Mabel była w szkole, a ja zostałem w domu. Musiałem zaopiekować się chłopcem. Dipper jak zwykle o tej porze roku umierał...To znaczy był przeziębiony, kichał, kaszlał, smarkał i inne tego typu ciekawe rzeczy. Państwo Pines nie mieli czasu zabrać go do lekarza.
Wiadomo: kariera, praca, papiery, bla bla bla...
I nigdy w życiu nie zgadniecie, kto musiał z nim tam pójść. No dobra, zgadniecie.
Ja.
Zaczęło się dość spokojnie. Ubrałem go, pomogłem zapiąć kurtkę i zawiązać sznurówki. Po zamknięciu domu i wyjściu na miasto chyba z dziesięć razy miałem ochotę podpalić wszystkie sklepy.
-Bill, księgarnia!
-O, biblioteka...Nie oddałem książki. Muszę wrócić do domu.
-Dipper, wypożyczyłeś ją ledwie dwa dni temu. -odparłem i pociągnąłem go dalej.
-Ale ktoś może chcieć ją przeczytać! Chwila...Nie wzięliśmy chleba.
-Po co ci chleb? -jęknąłem.
-No jak to...Kaczki nakarmić!
-Niby gdzie?! -przystanąłem i spojrzałem na chłopca.
-W parku. Po tym, jak wyjdziemy od lekarza. -odparł z prostotą. Policzyłem do dziesięciu i odetchnąłem.
-Dipper...Nie pójdziemy do parku. Muszę wrócić do domu i ugotować obiad.
-Ja chcę do parku. -chłopczyk tupnął nogą i spojrzał na mnie, marszcząc groźnie brwi. Nie odpowiedziałem i poszedłem dalej, ciągnąc smarkacza za rękę. I wtedy się rozryczał.
-No nie wstyd panu! Tak dziecko katować.
Poczułem ból w moim odcinku krzyżowym i syknąłem, a staruszka podeszła do Dippera i zaczęła go pocieszać.
-Masz dziecko cukiereczka...
Brunet chlipnął i wsadził sobie krówkę do gęby. Babcia jeszcze raz walnęła mnie laską, tym razem w kolano. Jęknąłem cicho, a w oczach pojawiły mi się łzy bólu. Kobieta pogłaskała go po główce i sobie poszła. A wtedy Dipper uśmiechnął się wrednie. Gnojek.
-Pójdziemy do parku.
-Dobrze.-syknąłem zimno i z całą stanowczością pociągnąłem go w stronę przychodni.
-Jest kolejka. -fuknęła na mnie jakaś czarnowłosa baba. Zrezygnowany posadziłem Dippera na ostatnim wolnym krzesełku, a sam stanąłem i oparłem się o ścianę.
-Masz. -podał mi ostatnią krówkę. Wsadziłem sobie ją do ust i zacząłem przeżuwać.
Po jakiejś godzinie z ulgą chwyciłem oblepioną rękę chłopaka. Weszliśmy do gabinetu.
-Dzień dobry. Proszę tu usiąść. -lekarz wskazał na dwa krzesełka. Opadłem na nie, mając nadzieję, że dzisiaj moje męki się skończą. Lub przynajmniej zmniejszą. Ale byłem w błędzie.
-Zobaczmy...Hm, widzę, że nasz mały pacjent nie był szczepiony.
Twarz chłopca na przemian stawała się czerwona i biała. Kiedy lekarz podszedł do niego ze strzykawką, Dipper najnormalniej w świecie kopnął go i uciekł.
Schowałem twarz w dłoniach. Dziecko Czasu szyderczo chichotało w moim umyśle.
***
-Dipper? Dipper!
CZYTASZ
Babysitter - Gravity Falls FF
FanfictionBill Cipher po rozpętaniu apokalipsy zostaje zamieniony w kamienny pomnik. Jednak, gdy Dziecko Czasu się odradza, wysyła go w przeszłość. Jest to jego kara za wszystkie czyny, które sprezentował Mabel i Dipperowi. Od tamtej pory demon musi opiekować...