No i co ja tutaj robię? Stojąc przed drzwiami do jego gabinetu, jak zawsze zjawiając się bezzwłocznie na wezwanie, kiedy tylko kiwnie palcem. Waham się przed zapukaniem, ale czego się boję? Czego się obawiam, przed czym czuję lęk, kiedy stoję tu w bezruchu, patrząc na zniszczone drewno, z którego wykonano drzwi. Śledzę spojrzeniem każdą rysę, każde wgłębienie, każde zadrapanie, jakbym próbował w ten sposób odwlec nieuniknione.
Stoję zupełnie sam na końcu korytarza, którym tutaj przyszedłem. Jedynym źródłem światła jest płonąca w pobliżu pochodnia, moja sylwetka na jej tle rzuca tańczący cień na ścianę. Mam wrażenie, jakbym był w centrum mroku, obserwowany ze wszystkich stron przez setki wścibskich par oczu, pogardzających mną, potępiających mnie, nienawidzących...
Unoszę dłoń i w końcu pukam do drzwi. Nie czekam na pozwolenie, by wejść, jak zawsze robię to bez niego. Naciskam klamkę, popycham kawał starego drewna, przekraczam próg i...
- Ah, Levi!- Mike szybko odsuwa się od Erwina i pospiesznie zapina koszulę.
Nie ruszam się, nie odzywam, po prostu stoję i patrzę, czekając. Mike ma niezgrabne
ruchy, pospieszne, nerwowe. Pomija środkowy guzik, zauważa to dopiero na koniec, zerka na mnie niespokojnie, ale najwyraźniej postanawia załatwić to na zewnątrz. Kiwa głową Erwinowi, a potem mnie.
- No to do zobaczenia, Erwinie. Przemyśl sprawę.
- Porozmawiamy jutro rano – odpowiada Erwin, odwrócony teraz w stronę okna, za którym słońce leniwie chowa się za potężnym murem.
Zostajemy sami. W pomieszczeniu zapada głucha cisza. Podchodzę powoli do biurka,
wpatrując się w jego plecy.
- Po co mnie wzywałeś?- pytam rzeczowo. Chcę stąd jak najszybciej wyjść, wrócić do siebie, zamknąć się w pokoju, albo wyjść poza mury i zabić kilku tytanów. Ewentualnie wyżyć się na Erenie. Denerwuje mnie zbyt szybkie bicie serca, przyspieszony puls, głupie myśli i przypuszczenia, błądzące po głowie.
- Nie masz dziś humoru?- pyta z kolei Erwin, odpinając pierwszy i drugi guzik koszuli, odwracając się do mnie i patrząc tymi spokojnymi oczami. Widzę fragment jego klatki piersiowej, gładkiej i muskularnej. Odwracam powoli wzrok, nie odpowiadam.- Szkoda. Miałem nadzieję, że spędzimy razem wieczór.
Milczę, wpatrując się w stertę papierów na jego biurku. Nie reaguję, kiedy do mnie
podchodzi. Staje tuż przede mną, patrzy na mnie z góry. Nachyla się powoli, delikatnie dotyka dłonią mojego policzka. Chce mnie pocałować, ale odsuwam głowę.
Jest zaskoczony. Przez chwilę patrzy na mnie ze zdziwieniem, a potem kciukiem dotyka
moich ust, przesuwa nim po dolnej wardze. Odtrącam jego dłoń, patrzę na niego surowo, a potem znów odwracam głowę, tym razem w prawo.
- Co się dzieje?- pyta.
- Nic – odpowiadam.- Nie zawsze muszę mieć ochotę na twoje zabawy.
- „Moje" zabawy?- powtarza, unosząc lekko brew.- Zachowujesz się dziwnie, Levi...co się stało?
Cmokam, niezadowolony, cofam się o krok. Na pewno wyglądam, jakbym ciskał
mordercze spojrzenia wszystkim meblom na około. Erwin wzdycha cicho, sięga dłonią do mojego biodra, kładzie ją na nim, przesuwa wprzód, na plecy, by po chwili przyciągnąć mnie do siebie.
