiej poczułam jak ktoś depcze mi flaki.

- Ile razy mam ci mówić, że nie potrzebuję przyjaciółek twojej matki na ślubie? Chyba zdajesz sobie sprawę jakie są.

- Tak wiem, ale ona wspominałam nam o nich dużo wcześniej, teraz będzie głupio jeśli im odmówimy.

- Nie obchodzi mnie to. - mówiłam powoli i dobitnie. - Czasami mam wrażenie, że kochasz swoją matkę bardziej ode mnie.

Zamilkł, a ja - chociaż wiedziałam, że tak skończy się nasza wymiana zdań - po prostu stałam z uniesionymi brwiami i stukałam paznokciem o blat. Oczekiwałam odpowiedzi. Nie zwracałam nawet uwagi na Zaina, który teraz odbierał coś w folii aluminiowej od jakiejś kobiety. Podziękował cicho i zapłacił jej.

- Okej. - mruknęłam, kiedy nadal nie usłyszałam od niego ani słowa. - Wiesz co? Jeśli tak bardzo zależy ci na przyjaciółeczkach swojej matki to sam im wyślij te zaproszenia. Ale wiedz, że ja się pod nimi nie podpiszę.

I chyba go tym wkurzyłam, bo od razu się rozłączył. Prychnęłam sama do siebie odkładając telefon na blat.

- Przyniosłem  dla ciebie. - Zain wskazał na pakunek. - To coś z kurczakiem, nie wiem, bo niedosłyszałem do końca.

- Dzięki.

Skinął głową i po prostu stanął 'w drzwiach'. Trochę mi przeszkadzał jego wzrok, ale byłam na tyle głodna, że postanowiłam nie zwracać na to uwagi.

- Cholera. - mruknęłam, kiedy durny papier się zsunął i spadając ubrudził całe moje nogi. Szybko chwyciłam ściereczkę ścierając sos z kolan. Później piszczel i kawałek kostki. I tak schylając się coraz niżej - całkowicie teoretycznie - dotknęłam swojego tyłka, by następnie wyprostować się jak struna. 

Zapomniałam, że ta cholerna sukienka jest po prostu... sobą i się podwija. 

- Widziałeś coś? - zapytałam wciąż naciągając materiał. Patrzył na mnie dość obojętnie z przechyloną głową. Ale on zawsze wydaje się obojętny, więc...

- Tak. - wzruszyła ramionami. - I nie zapominaj, że ja też jestem Turkiem.

Otworzyłam usta całkowicie zdezorientowana, a on po prostu wyszedł. 




Arab blood {Z.M}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz