16. Przeziębienie.

1.4K 196 73
                                    

Mabel była w szkole, a ja zostałem w domu. Musiałem zaopiekować się chłopcem. Dipper jak zwykle o tej porze roku umierał...To znaczy był przeziębiony, kichał, kaszlał, smarkał i inne tego typu ciekawe rzeczy. Państwo Pines nie mieli czasu zabrać go do lekarza.

Wiadomo: kariera, praca, papiery, bla bla bla...

I nigdy w życiu nie zgadniecie, kto musiał z nim tam pójść. No dobra, zgadniecie.

Ja.

Zaczęło się dość spokojnie. Ubrałem go, pomogłem zapiąć kurtkę i zawiązać sznurówki. Po zamknięciu domu i wyjściu na miasto chyba z dziesięć razy miałem ochotę podpalić wszystkie sklepy.

-Bill, księgarnia!

-O, biblioteka...Nie oddałem książki. Muszę wrócić do domu.

-Dipper, wypożyczyłeś ją ledwie dwa dni temu. -odparłem i pociągnąłem go dalej.

-Ale ktoś może chcieć ją przeczytać! Chwila...Nie wzięliśmy chleba.

-Po co ci chleb? -jęknąłem.

-No jak to...Kaczki nakarmić!

-Niby gdzie?! -przystanąłem i spojrzałem na chłopca.

-W parku. Po tym, jak wyjdziemy od lekarza. -odparł z prostotą. Policzyłem do dziesięciu i odetchnąłem.

-Dipper...Nie pójdziemy do parku. Muszę wrócić do domu i ugotować obiad.

-Ja chcę do parku. -chłopczyk tupnął nogą i spojrzał na mnie, marszcząc groźnie brwi. Nie odpowiedziałem i poszedłem dalej, ciągnąc smarkacza za rękę. I wtedy się rozryczał.

-No nie wstyd panu! Tak dziecko katować.

Poczułem ból w moim odcinku krzyżowym i syknąłem, a staruszka podeszła do Dippera i zaczęła go pocieszać.

-Masz dziecko cukiereczka...

Brunet chlipnął i wsadził sobie krówkę do gęby. Babcia jeszcze raz walnęła mnie laską, tym razem w kolano. Jęknąłem cicho, a w oczach pojawiły mi się łzy bólu. Kobieta pogłaskała go po główce i sobie poszła. A wtedy Dipper uśmiechnął się wrednie. Gnojek.

-Pójdziemy do parku.

-Dobrze.-syknąłem zimno i z całą stanowczością pociągnąłem go w stronę przychodni.

-Jest kolejka. -fuknęła na mnie jakaś czarnowłosa baba. Zrezygnowany posadziłem Dippera na ostatnim wolnym krzesełku, a sam stanąłem i oparłem się o ścianę.

-Masz. -podał mi ostatnią krówkę. Wsadziłem sobie ją do ust i zacząłem przeżuwać.

Po jakiejś godzinie z ulgą chwyciłem oblepioną rękę chłopaka. Weszliśmy do gabinetu.

-Dzień dobry. Proszę tu usiąść. -lekarz wskazał na dwa krzesełka. Opadłem na nie, mając nadzieję, że dzisiaj moje męki się skończą. Lub przynajmniej zmniejszą. Ale byłem w błędzie.

-Zobaczmy...Hm, widzę, że nasz mały pacjent nie był szczepiony.

Twarz chłopca na przemian stawała się czerwona i biała. Kiedy lekarz podszedł do niego ze strzykawką, Dipper najnormalniej w świecie kopnął go i uciekł.

Schowałem twarz w dłoniach. Dziecko Czasu szyderczo chichotało w moim umyśle.

***

-Dipper? Dipper!

Babysitter - Gravity Falls FFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz