Rozdział 5.

938 62 4
                                    

*Po spotkaniu*

— Ej, wiecie co? Ja myślę, że Dumbledore znowu coś ukrywa. A wy? — Zapytał Ron spoglądając na przyjaciół w poszukiwaniu wsparcia.

— Ja myślę, że nie. To było by bez sensu, nie uważasz? No, bo po co? On, wie, że i tak z trudem odzyskał tą małą część naszego zaufania, więc jeżeli do końca nie zdurniał — co jest jednak prawdopodobne — nie okłamywał by nas. Nie ma w tym korzyści. — Wyjaśniła Luna, a Ron spojrzał na nią zdumionym wzrokiem. Neville to zauważył i wziął swoją ukochaną za rękę. Ron odwrócił wzrok.Nastała chwila ciszy, którą przerwał Harry.

— Hermina, Ginny, co wam mówił Snape? Macie jakieś trudne zadanie?

Hermione zamurowało.

Kurczę, dlaczego nie pomyślałam o tym wcześniej?

Ale zanim zdążyła odpowiedzieć stali już przed schodami prowadzącymi do wierzy Gryffindor'u. Udając, że nie słyszy ciągnie przyjaciółki do ich dormitorium i zamyka drzwi.

∞∞∞

— Ej, Harry ? Wszystko w porządku ? — Rudowłosa dziewczyna usiadła w pokoju wspólnym koło swojego przyjaciela. Martwiła się o niego. Może i powinna być na niego strasznie zła, nawet wściekła. Może i powinna go wyzywać i wyklinać. Może i powinna życzyć mu najgorszego, nie odzywać się do niego, a tymbardziej martwić ! Ale... Ona nie mogła. Nie była taka. Prawda, kochała tego dupka. Od ich pierwszego spotkania wiedziała, że on nie jest dla niej... kimś zwykłym. Wiedziała, że gdy wtedy zobaczyła go z Lavender... że to było jednorazowe... ale, oboje w końcu zgodnie stwierdzili, że potrzebują odetchnąć. To znaczy, on stwierdził, a ona się zgodziła. Żałowała, bardzo żałowała. Może, gdyby wtedy mu wybaczyła, może gdyby...

— Ja... Nie zrozumiesz. — Chłopak odłożył książkę, którą czytał i podszedł do okna. Słońce znikało powoli, na horyzoncie pojawiały się malutkie, świecące punkty.

— Zrozumiem. — Teraz stała za nim — Harry, przecież wiesz... możesz mi powiedzieć wszystko. Wiedziała, że coś jest nie tak. Niedawno było wszystko ok, a teraz...

— Nie Ginny, nie mogę.

Nie, tego już za wiele. Co on sobie myśli ?!?

— Słuchaj, zachowujesz się jak dziecko. Ja wiem, rozumiem Cie, nie przerywaj mi ! — Dodała, widząc że otwiera usta by coś powiedzieć. On pod wzrokiem jakim został obdarzony zamknął usta i poddał się... Jeju, wiedział co ona ma mu do powiedzenia. Ale nie mógł jej nic powiedzieć. Co mu pozostało ? Słuchać tych wszystkich wywodów. Gdyby mógł jej powiedzieć... Przecież, nie wyprowadził się bez powodu. Nie uciekł, nie zerwał kontaktu bez powodu... Z miną męczennika odwrócił głowę i spojrzał w jej oczy. Te piękne, błękitne oczy... Chłód. Otaczał je chłód. Widać w nich ból, złość i... determinację.

— Harry, ja wiem, że nie chcesz mnie. Nie myśl sobie, że rozpaczam z tego powodu. Wiem, że rozstaliśmy się, że nic już nas nie łączy. Ja się z tym pogodziłam, a ty ?!? Zachowujesz się jak dziecko ! Za każdym razem, gdy pytam co się dzieje, zbywasz mnie ! Nie chcesz Z NIKIM rozmawiać... — Spojrzał na nią z niedowiarzaniem w oczach — Nie zauważasz nic ! Widzisz tylko czubek swojego nosa !!

— Przestań ! Możesz mnie obrażać, myśleć co chcesz, ale nie jestem egoistą !!

— Tak, zabiłeś Voldemorta i myślisz, że jesteś kimś lepszym od nas ? Gdy ty udzielałeś sobie wywiadów, twoi przyjaciele...

— Ron i Hermiona nie mają z tym nic wspólnego. A ty nie jesteś moją przyjaciółką !

- Zabolało... — pomyślała, ale nie dała tego po sobie poznać. Nadal stała z obojętnym wyrazem twarzy i zimnym wzrokiem.

— Wiem, ale dziwne, że nie zauważyłeś, że twój przyjaciel znęca się psychicznie nad twoją przyjaciółką !

W duchu uśmiechnęła się widziąc jego zmieszanie.

— C – Co ?

— Tak, od dawna Hermiona mówi mi, że słyszy strasznie rzeczy z ust mojego brata — na te słowa skrzywiła się, jakby mówiła o czymś wyjątkowo obrzydliwym.

— Ron ?! On nigdy by tego nie zrobił...

— Ale zrobił, Harry. I robi od dawna. — Dobiegł ich głos z drugiego końca pokoju. Hermiona stała, i słuchała ich kłótni.

— Hermiona... Nie, nie moge uwierzyć. Ron ? On... Zawsze Cię bronił... Nie, to musi być jakieś nieporozumienie. — Odwrócił się i obserwował gwiazdy. Ginny za to przewróciła oczami, posłała Hermionie współczujące spojrzenie, i poszła do dormitorium, gdzie spała już Luna.
Hermiona uśmiechnęła się blado, ale zamarła, słysząc pytanie :

— Dlatego byłaś smutna, na obiedzie ? Jak on Cię nazwał ?!

— Harry...

— Jak ?!?

— On... O...

— No wyduś to z Siebie !!! — W jego głosie słychać było czystą furię.

— On... Szlamą. Nazwał mnie szlamą. Brudną szlamą...

Jedyne co potem czuła to lekkie szturchnięcie ramienia, i wrzask Grubej Damy, coś, że zakłucają jej spokójz, nie może się wyspać...
Podeszła do okna. Spojrzała na błonia... Tak bardzo kochała ten widok...
Spojrzała w stronę zakazanego lasu i zobaczyła...

Co? Nie! To nie możliwe... Nie!

— Harry!! HARRY! LUNA! GINNY!!!

Wszyscy, nawet Harry słysząc jej kroki podeszli szybko do okna.

— Nie... To nie możliwe. — Powiedział Nevill, który także słyszał krzyki.

Miona spojrzała na Harry'ego, ale jego już nie było. Spojrzała na błonia... Tak, jej przyjaciel biegł w stronę zakazanego lasu...

Gdzie dumnie szedł duży, czarny pies, jeleń i łania, a za nimi nikt inny jak Fred Weasley i Remus Lupin*.

∞∞∞

*Remus nie zginął, i prowadził poprostu ich do Hogwartu.

No nie mogłam sie powstrzymać. Wiem, że może za szybko, ale musiałam ^^ <3

Go To Sleep, My Princess ||Sevmione Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz