ROZDZIAŁ 2

133 9 3
                                    

Tak jak przewidywałam były strasznie wielkie korki. Ledwo mama zdążyła na samolot i to nie tylko przez ruch drogowy, ale też przez jej nadopiekuńczość. Musiałam ją zbierać po lotnisku, oczywiście nie dosłownie, bo się rozryczała jak małe dziecko, a przecież nie rozstajemy się na stałe. Gdy pożegnałam się z nią, udałam się do wcześniejszej taksówki, aby podwiozła mnie pod dom Valter'ów. Pomimo mojej pewności siebie, bardzo boje się, że po kilku dniach sprawie kłopot małżeństwu i będę musieć wracać. Jestem zazwyczaj bardzo grzeczną osobą, ale wszystko może się wydarzyć.
Teraz stoję przed aktualnym moim domem.

-Dziękuję-wypowiadam do taksówkarza z wdzięcznością gdy stawia przede mną dwie walizki-reszty nie trzeba-daję mu osiemdziesiąt koron* po czym ciągnę walizki w stronę domu. Serce zaczęło mi coraz szybciej bić, gdy stanęłam przed drzwiami. Strasznie się stresuję. Nie wiem jak zacząć rozmowę.

-Dasz radę-wypowiadam sama do siebie, wdychając i wypuszczając głęboko powietrze. Trzy razy pukam do drzwi,a po chwili zauważam bruneta z czekoladowymi oczami-cześć Jacob-witam się nieśmiało, po czym odchrząkuję, widząc go w samych bokserkach.

-Czego chcesz, Collins?-pyta od niechcenia. Wydaję mi się, że wcale się nie wstydzi, że jest przede mną półnago. Czuję się strasznie niekomfortowo i nie wiem jak zacząć rozmowę, bo w głębi duszy modliłam się, aby otworzył mi ktoś z jego rodziców. Nie spodziewałam się takich widoków.

-Bo ja tu przy...

-Nie mam czasu. Nara lamusie-przerywa mi, a po chwili zamyka przede mną drzwi z głośnym hukiem.

-Auć?-komentuję.

Zażenowana tym incydentem jeszcze raz pukam, tym razem mocniej i odważniej. Znów otwierają się drzwi, ale tym razem widzę pełną radości Alice, która na mój widok pogłębia uśmiech.

-Dzień dobry.

-Witam kochana. Strasznie przepraszam ciebie za Jacob'a-przytula mnie-zapraszam-odsuwa się lekko w prawo, aby zrobić mi miejsce.

Biorę moje walizki i wchodzę do środka. Stawiam je w rogu korytarza i odwracam się do gospodyni tego przepięknego domu.

-Dziękuję bardzo za przyjęcie mnie-mówię, nie wiedząc jak zacząć. Alice jest kobietą po czterdziestce, lecz jej uroda odejmuje brunetce z około dziesięć lat,a zgrabna sylwetka dodaje w tym przekonania. Jej duże niebieskie oczy komponują się z pełnymi ustami, pomalowanymi na krwistą czerwień. Jest wyższa ode mnie o głowę. Zawsze chodzi ubrana modnie oraz elegancko.

-Och, nie ma za co. Jest nam bardzo miło, że możemy ciebie tutaj gościć.

-To nie jest żaden kło...

-Nawet najmniejszy-wtrąca brunetka, prowadząc mnie do kuchni. Siadamy przy wysepce kuchennej-wody, soku?

-Wody poproszę-uśmiecham się nieśmiało-Williama nie ma?-pytam, rozglądając się.

-W pracy, wiesz jak to jest-wzdycha, podając mi kubek-raz tu papiery, raz tam. Strasznie jest to uciążliwe. Pod wieczór powinien wrócić. Mniejsza z tym-macha niedbale ręką-czuj się jak u siebie, nie chcę abyś traktowała ten dom jak więzienie, cały dom, ogród, basen, sala kinowa, kort tenisowy, stół do bilarda, jacuzzi jest do twojej dyspozycji-czy mówiłam, że Valter'owie są bogaci? Bardzo bogaci? Strasznie bardzo bogaci? Nie wierzę w to co słyszę. Całe te przyjemności są w zasięgu mojej ręki. Jestem w siódmym niebie. Pewnie uśmiecham się jak mysz do sera, przez co wyglądam jak idiotka-możesz przyprowadzać tutaj przyjaciół kiedy tylko zechcesz, jak zostaną na noc to też nie mamy nic przeciwko, tylko powiadom nas. To nie jest żaden kłopot. W firmie mojego męża ostatnio jest strasznie dużo pracy, bo rozszerzamy udziały na cały świat, dlatego mnie i William'a może nie być przez całe dnie, za co bardzo przepraszamy. Jak będziesz mieć jakiś problem lub kłopot w znalezieniu czegoś to śmiało poproś Jacoba-nagle mój uśmiech znika, gdy uświadamiam sobie w kogo domu jestem. Cholera. Byłoby idealnie, gdyby nie jego obecność. To na pewno nie będzie siódme niebo-coś się stało, rybko? Źle coś powiedziałam?-zaniepokoiła się brunetka.

-Nie, wszystko jest w jak najlepszym porządku. Tylko po prostu nie mogę uwierzyć w to, że to wszystko...ach-nie mogę dojść do słów. Bo po mimo bruneta jest naprawdę rewelacyjnie.

-Cieszę się. Pamiętaj, ten dom nie ma być więzieniem, czuj się jak u siebie.

-Dziękuję za wszystko -posyłam jej uśmiech.

-Jacob!-nagle woła syna, a mi na to imię robi się niedobrze-zaprowadzi cię do twojego pokoju i pokaże ci, gdzie co i jak leży-tym razem zwraca się do mnie.

-Co?-odburkuje. Słychać u niego złość. Nawet rodziców źle traktuje? Przecież to jest karygodne. Czy on ma w ogóle jakieś uczucia? Na pewno nie, pokazał to bardzo dobrze, gdy olał mnie z dnia na dzień. Noc się nie zmienił. Nie mogę w to uwierzyć, że kiedyś był mi tak bliski.

-Zejdź tu na dół na chwilkę.

-Po co? Jestem zajęty.

-Jak każdy na tym świecie-mruczy cicho Alice, kiwając głową w prawo i lewo-chodź na chwilę do kuchni. Kilka minut cię nie zbawi-odzywa się do syna.

-Idę, idę-założę się, że teraz przewrócił oczami. Zawsze robił tak, gdy był młodszy.

-Przepraszam cię za niego. Jest taki niegrzeczny. Ostatnio strasznie często się denerwuje. Nie wiem dlaczego, ale pewnie przechodzi wiek buntownika-śmieje się ze zdenerwowaniem, a ja tylko kiwam porozumiewawczo głową.

-Co ona tu robi?-odwracam się i widzę Jacoba, który tym razem jest ubrany w czarne spodnie i opinające jego mięśnie białą koszulkę. Na jego twarzy widzę niedosyt i wyrzuty, które kieruje w stronę swojej mamy. Dłonią wskazuje na mnie i mogę założyć się o sto koron, że jest wkurzony. Nie raczył nawet na mnie spojrzeć, za co w głębi duszy mu dziękuję.

-Skarbie, to jest Ellen.

-Pamiętam ją-wtrąca-więc? Co ona tu robi? Dlaczego w korytarzu stoją walizki?-opiera się o waniliową ścianę, zakłada ręce na klatkę piersiową i podnosi lewą brew.

-Będzie tutaj mieszkać przez całe wakacje.

-Że co proszę?-słyszę gorzki śmiech bruneta-dobry żart, mamo-widzę jego rozbawiony wyraz twarzy,lecz po chwili poważnieje-ty na serio mówisz?-wytrzeszcza oczy.

-Tak, synku.

-Ale przecież ona tu nie może zostać! Ona jest ofiarą losu-prycha pod nosem i patrzy intensywnie w moje oczy. Gdyby można było zabijać wzrokiem, dawno byłabym już martwa. Przełknęłam głośno ślinę.

-Jacob Valter jak ty się odzywasz?-podnosi się z krzesła brunetka. Widać, że jest zdenerwowana.

-Nawet nie powiadomiliście mnie o tym, że jakaś smarkula będzie u mnie w domu-słychać jak trzeszczy zębami. Jest naprawdę wkurzony. Czasami się go boje. Nie wiem co zrobić. Jedynie co mogę to patrzeć raz na niego raz na nią.

-Nie tak cie wychowałam-podnosi ton głosu.

-Przez całe wakacje?-łapie się za głowę, nie wierząc w to co słyszy.

-Całe wakacje.

-I kiedy wy w sierpniu wyjeżdżacie na urlop to ona też będzie?-ciągnie za końcówki swoich włosów, pokazując zdezorientowanie.

-Mhm.

-Jestem w jakiejś ukrytej kamerze?-śmieje się nerwowo Jacob, rozglądając się dookoła. Przyznam, że to wygląda bardzo śmiesznie, ale powstrzymuję się od uśmiechu-tyle miałem zaplanowane. A przez nią z wszystkich planów nici!-patrzy głęboko z nienawiścią w moje oczy, a ja speszona spuszczam je na moje białe conversy. Chyba jestem skończona w tej szkole.

-Ellen nie będzie ci w niczym przeszkadzać przeszkadzać, prawda?

-Tak-mruczę pod nosem.

-To nie zmienia faktu, że będzie pod naszym domem.

-Ellen, przepraszam ciebie za wszystko, wiesz jak to mężczyźni-zwraca się do mnie, a on znów prycha-a ty Jacob, nie masz tutaj nic do gadania-karci go mama-weź jej walizki i pokaż jej pokój.
---

*korona szwedzka-jest to waluta w Szwecji. U nas to 48 groszy za jedną koronę szwedzką.

Zagubiona/ZagubionyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz