Rozdział XVII

288 21 6
                                    

Lena

Dlaczego mnie to zawsze spotyka? Pomyślałam w chwili, gdy śmiercionośna kula gazu przeleciała tuż nad moją głową. Skąd wiedziałam, że była śmiercionośna? Po dziurze jaką wypaliła w ścianie za moimi plecami.

- Marica, negocjujmy! Wiem, że nie chcesz mnie zabić!

- AGHRRR! - Coś co kiedyś było moją przyjaciółką wydało z siebie dziki charkot.

- Dobra, uznam to za nie – wymamrotałam szykując się się do walki. Wyciągnęłam miecz przed siebie, kiedy zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę nie mogę go użyć. Nie miałam zamiaru zabijać Marici...nawet w tej piekielnej wersji. „To już nie jest ona, to już nie jest ona" - zaczęłam powtarzać w myślach patrząc jak biegnie w moją stronę. Odetnę jej...to znaczy temu ...głowę. Jak każdemu innemu potworowi. Dam radę. Dam radę. Była trzy, dwa, już tylko metr ode mnie...Odepchnęłam ją rękojeścią miecza. Stęknęła, ale po chwili zamachnęła się na mnie szponiastymi palcami. Zrobiłam unik i cofnęłam się do tyłu. Walka nie jest najlepsza, kiedy tylko jednej stronie zależy na skrzywdzeniu drugiej. Marica z kolejnym okrzykiem zaatakowała. Utworzyłam między nami ścianę lodu. Zadziałała jak tarcza. Marica jednak zniszczyła ją czarnym dymem. Walczyłyśmy dalej. Marica atakowała mnie długimi cięciami szponów. Ja mogłam jedynie się cofać i blokować jej ciosy. Miałam coraz mniej energii na uniki.

- Marica, przestań!

Ale oczywiście moje prośby nic nie dały. I wtedy naraz zdarzyło się parę rzeczy.

- Lena! - to Annabeth...i mój brat!, bogom dzięki, wybiegli z jednego z korytarzy. Zdekoncentrowana odwróciłam się w ich stronę, a Marica wykorzystała ten moment nieuwagi. Wytrąciła mi miecz z ręki i chwytając za gardło przyszpiliła do ściany.

- Marica, proszę... - wycharczałam.

- Marica? - przy oknie stał zszokowany Tom i z niedowierzaniem patrzył na monstrum, które, kiedyś było naszą przyjaciółką. Obok niego stała Lissa (i to w jednym kawałku).

- Thrrom? - wydusiło/wydusiła z siebie. I wtedy zaczęło się TO dziać. Wydała z siebie kolejny dziki odgłos. Tym razem jednak nie skończył się. Trwał, a Marica zaczęła się skręcać i wić. Wyglądało to tak jakby na zewnątrz chciał się wydostać jakiś stwór.

- Marica – wyciągnęłam rękę w jej stronę. Może była potworem, ale bardzo cierpiała. I nadal pozostawała moją przyjaciółką.

I wrzask ucichł. Ciało, które opadło bezwładnie na posadzkę należało już do Marici. Rude loki zasłaniały jej twarz. Podbiegłam do niej i przyklękłam.

- Żyjesz? Wszystko w porządku? Odpowiedz coś – załkałam.

- Nie rycz – Marica podniosła się na ręce, była cała blada. Wyglądała naprawdę słabo. - Bogowie, prawie cię zabiłam, Lena.

- Teraz widzisz do czego zdolny jest Chaos – stwierdziłam słysząc wściekłość w moim głosie na samo jego wspomnienie – Możesz wrócić ze mną do obozu albo do domu Brooklińskiego z Tomem. Możesz zacząć od początku.

Spojrzała na mnie niewyraźnym szklistym wzrokiem. Wydawało mi, że się zgodzi. Wrócimy razem, prawie jak siostry. Zapomnimy o przeszłości. Znów będzie tak jak dawniej.

- Przepraszam, Len. - wyszeptała. Chciałam zapytać za co, ale zanim zdążyłam wydusić z siebie choćby słowo na ziemię powalił mnie mocny kopniak w brzuch. Wylądowałam na tyłku zginając się w pół.

Marica błyskawicznie stanęła na nogach, zrobiła obrót i zniknęła w zielonkawo czarnym dymie.

- Wszystko w porządku? – Percy dobiegł do mnie jako pierwszy. W chwilę potem dołączyła Annabeth, Lissa, a na szarym końcu Tom.

Historie z Olimpu (seria II)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz