Zrobiłem to tak nagle, że zaskoczyłem nawet sam siebie. Jednak dotyk jego ciepłych, odrobinę wilgotnych warg był taki, jaki sobie wyobrażałem. Choć zrobiłem to wbrew jego woli, miałem wrażenie, jakby spełniło się jedno z moich małych, skrytych marzeń.
Jean, z zarumienionymi policzkami i delikatnie rozchylonymi ustami, patrzył na mnie, jakbym właśnie...no, pocałował go. Tak w końcu się stało, nie potrafiłem do niczego innego porównać jego miny. W ogóle do niego nie pasowała, taka niewinna i bezradna, ale jednak spodobała mi się.
Uśmiechnąłem się nieśmiało i zaśmiałem nerwowo, cofając. Serce biło mi jak oszalałe, w głowie krzyczały myśli „Coś ty zrobił, głupku?!", „Teraz cię znienawidzi", „Takich rzeczy się nie robi", „To nie czas na całowanie".
Nie wiem, dlaczego to zrobiłem. Nie mam pojęcia, naprawdę. Chciałbym mu to powiedzieć, ale moje gardło jest ściśnięte, nie potrafię wydobyć z niego choćby łkania – a na nie właśnie mi się zbierało, słuchając tych wszystkich myśli. Tych, które krzyczały, bym zrobił to raz jeszcze i tych, które namawiały do wyznaniu mu moich uczuć...
Jak powinienem się teraz zachować? Czy mam go przeprosić? Podać nieistniejące wytłumaczenie, skłamać go, by tylko nie powiedział tych dwóch słów, których boi się każdy człowiek, dla którego druga osoba jest ważna? A może powinienem pozwolić, by panowała między nami napięta cisza? Ale czy wówczas Jean nie będzie próbował o wszystkim zapomnieć? Czy ja będę w stanie zrobić to samo? Czy może...powinienem odejść bez słowa?
- Dlaczego to zrobiłeś?- zapytał cicho Jean.
Spojrzałem na niego nerwowo, ale on na mnie nie patrzył. Głowę miał zwróconą w
przeciwną stronę, jego uszy były całe czerwone. Mimo wszystko, uśmiechnąłem się na ten widok.
Jean ma naprawdę śliczne uszy.
- Nie wiem – odparłem równie cicho.- Przepraszam.
- Po co robisz rzeczy, za które żałujesz?!
- Eh? T-to nie tak, że żałuję...
- Więc czemuś to zrobił?- burknął, rzucając mi złe spojrzenie.- Ktoś mógł nas zobaczyć! Chłopak całujący drugiego chłopaka nie wygląda zbyt dobrze!
- Jak mówiłem, nie mam pojęcia...- szepnąłem, spuszczając głowę, zawstydzony.- Przepraszam, wiem, że nie powinienem był, ale...jakoś nie mogłem nad tym zapanować.
Widziałem, jak Jean zaciska pięści, usłyszałem jego ciche prychnięcie.
Zdenerwowałem go...było mi z tego powodu przykro, ale jednocześnie na dnie duszy
kotłowała się złość. Miałem ochotę na niego nakrzyczeć, wyzwać go, rzucić w niego czymś niegroźnym, ale na tyle ciężkim, by to poczuł. Chciałem, żeby teraz to jemu było przykro, chciałem usłyszeć z jego ust słowo „przepraszam"...
Ale za co miałby mnie przeprosić? Przecież to ja jestem wszystkiemu winny...
- Przepraszam...pójdę już – powiedziałem cicho i podniosłem się szybko z murka, na którym siedzieliśmy.
- Czekaj, Marco!- Jean chwycił mnie za rękaw, stanąłem w miejscu, jednak nie odwróciłem głowy w jego stronę, czując ciepłe kropelki łez na policzkach.- Nie mów o tym nikomu! Jeśli się wyda...
- Wiem!- krzyknąłem. Jean puścił mój rękaw.- Wiem...- powtórzyłem spokojniej i uśmiechnąłem się do siebie.- Nie jestem głupi, Jean...