Rozdział VIII

365 23 2
                                    

Na biurku stała fotografia. Była pognieciona i pożółkła w paru miejscach. Mimo to została oprawiona w złotą ramkę. Przedstawiała trójkę uśmiechniętych od ucha do ucha dzieci. Najstarszy był ciemnowłosy chłopak, który stał pomiędzy dwoma dziewczynkami. Niższa miała krótkie ciemne włosy i radosne granatowe oczy. Wyższa natomiast masę rudych loków. Jej oczy miały złotą barwę. Niespotykaną złotą barwę...

Tom

Pierwszą rzeczą, którą zobaczyłem po przebudzeniu się była twarz pochylającego się nade mną Cartera.

- Długo spałeś – stwierdził.

- Aha – podparłem się na łokciu i zacząłem rozmasowywać sobie kark – Wiesz co? Miałem porąbany sen. Porwali Percy'ego i pojechaliśmy go ratować. Spotkaliśmy Thora, wredny dupek swoją drogą, a on zaprowadził nas do Odyna, a potem okazało się, że Chaos powstaje...

Urwałem widząc minę Cartera.

- Co jest...?

I wtedy dostrzegłem krajobraz za jego ramieniem. Ziemia pokryta była grubą warstwą śniegu. Znajdowaliśmy się na małej polance otoczonej oszronionymi i ogołoconymi drzewami. Na środku stało ognisko, żar nadal się w nim tlił. Wokół niego siedziały dziewczyny.

- Czyli to nie był sen? - Carter tylko pokiwał głową – To z Chaosem też?

Znów przytaknął. Zrobiło mi się słabo, miałem ochotę zwymiotować. Nadchodziło coś potężnego. Zawsze dawałem sobie radę. To był mój obowiązek. Dawałem sobie radę, gdy w domu paryskim rówieśnicy ze mnie kpili. Dawałem sobie radę po śmierci matki. Dawałem sobie radę w opiece i strzeżeniu Leny. Teraz nadchodziło jednak coś z czym nie mogłem dać sobie rady...

- Jaka diagnoza profesorku? - spytałem próbując opanować drżący głos i rozdygotane ręce.

- Tak szczerze? - Carter turlał po ziemi małą kulkę, którą uprzedni ulepił ze śniegu, wbiłem w nią wzrok – Mamy przerąbane.

Przełknąłem ślinę.

- Jak bardzo? Powiedz w skali od jeden do dziesięciu.

Zastanowił się chwilę.

- Jedenaście.

Zaśmiałem się histerycznie.

- Uff, już myślałem, że mamy kłopoty – powiedziałem wysokim i naprawdę nie męskim głosem. Carter uśmiechnął się słabo.

- Czyli co...czeka nas wojna? - nie wiem co chciałem osiągnąć tym pytaniem. Starałem się chyba wypaść luzacko.

- Wojna – potwierdził smutnym głosem Carter. Wojna! Wojna! - zawołał radosny głos w mojej głowie. Zamarłem. Myślałem, że już znikł! Miałem nadzieję, że już nigdy go nie usłyszę! Ale jak widać...

Niespodzianka, geniuszu! Nie cieszysz się? Mamy wojnę!

To nie jest powód do radości... Po co ja z tobą gadam? Wynoś się z mojej głowy!

Nie mogę Tom – zaśmiała się – sam mnie wybrałeś!

Nie prosiłem o wariatkę – odparowałem – prosiłem o pomoc!

Nie zawsze dostajemy to co chcemy, lecz to o co potrzebujemy...

A następnie zostałem ukarany balladą o wojnie do wygrania, o wrogach do pokonania i o zabraniu im kieszeni. Za jakie grzechy?!

- E! Śpiące królewny! - wyrwał mnie z zamyślenia głos Sadie – Idziecie czy nie?

- Mamy śniadanie! - dodała Lena. Wymieniliśmy z Carterem spojrzenia. W chwilę potem siedzieliśmy z dziewczynami przy ognisku. Przy ognisku leżały pootwierane opakowania od chipsów i pianek.

Historie z Olimpu (seria II)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz