#7

43 4 4
                                    

Żyjemy i powracamy do historii Lodo, która będzie się teraz toczyć pełną parą!

***

- Jak się czujesz? - na twarzy Josha gościł smutny uśmiech. Na ten widok coś w środku mnie pękło, ale już po chwili się opamiętałam, zrobiłam obojętną minę i obróciłam się na drugi bok szczelniej okrywając kołdrą. Zamknęłam oczy licząc, że chłopak wyjdzie dając mi "spać", jednak ten wziął taboret i postawił go obok mojego łóżka. Usiadł, chwycił moją dłoń i zaczął rysować na niej niewidzialne kółeczka kciukiem. Taki drobny gest, a tyle dla mnie znaczył. Przez chwilę nawet pomyślałam, że wszystko może być tak jak dawniej. Jednak już po chwili czar prysł. Uświadomiłam sobie swoje położenie. Wyrwałam swoją dłoń z jego i gwałtownie usiadłam, tak, że poduszka spadła na podłogę.
- Wszystko było pięknie. Najlepsi przyjaciele, później moja pierwsza miłość, każda wolna chwila spędzona wspólnie. Pojawił się Max, który zmienił moje życie na lepsze, a później doszczętnie je zrujnował zabierając najważniejszą dla mnie osobę. Która zresztą też w najgorszych chwilach obróciła się do mnie plecami i odeszła. Musiałam się z tym pogodzić, że nie mam już nikogo. Mówi się, że czas goi rany. To nieprawda Josh. On tylko przyzwyczaja do bólu... A kiedy ja już się przyzwyczaiłam, wróciłeś robiąc nowe blizny. - zobaczyłam w jego oczach łzy, więc odwróciłam wzrok i kontynuowałam dalej. - Jeśli przyszedłeś tutaj tylko po to żeby prawić mi morały o cięciu się, od razu możesz wyjść. Odkąd cię straciłam nie pozostało mi już nic innego. - głos powoli mi się załamywał - Mama żyje tylko pracą i Charliem. Bridgit utrzymuje się moją przyjaciółką, tak naprawdę nic o mnie nie wiedząc. Zostałam klasową kujonką potrzebną, tylko w momencie przepisania pracy domowej - teraz już po moich policzkach leciały łzy. - Nie mam nikogo, rozumiesz ?! I jeśli masz zamiar powiedzieć, że wszystko może być tak jak dawniej, to moja odpowiedź brzmi nie. Nic nie będzie tak jak dawniej. Zrobiłeś coś czego do tej pory nie jestem w stanie ci wybaczyć. Nie mam ochoty utrzymywać dalej z tobą kontaktu i naprawdę nie interesuje mnie dlaczego przeprowadziłeś do Londynu. Jeśli chcesz coś dla mnie zrobić to proszę... Wyjdź z sali i daj mi odpocząć. - dopiero po zakończeniu mojego długiego monologu spojrzałam mu w oczy. Ile błędów jeszcze dzisiaj popełnię ?! Z oczu chłopaka leciały słone łzy. Tylko i wyłącznie z mojej winy. Mimo, że chciałam wytrzeć mu teraz każdy ślad smutku i sprawić by znowu na twarz wstąpił mu uśmiech, nie mogłam. Powiedziałam całą prawdę i nie cofnę swoich słów. Po chwili milczenia chłopak zabrał swoją rękę z mojego uda. Ja nawet nie skojarzyłam, kiedy ją tam położył. Josh odsunął taboret i wyszedł z sali, jak i również z mojego życia. Zalała mnie fala smutku, ale... Czy nie tego właśnie od niego oczekiwałam?

trzy dni później
Lekarze wypuścili mnie wcześniej ze szpitala mówiąc, że wszystko jest w porządku tylko jestem jeszcze osłabiona i do końca tygodnia muszę zostać w domu. Czeka mnie dużo nadrabiania...
Mama w szpitalu bywała raz dziennie żeby przywieźć mi świeże ubrania. Ani razu nie zapytała jak się czuję. Zachowywała się tak jakby miała do mnie żal o to co zrobiłam. Jedyne co zrobiła dla sprawy, to zapisała mnie na terapię u psychologa. Zresztą to też po długim namawianiu lekarza.
Właśnie teraz siedziałam zamknięta w ciasnej szpitalnej łazience w celu przebrania się. Oczywiście zrobiłam to już dobre dziesięć minut temu, ale zdecydowałam jeszcze chwilę tu posiedzieć, zanim wrócę do domu, do mamy i brata mających mnie w nosie, do szkoły, gdzie będę głównym pośmiewiskiem i przede wszystkim do sprawy z wypadkiem Johna, która nadal nie została wyjaśniona. Policjanci wstrzymali ją na czas mojego pobytu w szpitalu. Co do chłopaka... Nie miałam z nim żadnego kontaktu. Nie wiem, czy wyszedł już ze szpitala i nie wiem na czym stoją nasze relacje. Może zostanie moim przyjacielem...? Kto wie...
Nagle wyrwałam się z rozmyśleń i sprawdziłam godzinę na moim telefonie. Okazało się, że siedzę w tej łazience już prawie dwadzieścia minut. Po cichu otworzyłam drzwi, starając się wyjść niezauważona, ale mój plan szlag trafił. Tuż przed wejściem stała mocno zdenerwowana pielęgniarka. Oczywiście zrobiła mi dokładną kontrolę, czy aby napewno się nie pocięłam, czy coś i dopiero puściła mnie wolno. Czym prędzej pobiegłam do samochodu, w którym już czekała na mnie mama i pojechałyśmy do domu.

***

Całe popołudnie spędziłam na spaniu w moim wygodnym łóżku z przerwami na jedzenie i długi ciepły prysznic, którego nie mogłam sobie zagwarantować w szpitalu. Moja mama gdzieś wyszła, a Charlie już spał mimo, że dochodziła dopiero 20:00. Oczywiście pilnowanie go spadło na mnie.
Korzystając ze swobody i ciepełka w domu (mimo kwietnia na dworze jest dosyć chłodno) nie fatygowałam się nawet jakoś schludnie ubrać. I dlatego paradowałam w dresowych szortach, które całkowicie zasłaniała za duża biała koszulka, którą zabrałam Joshowi jeszcze w Kanadzie. Mimo, że wykreśliłam chłopaka z mojego życia to z ubraniem nie potrafię się rozstać. Do tego nie chciało mi się zakładać soczewek, więc moją twarz zdobią okulary w czarnych oprawkach.
Akurat przygotowywałam sobie setną już chyba herbatę, kiedy ktoś zaczął raz po razie dzwonić dzwonkiem do drzwi. Przestraszona wizją obudzenia brata, co równałoby się z opieką nad nim, pobiegłam otworzyć.
I w tym momencie mnie zamurowało. John Deluca z zagipsowaną nogą i usztywniaczem na nadgarstku stał u progu moich drzwi i lustrował mnie wzrokiem od góry do dołu. A ja dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że wyglądam jakbym nie miała na sobie spodni. Spaliłam buraka, zaprosiłam go do kuchni i czym prędzej pobiegłam na górę założyć pierwszą lepszą rzecz jaką miałam pod ręką. Okazały się nią obcisłe jeansy, których chyba nigdy nie miałam na sobie. Ale lepsze to niż nic.
Kiedy wróciłam na dół, John zdążył się już rozgościć. Pił MOJĄ herbatę, którą dopiero co sobie przygotowałam! Ale kim ja jestem żeby zwracać mu uwagę? Z cichym westchnieniem zaczęłam rozmowę.
- Emm... No tego... Skąd wiedziałeś gdzie mieszkam?
- Ta twoja blondi przyjaciółka mi powiedziała. Jak ona miała?
- Chodzi ci o Bridgit?
- A no, no. Jakoś tak. - chłopak wzruszył ramionami i rozsiadł się wygodniej na krześle. A ja? Chyba nigdy nie byłam bardziej zdezorientowana i skrępowana.
- No więc... Co cię do mnie sprowadza?
- A no tak. Przyniosłem ci lekcje! - po tych słowach wyciągnął z torby - której swoją drogą wcześniej nie zauważyłam - cienki zeszyt i rzucił go na stół.
- Eeee... Ja nie wiem co powiedzieć. Naprawdę dziękuje.
- Nie no spoko, chciałem się chociaż w małym stopniu odwdzięczyć. No to tyle, ja już spadam.
Zaproponowałam aby został na kolację, ale mówił, że się gdzieś spieszy, a ja nie chciałam być natrętna, więc odprowadziłam go tylko do drzwi.
Szczerze to liczyłam na jakieś pożegnanie, ale przez jego następne słowa ścisnęło mnie serce.
- Mam do ciebie jedną prośbę. Nie mów nikomu, że się znamy. A jak ta cała Bridgit zapyta czemu pytałem, gdzie mieszkasz to powiedz jej, że robiłaś mi angielski i chciałem odebrać zeszyt, czy coś w tym stylu. Dzięki, pa! - powstrzymywałam łzy najbardziej jak mogłam. On nawet nie chce się do mnie przyznawać! Już zamykałam drzwi, kiedy usłyszałam jego głos:
- Ale nogi to ty masz ładne Lodo! - zatrzasnęłam drzwi i dałam upust swoim emocjom...

Sorki za długą nieobecność, ale życie jest ciężkie, Pingwinki :(( Nowy rozdział za tydzień!

~ SisKaropolin

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Mar 07, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Only Lodo Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz